R27 - Nieproszony gość

245 10 5
                                    

Obowiązek nie pozwolił Mathiasowi spocząć na laurach, nie kiedy przeciwnik jest w niedaleko i czeka na atak znienacka, kiedy ludzie będą się tego najmniej spodziewać. Chwycił dłonie Izy, opuścił ku jej biodrom i postanowił wyjść. Spojrzał znacząco na kilka osób, a te wiedziały o kogo chodziło. Wyszli zostawiając resztę swoich przyjaciół w środku dobrze się bawiących. Pierwszy wzrok Mathiasa spoglądał na mogiły zakopane kilkadziesiąt metrów dalej, potem dopiero stos, na którym spalono ciało Jagny. Na sam koniec podniszczony krąg na asfalcie, gdzie został skatowany Dorian. Od razu Klaudia, która była również obecna, wiedziała, że jej niedawni kompani przeżyli znacznie więcej niż sama mogła sobie wyobrażać w myślach. Iza, Rafał oraz Joanna nie próbowali zareagować, gdy Klaudia dotknęła ramienia Mathiasa, kiedy ten podniósł głowę wyżej w stronę deszczu, który dawał o sobie znać, że nawet niebiosa wiedzą wszystko. Wiedzą, że świat nie uwolni się od takich ludzi jak Igor, pospolitych bandytów, których nie obchodzą ludzkie uczucia ani sprawiedliwość. Korzystają z obecnego chaosu, by obrócić go w stworzenie swojego własnego systemu funkcjonowania w świecie objętym apokalipsą chodzących ciał. Nie liczą się z porażką, a zarazem wiedzą kiedy tymczasowo się wycofać, przemyśleć atak, a potem uderzyć czym prędzej nim przeciwnik zdąży się zorientować. Mathias nie chciał być bohaterem, ale w głębi duszy wiedział, że Igor jest niebezpieczny. Mądry, dobrze obdarzony wiedzą, ale niebezpieczny dla wszystkie co żywe. Posiadał armię fanatyków, którymi się zasłaniał, a sam otoczony swoją tarczą bezlitościwego tyrana prowadzić miał swój plan na nowy bieg ku lepszemu światu. Niestety zasłaniał tylko swoją bezsilność wiecznymi atakami i niszczeniem słabego według niego elementu, który robił mu za konkurencję i wolał się przeciwstawić systemowi niż poddać jego ideałom. Mathias przez to zaczął coraz bardziej myśleć o tym, co Klaudia zaproponowała niedawno.
(Klaudia) - Jesteście świadomi, że to nie może czekać. Przelało się sporo niewinnej krwi.
(Joanna) - Znasz moje zdanie... Od początku zakładałam, że...
(Klaudia) - Daj spokój. Nie jesteśmy już na północy. Powinnaś się otrząsnąć z omenu przeszłości... Choć w tej sprawie, Aśka... W naszej sprawie...
(Joanna) - Liczysz, że ot tak popatrzę jak pójdziesz do tego psiego syna i nie wrócisz? Tak sobie to wyobrażasz? Nie pomyślałaś o uczuciach innych?
(Rafał) - Macie coś między sobą, to załatwcie to między sobą... Nie po to tutaj przeszliśmy tyle kilosów by wysłuchiwać kłótni dwóch umysłowo niedorozwiniętych gimbusiarek...
(Klaudia) - Gimbusiarek powiadasz... A ty kim jesteś? Niby lepszym...?
(Joanna) - Każdy popełnia błędy...
(Klaudia) - Więc zaakceptuj ten błąd... Popełniam go świadomie ze świadomością, że to pomoże wszystkim.
(Rafał) - Mogę pójść nawet ja... Sądzę, że poradziłbym sobie lepiej...
(Klaudia) - Przetrwałam jedną z większych tragedii, która dotknęła ten kraj... Zbierałam poranną rosę z liści, by móc nie umrzeć z odwodnienia... Jadłam stęchłe glizdy, a co poniektóre jeszcze nie zdążyły się wysrać... Własnoręcznie tymi ręcami ubijałam ranne króliki, a futrem wilczym okrywałam się do snu, mając przed sobą od chuja trupów i walczących ze sobą frakcji... - podeszła - Myślisz dalej, że jestem nienormalna i nie wiem co wyrabiam...? Doskonale wiem, co chcę zrobić... Dajcie mi tylko szansę, god damnit...
(Iza) - Dajcie się może komuś wypowiedzieć...
(Mathias) - Nie...
(Klaudia) - Nie?
(Rafał) - Jakie kuźwa nie?
(Mathias) - Nie można zmusić kogoś, by przestał w coś wierzyć, chociaż wierzy tak w głębi serca. Nie można również porzucić przyjaciela w potrzebie, mimo iż sam nie pragnie pomocy od innych...
(Joanna) - To niczego nie poprawia. Jak można połączyć te dwa warianty?
(Mathias) - Możemy zrobić coś, by być w dwóch miejscach na raz...
(Joanna) - Mianowicie jak? Nie myślisz chyba o sobie...
(Mathias) - Mieliśmy posiąść radio dla odbierania innych transmisji, ale... Mamy ważniejszy cel...
(Rafał) - Czyli chodziło o te radyjko?
(Klaudia) - Jak ma nam to pomóc?
(Mathias) - Może posłużyć jako krótkofalówkę... Jako jedną z nich. Drugą byśmy musieli dorobić sami.
(Joanna) - Sądzisz, że takie coś nie rzuca się w oczy?
(Rafał) - Drugie radio może być mniejsza, takie chowane do kieszeni w całości. Większe zostawić u nas. Tylko problem z ustawieniem częstotliwości... Sporo majsterkowania...
(Klaudia) - Nie mamy czasu na zabawę w nastrajanie... Nie po to przywiozłam nasze ostatnie radio...
(Rafał) - Skoro twierdzisz, że nie chcesz nas narażać, to co ci szkodzi?
(Klaudia) - Właściwie masz rację... To jak chcecie to zrobić?
(Mathias) -Będziesz nas informować na bieżąco jak wygląda sytuacja... Udasz, że niczego nie masz, to dalej pójdzie lepiej. Jeśli masz zakończyć życie w ten sposób, my chcemy być z tobą do końca... Chociaż w taki sposób...
(Klaudia) - Dzięki, że choć Ty akceptujesz moją decyzję...
(Iza) - Chcecie to zrobić jutro z rana?
(Klaudia) - Byłoby najlepiej. Potrzeba przedstawienia... Muszą uwierzyć, że umiem sobie poradzić... Muszę wpaść na jakieś stado... A potem zobaczymy jak się to potoczy...
(Mathias) - Marcin mówił o próbach... Jesteś pewna, że zrobisz wszystko by się do nich zbliżyć?
(Klaudia) - Pewna to jestem, że kiedyś umrę...
(Joanna) - Wiesz, że jeszcze nigdzie nie wyszłaś... Można to odkręcić.
(Klaudia) - To skomplikowane, ale...
(Mathias) - Wybacz wścibstwo, ale jeśli kiedyś coś was łączyło kiedyś i ją lubisz... To pozwól jej zdecydować.
(Joanna) - W twojej sprawie też decydowaliśmy, mimo braku twojej cholernej aprobaty...
(Rafał) - Uspokój się, zgoda?
(Joanna) - Mogę mówić, że akceptuję jej decyzję, ale... Moja dusza nie potrafi tak decydować o jej losie... Nie potrafię i nie chcę myśleć, że powiedziałam coś wbrew sobie... Muszę to wszystko przemyśleć... - odeszła
(Klaudia) - Przyjdę do ciebie jak wstanę i... Wszystko... Ech, widzicie co się dzieje... Jeszcze nie umarłam, a już straciłam najlepszą przyjaciółkę...
(Mathias) - Nie straciłaś nikogo. Sam mogę pójść, jeśli pozwolisz...
(Klaudia) - Nic osobistego, ale nie znasz jej tak długo jak Ja. Mógłbyś coś powiedzieć niezręcznego.
(Iza) - Powinnaś z nią pogadać. Twardość twardością, lecz każdego złapie kiedyś słabość... Każdego dnia się boję o każdego obecnego tutaj... Od dziś również o naszych soju... - krząknęła - Nowych przyjaciół... Sporo przeżyłyście obie, znacie się lepiej niż my Was wszyscy razem wzięci.
(Klaudia) - Też sądzicie, że powinnam to jeszcze przemyśleć?
(Mathias) - Nie rób nic wbrew sobie. Jeśli czujesz, że chcesz to zrobić, to nie wahaj się.
(Rafał) - Masz wsparcie nasze, Patki oraz Veskina. W razie czego wkroczymy. Poza tym mamy środki alternatywne, gdyby coś nie wyszło.
(Klaudia) - Umówmy się tak, że nie będę was angażowała... Póki nie nadejdzie pora, jeśli nadejdzie...
(Mathias) - Myślisz, że znajdziesz tam Igora?
(Klaudia) - Nie mam pojęcia...
(Iza) - Jak go zobaczysz, od razu będziesz wiedziała, że to on. Tylko nie okazuj słabości... To jego czuły punkt tego całego nowego systemu...
(Mathias) - Jeśli nie tam, dostaniemy go w innym miejscu... - zacisnął pięści
(Klaudia) - Nie musisz się tak denerwować.
(Mathias) - Zabił na moich oczach mojego przyjaciela. A gdyby chodziło o... To nie wiem, wolałabyś zapomnieć twarzy jej mordercy?
(Klaudia) - Porozmawiamy rano... W każdym bądź razie... Mniejsza tym, powinniście się wyspać - odeszła
(Rafał) - Nadal działasz z tym planem?
(Mathias) - Nie odpuścimy. Jej wersja należy do niej, ale bądźcie w pobliżu... Drobna obserwacja z daleka nie zaszkodzi.
(Rafał) - Bez rozpoznania trenu nie możemy nic zrobić... To zwiększa ryzyko jej śmierci...
(Iza) - Klaudia pójdzie, wybada teren... Wtedy możemy ją wesprzeć.
(Rafał) - Istnieje ryzyko podobne, że jeśli ją złapią, a my włączymy ogień... Domyślą się co się dzieje.
(Mathias) - Ona zaryzykuje dla nas... Nie mogę tak odpuścić. Odpuszczałem wiele razy...
(Iza) - A co do radia...
(Mathias) - Nasz majster będzie miał robotę kolejną.
(Iza) - Podpytam dziewczyn, gdzie mają radio i zaniosę do Ignacego.
(Rafał) - A my omówimy inną kwestię, jeśli pozwolisz.
(Iza) - Nie zabijcie się w międzyczasie - odeszła
(Mathias) - W czym problem?
(Rafał) - Moglibyśmy zinfiltrować naszego przeciwnika od środka, wystarczy wprowadzić nas...
(Mathias) - Ona sama wiele wzięła na barki. Jeszcze was mam mieć na sumieniu?
(Rafał) - Jesteśmy Stalkerami... Dla nas to naturalna kolej rzeczy. Każdy umrze kiedyś w jakiś sposób.
(Mathias) - Życie ma się jedno. Chcesz je tak zmarnować? Wejść z buta i umrzeć?
(Rafał) - Niektórzy z naszych znajomych zaszli wam za skórę, więc powiedz... Czemu się przejmujesz? Jesteśmy ludźmi spoza kategorii. Tak przynajmniej słyszałem od Marbura.
(Mathias) - Zniszczycie całe przedsięwzięcie... Bo skoro takie ryzyko jak żadne, to sam pójdę i pozamiatam wszystkich.
(Rafał) - Oferujemy wsparcie, gdyby było gorąco. Będziemy mieć łączność... Wystarczy, że jej powiecie o moim pomyśle, wejdziemy i... Pozamiatamy resztę niewygodnych świadków, a bojaźliwych weźmiemy jako jeńców. Jeśli nie zakończymy życia Tego jednego, to choć zdobędziemy karty przetargowe.
(Mathias) - On ma narzędzia, nie przyjaciół. Nie przyjdzie, nawet jeśli wyślemy w zaświaty połowę jego popleczników.
(Rafał) - Gość na pewno ma słabe punkty. Nie ma idealnych ludzi. Może wiesz coś lub podejrzewasz, co mogłoby nas wbić na jakiś trop... Cokolwiek nawet nieistotnego.
(Mathias) - Raczej nie miałem sporo czasu na rekonesans. Byliśmy przygwożdżeni do ziemi, a wokół nas widownia... Nie wiem czy to pomocne, ale jest zbyt pewny siebie. Ludzie, którymi się wysługuje dają mu uczucie bezkarności.
(Rafał) - Mówiłem... Do piwnic skutych i...
(Mathias) - Żadnych jeńców... Nie upodobnię się do jemu podobnych. On właśnie chce tego... Zrobimy to samo co on... Nigdy nam nie odpuści...
(Rafał) - Nic na siłę, ale... Masz naszą pomoc.
(Mathias) - dotknął dłonią latarni - No to... - westchnął - Przemyślę to przez noc...
(Rafał) - No to... - zobaczył Izę - Ma głowę gdzie trzeba. Lepiej uważaj.
(Mathias) - Myślisz, że coś zrobi nieoczekiwanego?
(Rafał) - Jutro nie, ale... Raczej chodziło o ciebie. Zaborcza dziewczyna, zdaj sobie sprawę.
(Mathias) - Kieruję się dobrem wszystkich nas. Nie podejmuję decyzji ze względu na jedną osobę.
(Rafał) - Nie mów Marburowi, ale Patrycja trochę go zwiodła. Nie żeby od razu coś większego, ale wyglądało to jak u ciebie. Będąc u nas krótko stażem zdawał się na Nią.
(Mathias) - Ponieważ był w obcym miejscu, a was było więcej?
(Rafał) - Dla Izy też to zapewne jest obce miejsce. Nie wystarczy miesięcy aby uznać to za dom. Może Ty się tu wychowałeś, ale dla niej i pozostałych jest to wciąż obca ziemia.
(Mathias) - Powinieneś chyba pójść.
(Rafał) - Powiedz coś jeszcze nim pójdę... Jak to widzisz?
(Mathias) - Szczerze? Widzę to tak, że wielu ludzi jutro straci życie... Czy to chciałeś usłyszeć?
(Rafał) - Nie to, ale... Dzięki za jakąkolwiek wiarygodną opinię. Nieco to mnie pociesza.
(Mathias) - Nie powiedziałem z ilu stron kto. Na pewno to nie skończy się szczęśliwie... Nigdy takie akcje nie pozostają bez echa... - przymknął oczy
(Rafał) - W takim razie, widzimy się jutro.
(Mathias) - Widzimy się...
(Rafał) - Carpe Diem.
(Mathias) - Panta Rei.
(Rafał) - Fugite et vivere in ignominiam. Sibi eum hoc dicas, cum erit mortuus - odszedł
Północ, lokum Joanny
Gdy już zasłona nocy przykryła niebo, prawie wszyscy udali się na spoczynek. Prawie, oprócz kilku osób, które nie potrafiły ułożyć się do snu. Ciężki dzień nadchodził przed grupą. Sprawdzian, do którego nie byli w żaden sposób przygotowani. Nigdy nie mieli do czynienia z osobą tak charyzmatyczną i bezlitosną, pragnącą tylko władzy, a dąży do niej nie zważając na środki. Joanna poszła pod przykrywką odwiedzić Klaudię, a wmawiając sobie to próbowała jedynie dowiedzieć się czy robi to dla siebie czy próbuje coś innym udowodnić. Ku ich niewiedzy Mathias również nie spał i siedząc na dachu usłyszał rozmowę toczącą się pod jego stopami.
(Joanna) - Mogę wejść?
(Klaudia) - Skoroś weszła, to nie mam chyba wyboru.
(Joanna) - zamknęła drzwi - Wybacz, że nachodzę Cię... Nielekki dzień przed nami.
(Klaudia) - Przyszłaś tylko po to w nocy, by mi To powiedzieć?
(Joanna) - Nie... Właściwie to nie... Chcę znać twoją decyzję. Bez świadków, tylko przy mnie powiedz... Czemu akurat Ty chcesz to zrobić? Nie mów tylko, że tak trzeba, bo nie uwierzę w to... Równie dobrze może zrobić to inna mniej znacząca osoba...
(Klaudia) - Pamiętasz akcję pod starym młynem?
(Joanna) - Jak mogłabym zapomnieć... Mechanizm zawiódł, wielu ludzi było w tarapatach, a My... Pomagałyśmy ewakuować ludzi... Zginęła tylko jedna osoba, ponieważ... Zdecydowałam, że pomogę Ci pierw... Wtedy sufit zaczął się walić i gruz przygniótł tą kobietę na śmierć...
(Klaudia) - Wybrałaś moje życie za cenę potrzebującego niewinnego człowieka. Wiedziałaś, że miałam twardszy naramiennik. Nic by mi nie było, zaledwie mogłam się skaleczyć i...
(Joanna) - przerwała - Zrobiłam to ponieważ... Wtedy cos nas łączyło i nie chciałam byś ucierpiała... Kochałam Cię ...
(Klaudia) - Lecz teraz kochasz inną i jest wszystko dobrze. To co było to przeszłość i wyrzuty sumienia nie mają nic do tego... Chcę spłacić dług. Ty chciałaś poświecić wiele dla mnie, a teraz Ja poświęcę równie wiele dla Ciebie oraz reszty obozu.
(Joanna) - Nigdy nie przestałam Cię...
(Klaudia) - podeszła do okna - Też wiele razy wracałam do tamtych dni, gdy było nam dobrze, ale... Wszystko przemija i trzeba żyć dalej. Choć z drugiej strony... - spojrzała na Joannę
(Joanna) - Zróbmy to ten ostatni raz...
(Klaudia) - Wiesz, że to nie musi być pożegnanie.
(Joanna) - Nawet o tym nie pomyślałam - przyciągnęła Klaudię do siebie - Zróbmy to ten ostatni raz...
Klaudia położyła się obok niej i posłała zadziorny uśmiech. Jęknęła więc Joanna i ruszyła na nią. Całowała ją głęboko, pożądliwie z namiętnością. Ich ciała przywarły do siebie, a biusty, brzuchy stykały się. Oplotły się nogami.
Sunęła swymi ustami w dół jej ciała, po szyi, aż do jej piersi. Joanna całowała ją między piersiami, podczas gdy Klaudia dotykała jej jędrną pupę. Sunęła dalej dopóki nie dotarła między jej długie seksowne nogi. Uniosła je w górę robiąc miejsce dla głowy Klaudii.
Złapała jej cienkie majtki i zdarła je. Płakała z bólu i rozkoszy. Twarz Klaudii była teraz przy wejściu do kobiecości jej byłej dziewczyny. Była już cała mokra. Joanna nie mogła uwierzyć, że to z nią się kocha. Jak one się nawzajem pragnęły. Nie tracąc czasu zagłębiła język w jej kobiecości najgłębiej jak tylko mogła. Wyjadała Klaudię od środka, spijając jej wszystkie soki ze środka. Klaudia drapała głowę Joanny paznokciami, bawiąc się przy tym jej włosami i mrucząc niezrozumiale. Joanna nie rozumiała co mówi, ale z minuty na minutę mówiła coraz głośniej. Nagle jej uda ścisnęły głowę Joanny, odrzucając przy tym swoją, krzycząc z przyjemności „Aaaah!"
Poczuła na języku jej sok, spiła go do ostatniej kropli. Opadła na kanapę z wciąż zamkniętymi oczami i szeroko otwartymi ustami. Klaudia spoglądała na jej piersi jak z trudem łapały powietrze. Doskonale.
Klaudia znów językiem – tym razem w górę, do malinowych ust Joanny. Całowała, delikatnie kąsając. Tym razem odpowiedziała mocniejszymi pocałunkami. Drapała w plecy, kiedy Joanna językiem omiatała jej usta i wnętrze jej buzi. Rozchyliła nogi i pozwoliła jej opiąć się nimi w talii. Ich kobiecości spotkały się. Zaczęła ocierać się o Joannę przez cienki materiał, rozpinając przy tym jej stanik. Jej jędrne piersi rozpłynęły się na jej ciele.
Jęczała z przyjemności, zarówno jak i Klaudia. Wzięła więc jej nagie piersi w dłonie i zaczęła je wolno masować, rozkoszując się tym, że po raz pierwszy w życiu ich dotyka. Drażniłam kciukami sutki Joanny. Oczy zaczęły jej uciekać do tyłu. Joanna mieliła palcami jej słodką cipeczkę w górę i w dół, ustami pieszcząc jej biust.
Usiadła z zamkniętymi oczami i zrelaksowana jęczała z przyjemności. Klaudia zabrała się za jej sutek i zaczęłam bawić się nim językiem. Delikatnie zasysała jej pierś. Jęczała i mruczała od czasu do czasu szepcząc moje imię "Joasia". Otworzyła usta, poruszała nimi, tak jakby coś mówiła, ale żadne słowa z nich nie wyszły. Była w transie.
Klaudia uśmiechnęła się i zaczęłam ssać jeszcze mocniej. Przyjemność i ból przeszły ciało, kiedy to robiła.. Czuła jak z każdą chwilą była wilgotniejsza. Wbiła paznokcie w plecy Joanny i zaczęła krzyczeć z ekstazy. Jej usta się szeroko otworzyły. Jej orgazm był tym razem dłuższy.
Kilka godzin później, plac zabaw
Niemal wszyscy byli wyspani, prócz Klaudii oraz Joanny, które miały za sobą emocjonalnie ciężką noc. Ignacy przez całą noc jako jedyny nie zmrużył oka, ponieważ pracował nad łącznością walkie talkie z zewnętrznym sygnałem pluskwy. Głowił się godzinami jak połączyć owe przedmioty bez wkładu nośnika elektrostatycznego, lecz znalazł zamiennik. Podpiął w końcu do dwóch świec przewody od akumulatora, do dolnych podstaw wbił po jednym gwoździu, po czym potarł oba magnesem. Pozostało mu zapalić obie świece i czekać na rezultaty. Równie krótkofalówka, co mikrofon, działały bez zarzutu, lecz miały pewien limit. Każde takie ładowanie starczało na maksymalnie pięć godzin użytkowania, a przy nadmiernym używaniu to nawet mogło się nawet o połowę zmniejszyć.
Po wielu żmudnych testach w końcu mógł wyjść przekazać swoje dzieło Klaudii, a gdy doszło do przekazania krótkofalówki, to nie mógł się zdecydować komu ją przekazać. Były trzy strony, które miały w bieżącej operacji swoje udziały. Mathias powierzając przyboczne informację o pobycie Rozjemców. Rafał, który z woli Veskina przydzielił kilku swoich ludzi do obserwacji okolic głównego zadania. Joanna, która kiedyś mocno wierzyła w przyjaciółkę i była z nią bardziej związana niż aktualnie, lecz dla Dywizjonu stała się aktualnie bardziej konkretną osobą niż w dniu, gdy spotkana była po raz pierwszy na północy.
(Rafał) - Po prostu daj mi te cholerne radio. Chłopakom się przyda wiedzieć co w trawie piszczy.
(Osa) - Moment, my go bardziej potrzebujemy...
(Joanna) - A może...
(Marcin) - Radzę się uspokoić. Na pewno znajdziemy jakąś nić porozumienia.
(Mathias) - spojrzał na Joannę - Nie potrzebujemy tego radia... Jako My... Dajcie to Joannie. Będzie nasłuchiwać transmisji.
(Joanna) - Dziękuję, że ktoś mnie posłuchał choć..
(Mathias) - Wiem, że to dla Ciebie niełatwe... - podał radio
(Joanna) - To znaczy, Ty...
(Marta) - dotknęła ramienia Joanny - Wszystko ok, hmm?
(Joanna) - Tak... W porząsiu...
(Klaudia) - Formalności za nami, więc teraz konkrety. Macie mapę miasta?
(Marcin) - Osa miał...
(Ula) - Osa, odwróć się na pięcie i zapierdzielaj po mapę. Na pewno ją gdzieś schowałeś.
(Osa) - Przecie to nie takie proste... Musiałbym przekopać sporo rzeczy...
(Mariusz) - Więc lepiej zacznij szukać już teraz...
(Osa) - Zamieniliśmy się rolami jak widzę... - pobiegł do klatki schodowej
(Iza) - Wszystko działa, sprawdzaliście?
(Ignacy) - Nie ma potrzeby marnować baterii. Starczy tylko na kilka godzin, więc radziłbym uważać... Panno Klaudio, a to mały mikrofon wbudowany w skuwkę od długopisu, który nazwałem potocznie pluskwą. Działa na zasadzie, że cokolwiek powiesz, będziemy to słyszeć. Druga strona ma natomiast tradycyjną formę mówienia za pomocą klawisza Włącz, który jest umiejscowiony na środku.
(Klaudia) - odebrała mikrofon - Miejmy nadzieję, że się nie skapną - włożyła do kieszeni w bluzce
(Mathias) - Wiesz jak zwabisz stado? To jest jednak inna okolica i nie wiemy wszystkiego o aktualnej sytuacji przy głównej ulicy...
(Klaudia) - Zadbam o nasze drobne niedopatrzenie. Jeśli mam dojść do tej ulicy do południa, to pójdę już w tej chwili. Mówiliście, że to ile jest kilometrów?
(Mathias) - Góra dwa stąd.
(Klaudia) - Więc pora ruszać...
(Marcin) - Może potrzebujesz jakiegoś prowiantu?
(Klaudia) - Nie omieszkam nie zabrać, jeśli nie umniejszy to waszych zapasów.
(Osa) - wrócił nieoczekiwanie - Zdążyłem w samą porę...
(Klaudia) - Byłeś blisko. A chciałam sama się sprawdzić.
(Osa) - rozłożył mapę na ławce - No to mamy wgląd na sytuację... Jesteśmy tutaj, rondo przy Walecznych... Stalkerska bracio, gdzieście się rozłożyli?
(Rafał) - Park Miejski na podolach południowych przy alei Jana Pawła.
(Osa) - Czyli to jest ten zielony kawałek... Hmm...
(Patrycja) - Nieco więcej...
(Osa) - Czyli ten prawie czworokąt... Nieźle się urządziliście. Więc mamy was tutaj w ilości przejdzie stu?
(Patrycja) - Poniekąd.
(Mathias) - Wiecie coś o miejscu pobytu naszych przeciwników?
(Rafał) - Nie wiemy wszystko, ale z tego co niektórzy od nas donieśli... Okopali się jak wspominaliście przy głównej drodze... To blisko traktu, więc kluczowe miejsce wybrali.
(Joanna) - Wiadomo chociaż jak duży mają teren?
(Rafał) - Nikt im nie przeszkadzał w tworzeniu własnego imperium. Zajęli spory kawałek ziemi, a co lepsze... Mają widok stamtąd na przydrożne ulice... Wynajdą wszelki transport, który jest nawet kilka minut od nich... Parafia Matki Bożej Fatimskiej zajęta, łącznie z Zespołem Szkół nr 1 oraz kilkoma pomniejszymi lokacjami. Wiele sklepów przejęli, także jest stacja benzynowa... Przy okazji, jedna z większych piekarni w tym mieście również jest pod ich władaniem, no i mają dostęp do medykamentów z pobliskiej lecznicy weterynaryjnej.
(Klaudia) - To takie ciekawe, że w tak krótkim czasie tyle mogli przejąć.
(Mathias) - Nam udało się przejąć znacznie więcej w przeszło miesiąc.
(Klaudia) - Najwidoczniej ktoś wam kawałek tego odebrał.
(Marcin) - podał torbę - Weź to. Kilka kanapek, Weronika robiła.
(Klaudia) - przewiesiła przez ramię - Dzięki, na pewno się przydadzą.
(Joanna) - A gdzie reszta, nie przyszła się pożegnać?
(Ula) - Może lepiej. Tylko by się przejmowali.
(Mathias) - Powiemy im później, gdy czegoś się dowiemy.
(Osa) - Dziwnie trochę, gdy czuję na sobie ich wzrok, a oni nie chcą się ujawnić.
(Klaudia) - Nie każdy jest równie szalony. Jeśli nie słyszysz, to nie boli.
(Iza) - Kiedy patrzą to bardziej ich boli, bo się mogą tylko domyślać.
(Klaudia) - Są różne pojmowania bólu.
(Joanna) - A Ty w jakie wierzysz?
(Klaudia) - Ja nie wierzę... Ja po prostu żyję jakby jutro miało nie nastąpić.
(Osa) - No to skoro to wszystko...
(Rafał) - Nie wszystko... Jeszcze jest jedna dyskusja... Nasi ludzie mogą obserwować teren, a nawet muszą... Nie odstąpimy, w końcu nie tylko po to chyba nas zaprosiliście do miasta, byśmy mieli zwiedzać przydrożne ulice i chronić wam dupska... Przydajmy się w końcu na coś.
(Klaudia) - Nie mogę was zmusić, ale jeśli coś pójdzie nie tak?
(Rafał) - Wystarczy, że będziesz komunikować się z grupą... A wtedy będziemy wiedzieć co odpowiedzieć. Ty jesteś oczami w środku, a my spoglądamy zza granic. Daj sobie pomóc...
(Joanna) - Proszę, zgódź się...
(Klaudia) - Już powiedziałam swoje... Doceniam to, że chcieliście mnie przekonać po raz kolejny, ale nie zgadzam sie... Jeśli pozwolicie, to powoli się zacznę zbierać.
(Marta) - Odprowadzę Cię do wyjścia - wzięła pod ramię
(Mathias) - Powodzenia...
(Klaudia) - Spoko na czilku, amigos!
(Mathias) - Ciekawa osoba.
(Joanna) - Pomyśleć, że spoważniała do tego czasu.
(Ula) - Pozostaje nam czekać, więc przejmę radio i zaniosę do pokoju narad, zgoda?
(Mathias) - Weź i połóż w bezpiecznym miejscu.
(Ula) - Tak będzie.
(Rafał) - Więc ja będę przy warsztacie, póki czegoś się nie dowiecie. Tam będę, gdybyście potrzebowali rozmowy lub czegokolwiek...
(Joanna) - szeptem - Możemy na słówko? Pamiętasz jak wtedy miałeś przyjść, ale wybaczyłam ze względu, że potem wyglądałeś mizernie i... Było mi trochę żal Cię męczyć... Ale teraz, chciałabym pogadać bez przeszkód. Możemy przejść na punkt obserwacyjny? To nie zejdzie długo.
(Mathias) - Tylko czegoś się napiję i... Przyjdę, ok?
(Joanna) - Nie zwlekaj za bardzo - poszła w swoją stronę
Po napiciu się kilku łyków wody z butelki, Mathias wybrał się na najwyżej położony punkt w obozie, gdzie czekała już Joanna, spoglądająca na odchodzącą w głąb miasta Klaudie. Temat rozmowy był poniekąd chłopakowi znany, lecz chciał sam usłyszeć konkrety z ust przyjaciółki. Jej zachowanie z dnia poprzedniego i dzisiejszego było zupełnie inne niż zazwyczaj. Sam czuł się podobnie, gdy przypadkiem zetknęli swe wargi z Ulą, a tak przynajmniej sobie to tłumaczył. Podszedł jakby nic obok, pochylił się nad skalnym murkiem, zapierając się przy tym obiema rękami położonymi na drewnianym podeście. Kątem oka spojrzał na Joannę, a potem przed siebie wytężając wzrok daleko przed siebie, myśląc o budynku Fundacji, której nie zapewnił wsparcia i w tej chwili mógł nie zostać tam kamień na kamieniu.
(Mathias) - Domniemywam nienajlepiej to znosisz.
(Joanna) - Cokolwiek powiedziałeś... Trafiłeś w sedno, niczym strzała w tarczę.
(Mathias) -Na porównywania się tobie zebrało?
(Joanna) - Nie odwracam kota ogonem. Poszła w interesie Nas wszystkich...
(Mathias) - Nie jest Ci tak obojętna. Oczywiście to nie moja sprawa...
(Joanna) - Skoro węszyłeś, to już raczej nie jest to coś do ukrycia.
(Mathias) - Przy otwartym oknie trochę się słyszy, zwłaszcza z dachu. Nie podsłuchiwałem, ale Was nie dało się nie słyszeć. Możesz popytać innych na ten temat.
(Joanna) - By się to rozniosło bardziej... Któryś raz tam spędzasz wieczór. Coś Cię gnębi? Nie chodzisz tam bez powodu. Już trochę się znamy.
(Mathias) -Ciężko niektóre nawyki usunąć z podświadomości. Coś o tym wiesz.
(Joanna) - Ta zabawa słowami. A powiesz... Było głośno...? Gdybym zauważyła okno, bym je zamknęła... Bym ludzi nie budziła...
(Mathias) - Sam nie byłem lepszy jeszcze niedawno... Sama zapewne wiesz.
(Joanna) - Choć Ty nie masz takich problemów z doborem osoby. Ja mam ten dylemat. Bez podchodów, wiesz o czym mówię.
(Mathias) - Jeszcze w tamtym roku miałem podobny problem... Sam się rozwiązał, ale wiedziałem jaką drogą pójść. Nie próbowałem oszukać samego siebie.
(Joanna) - Kocham Martę... Nawet bardzo, ale... Klaudia stała mi się równie bliska ostatniej nocy...
(Mathias) - Porozmawiaj z Martą o tym... Nie obeznaję się w takich jednopłciowych relacjach, ale rozmowa zawsze pomaga, choć czasem niszczy... Nie ma środkowej opcji. Musisz sama wiedzieć czego pragniesz...
(Joanna) - Najchętniej pobiegłabym za Klaudią teraz, ale wiem o co toczy się jej misja...
(Mathias) - Mamy łączność. Wydostaniemy ją, gdy tylko zrobi się gorąco, a jeśli Igor coś jej zrobi, własnoręcznie obetnę mu jego zbrodniarskie łapy...
(Joanna) - Pozostaje nam czekać na jakiś sygnał od niej... Nie mogę uwierzyć, że niektórzy tak sobie siedzą i czekają.
(Mathias) - Może chcesz zagrać w karty?
(Joanna) - Co proponujesz?
(Mathias) - Wojna? Czternaście rozdań.
(Joanna) - Hah... Czemu czternaście?
(Mathias) - Dwie siódemki na szczęście. No tak... Zapomniałem...
(Joanna) - Osa nie oddał kart?
(Mathias) - Od tamtego dnia... Nikomu praktycznie ich nie dawał...
(Joanna) - Pójdźmy razem z nim o tym pogadać. Może dołączy do nas, co Ty na to?
(Mathias) - Spróbujmy.
Tymczasem, przy głównej ulicy
Gdy Joanna z Mathiasem postanowili zagrać w karty, Klaudia była już kawałek drogi dalej od obozu. Obejrzała się za siebie, takim wzrokiem jakby spoglądała na ten obraz ostatni raz. Naciągnęła kaptur na głowę, przycisnęła ramię plecaka i kroczyła dalej. Nie trwało to długo, gdy poczuła na sobie obcy wzrok i mijające ją cienie, poruszające liśćmi drzew. Nie słyszała kroków ani żadnych jęków. Przez moment myślała, że jej się to przewidziało. Po drodze zastanawiała się jak zwabić stado tak blisko, by Rozjemcy dostrzegli w dziewczynie materiał na rekruta. Sztuczne podprowadzenie zostanie szybko wykryte, a podejrzenia od razu padną na konkurencyjną grupę ocalałych. Miała jedną myśl w głowie. Poszukać zwłok w okolicznych budynkach i alejkach, a potem pozorując ucieczkę, zapędzić ich w okolice obozowiska Rozjemców. Po czystkach sprzed miesiąca ilość stałych turystów zmalała, więc poszukiwania będą niełatwe. Po dojściu do większego skrzyżowania postanowiła zajrzeć do zniszczonego już salonu Hondy. Poprzebijane opony, rozbite szkła i ostry zapach benzyny w powietrzu. Rzuciło się pierw w oczy jej dziwne poczucie bezpieczeństwa. W porównaniu z parkingiem na zewnątrz, to środek wyglądał jakby ktoś niedawno w nim sprzątał. Wciągnęła nosem zapach, to był leśny zapach stosowany do powietrza w budynkach.
W wysuwanej komodzie odnalazła zakurzony dziennik. Były to krótkie notatki z przebiegu epidemii. Kartka po kartce szukała czegoś więcej niż wywodów ludzkich, a wszystko co ujrzała jeszcze to na ostatniej stronie odcisk prawej dłoni. Dłoni bez palca środkowego, a układ odcisku nie wydawał się być genialnie stworzonym fejkiem. Ułożyła dziennik na stole i zaczęła czytać wpisy, by czegoś się dowiedzieć.
"Dzień 1: Wyszliśmy z Ewą na spacer. Gdy wróciliśmy spotkaliśmy umierającego człowieka. Chcieliśmy mu pomóc, zabrać do domu i opatrzeć. Czuć było od niego straszny odór i strasznie sapał. Znokautowałem go, lecz na moje nieszczęście szedł policyjny patrol. Kazali się cofnąć. Policjant sprawdził czy człowiek oddycha, a wtedy... To coś go złapało za głowę i wgryzł się w nią. Jego partnerka zareagowała i strzeliła facetowi w głowę. Przyjechało pogotowie, zabrali ciało, a ranny policjant pojechał na szpital... Tyle ich widzieliśmy... Sądziliśmy, że ktoś zaraził się wścieklizną...
Dzień 2: Poprzedni dzień dał nam wiele niespodzianek, ale już ten był dopełnieniem tego. Ludzie zaczęli pospiesznie wyjeżdżać z miasta. Nawet nasi sąsiedzi się wynieśli, z którymi żyliśmy za pan brat. Zapadł wieczór, a ludzi normalnych na ulicach było mniej, a pojawiło się więcej osób bezmózgich... Kilku chciało wedrzeć się do domu, ale zabarykadowaliśmy drzwi. Mieliśmy zapasów w lodówce tylko na tydzień. Musieliśmy wydzielić racje żywnościowe i ostrzyć noże... Nie oddam nikomu naszego domu. Pierwszą noc ja byłem wartownikiem...
Dzień 5: Zapasy powoli się kończą, Ewa zaczyna marnieć w oczach. Odkładała do lodówki resztki, które jej dawałem. Uznała, że tego nie dostrzegłem. Świadomie oddaje jedzenie, a sama wzięła się za głodówkę. Długo tak nie wytrzymamy. Ostatnia butelka wody na składzie, a w kranie także brak. Jacyś ludzie dobijali się do nas, lecz im nie otworzyliśmy. Udawałem, że nikogo nie ma... Słyszałem krzyki pomocy, a potem już tylko błaganie o litość... Sieć padła, nawet nie mam jak skontaktować się z rodziną... Boję się jak cholera...
Dzień 10: Jakiś człowiek rozwoził butelki wody ludziom nim sam wyjechał z miasta, zapukał w drzwi. Powiedział o co mu chodzi i odszedł. Zabrałem butelki do środka i napajałem Ewę. Była strasznie blada i majaczyła. Nie było jeszcze skoku temperatury, dzięki Bogu... Nie mamy pożywienia, a sam zaczynałem ssać sznurówki od butów, by móc choć poczuć czegoś smak. Ostatnie działające radio padło kilka godzin wcześniej, a usłyszeliśmy tylko jedną transmisje, gdy przywódca rady Europejskiej mówił o zachowaniu spokoju i pozostaniu w domach... Uznałem, że pozostanie w ukryciu bez jedzenia dłużej niż tydzień sprawi, że umrzemy tutaj oboje... Muszę coś wymyślić...
Dzień 13: Położyłem Ewę w łóżku i sam wyruszyłem na poszukiwanie jedzenia. Odwiedzałem domy sąsiadów, sprawdzałem apteki oraz sklepy spożywcze... Przed wyjściem złapała mnie za rękę i mówiła, bym nie szedł. Po powrocie okazało się, że miała niemal 40 stopni gorączki... Głośno oddychała i co kilka godzin wymiotowała. Muszę teraz przy niej siedzieć...
Dzień 20: Ryzykowałem dla nas obojga... Najwidoczniej niepotrzebnie... Ewa odeszła z tego świata dziś rano między dziewiątą, a dziesiątą... Mój zegarek przestał chodzić, a nie miałem jak go nastawić... Zastanawiam się co zrobić z ciałem... Widziałem do czego zdolne są te poczwary na zewnątrz... Nie chcę im jej oddać, a nie chcę też sam narażać siebie... Wiedziałem jak pokonać tych zarażonych ludzi... Wystarczy zniszczyć ich mózg... Sam pisząc to mam w drugim ręku nóż i waham się nad tą ostatnią posługą...
Dzień 30: Minął miesiąc od kiedy świat się skończył. Nie potrafiłem opuścić tego miejsca, ale musiałem... Spakowałem się, zabrałem kilka noży z kuchni i uciekłem. Przekroczę Radziwie, to mój obecny cel...
Dzień 31: Trafiłem pierwszy raz od kilku dni na drobne stado zarażonych. Na szczęście zdążyłem zbiec nim mnie dogonili. Po przekroczeniu mostu zew śmierci był jakby większy... Coś mnie śledzi, muszę to sprawdzić...
Dzień 35: Jakaś banda idiotów napadła mnie i obrabowała. Przeszli przez salon, w którym się skryłem... Nie miałem jak dać im rady. Zostawili mi tylko jeden nóż i pół nadgryzionej kanapki. Gdy chciałem ich spytać skąd są i czemu to robią... Odpowiedzieli, że Stalkerzy kierują się swoimi prawami... Nic nie rozumiałem z tego... Tyle co ich widziałem kilka minut i zniknęli... Bałem się, że wrócą, a ja będę na skraju śmierci...
Dzień 50: Kończył mi się czas... W chwili gdy przystawiłem sobie lufę do skroni, za moją dłoń złapał jakiś gość... Towarzyszyło mu kilka osób w skórzanych kurtkach. Nie mówił kim jest... Za to gdy spojrzałem na jego broń zbladłem jeszcze bardziej... Pieścił ją dłońmi i mówił jak do kobiety... Nie wiedziałem, że to będzie początek naszej współpracy...
Dzień 69: Wiele dni siedziałem po ciemku, ale w końcu ktoś mnie zauważył. Przystałem do grupy ludzi, którzy chcą przywrócić krajowi dawną świetność. Żałuję, że Ewy tutaj nie ma... Bardzo za nią tęsknię... Zostawiam moje zapiski w kredensie w salonie samochodowym z przeczuciem, że ktoś z mojej rodziny może to odczyta i dowie się jak było... Również, że mi nic nie jest... A jeśli chodzi o brak palca... Po prostu zrobiłem źle i musiałem ponieść karę... Zostawiam także mój plecak, a cokolwiek ktoś znajdzie w nim, to należy do niego... Kończę tym wywodem mój wpis, bo mnie wzywają...
PS: Jeśli znajdziecie mnie pogryzionego i chcącego was złapać, od razu celujcie w głowę i nie dajcie mi wrócić... Tak czy inaczej wkrótce dołączę do reszty, w tym do mej ukochanej... Wytrwajcie w tych ciężkich czasach, choć nie dla mnie, bo nie należy martwić się martwymi, lecz żywymi... "
Zabrała dziennik ze sobą szukając plecaka, który zostawił tutaj autor notatek. Owszem, został odnaleziony w opisywanym miejscu, lecz to była skromna jego zawartość. Spleśniały chleb, pól butelki soku, zupka chińska pomidorowa oraz zużyta strzykawka.
Spakowała do swojego podręcznego pojemnika butelkę oraz torebkę z zupą, po czym zbierała się do wyjścia. Dalej przed sobą miała pustą autostradę połączoną z wiaduktem Piłsudskiego. Tunel pod torami był kompletnie w zablokowany przez stojące w korku auta, które już nie ruszą się z miejsca, a dostęp do dalszej części miasta prowadził głównie od strony torów, koło dwóch czerwonych szlabanów wyznaczajacych granicę kolejnej dzielnicy w mieście, potocznie nazwaną przez lokalnych Międzytorzem.
Gdy minęła tory, poczuła jak coś pierw łaskocze ją po twarzy opadającymi liśćmi, a potem za jej nogę ktoś złapał. Odwracając się, spostrzegła kilka trupów, a jej odruch musiał być tylko jeden. Wyrwała się z uścisku, lecz przy tym sturlała się na drugą stronę, na końcu uderzając plecami o wystającą skałę. Ciężko jej było się podnieść. Każda próba kończyła się powrotem czterech liter na ziemię. Trupów było kilka, więc wyciągnęła noże i próbowała trafić z nich w mięsożerców. Trzy rzuty były celne, lecz ostatni czwarty nóż poszedł na zmarnowanie i musiała sobie Klaudia poradzić sama z pozostałą dwójką zombie. Przeczołgała się do najbliższego ciała i wyjęła z niego nóż, po czym wbiła nadchodzącemu trupowi, który nachylał już głowę w kierunku jej ramienia. Zapomniała o plecach i obróciła się na tył, gdzie czuła największy ból. Nadchodzące ścierwo było tylko trzymane za ramiona, ale na dłuższą metę nieczujące monstrum mogło tak się bawić w nieskończoność. Mogła tylko skurczyć nogi, by kolana dotykały jej brzucha, a potem pod dobrym kątem wykopać przeciwnika w tył. Tak więc zrobiła, próbując doczołgać się do kolejnego ciała. Każdy ruch sprawiał, że jej kręgosłup błagał o pomstę do nieba. Zacisnęła zęby i energicznym ruchem wydobyła ze zwłok kolejny nóż, a potem patrząc trupowi prosto w oczy, czekała aż ten się zbliży, a ona wbije mu metaliczne ostrze prosto między oczy. Pozbierała swoje noże i odpoczęła na chwilę przy swojej skale.
Ledwo łapiąc dech, podparła się od tyłu rękami i jakoś podniosła się z ziemi. Dotknęła ręką pleców, ból promieniował z góry na dół i nasilał się. Stawiając krok za krokiem kierowała się dalej ku niebezpieczeństwu. Zaobserwowała z daleka niewielką dzwonnice, przeczuwając, że tam gdzieś jest ów poszukiwany obóz. Pod nosem uśmiechnęła się, wycierając krew ze swoich rąk.
Postanowiła wrócić delikatnie do tunelu i lekko pohałasować, by ściągnąć choć namiastkę stada. Częściowo poskutkowało. Tylko marna ilość zombie nie przekona rywali, że owe zbiegowisko zjawiło się przypadkiem w okolicach. Uruchomiła siłą jeden klakson w aucie, kładąc jedno z ciał przy kierownicy, uprzednio sprawdzając, który mobil ma jeszcze choć częściowo sprawny akumulator.
Pułapka dała o sobie znać pobliskim niedobitkom, które zaczynały się schodzić w okolice wiaduktu, gdzie przebywała Klaudia. Widząc nadchodzące zagrożenie wzięła nogi z pas w kierunku obozowiska Rozjemców, które mieściło się w zasięgu jej wzroku. Nadal z bólem pleców biegnąc truchtem oglądała się za siebie. Wydusiła z siebie okrzyki pomocy, które nie odbiły się bez echa i ktoś z przybocznych stróżów dosłyszał i dostrzegł niewiastę w opałach, toteż otwarto bramę na chwilę, a z niej wybiegły dwie osoby. Klaudia była o krok od dostania się do środka.
(Adam) - Co u licha...?
(Lena) - To ta jest za to odpowiedzialna... Ktoś uruchomił alarm...
(Klaudia) - dysząc - Nie mam nic wspólnego z tym... Był tamten chłopak i...
(Lena) - Muszę to zgasić nim więcej się ich zlezie... Daj chłopakom znak. Niech mnie osłaniają...
(Adam) - krzyknął - Strateg... Peruz... Jajko! Godzina dwunasta, chrońcie Lenę!
(Lena) - Życzcie mi szczęścia, a z tobą... Mniejsza z tym, zaraz wrócę... - pobiegła
(Klaudia) - Możesz mi pomóc... Uderzyłam w coś jak spadałam...
(Adam) - Pokaż się tutaj... - dotknął pleców
(Klaudia) - poczuła ból - Fuck...
(Adam) - Nie mogę tak zostawić ciebie tutaj... W takim stanie umrzesz... Moglibyśmy opatrzeć cię, dać jakiś prowiant i puścić w swoją stronę...
(Klaudia) - Nie będzie to problem...? Ta dziewczyna...
(Adam) - Lena ma mi za złe, że martwię się o ludzi z zewnątrz... Większość tutaj jest lekko toksyczna, ale da się ich polubić. W głębi serca to dobre chłopaki i dziewczyny. Trochę znam typy ludzi. Jestem Adam... - podał dłoń - Nie martw się, nie zrobię ci krzywdy.
(Klaudia ) - Jestem... Mówią na mnie Klaudia.
(Adam) - Wejdź do środka...
(Klaudia) - A jeśli kto będzie problem? Ktoś kto tu rządzi może mieć inne zdanie.
(Adam) - Igor to ktoś godny, aby pójść za nim nawet w ogień. Lekko ma pomieszane w głowie, ale to porządny człowiek. Sam byłem taki jak Ty kiedyś... Na początku tego, ale... Szkoda gadać o przeszłości. Ale wiedz jedno... Pomógł mi, a tak błąkałbym się jak oszalały po świecie... Uniknąłem losu szaleńca i depresanta, którego nie mogła uniknąć bliska mi osoba... Przepraszam, po prostu wejdź. Ja uprzedzę resztę, że mamy gościa. Nie przejmuj się, wchodź śmiało - przepuścił Klaudię
(Klaudia) - Będę na językach wszystkich..
(Adam) - Najwyżej to Mi się oberwie, nie tobie...
(Lena) - Oberwie się nam wszystkim... - zamykając drzwi - Wpadła tutaj, uruchomiła alarm i chce zostać ułaskawiona... Mnie takie coś nie rusza... Idę powiedzieć to Igorowi... Tak nie może być...
(Adam) - złapał Lenę za rękę - Nie rób tego. Widzisz, ona jest poturbowana, a wiesz jakie zdanie ma Igor do słabych... Trzyma nas na smyczy, ale jak go nie ma... To możemy myśleć za siebie...
(Strateg) - Lena po części ma rację. Nie wiemy skąd przychodzi, ani również jak się nazywa...
(Adam) - Nazywa się Klaudia i jest naprawdę miła.
(Lena) - Już dałeś się oplątać. Muszę mu powiedzieć, bo zrobi się tutaj teksańska masakra... Dlatego się trzymamy przy życiu, bo żyjemy według prostych reguł... Są też tacy, którzy próbują Nas zniszczyć... A wystarczy poddać się Nowemu Biegowi....
(Peruz) - Klaudia, tak? Zajmiemy się tobą, ale... Lena, daj jej czas, dobra? Igor nie lubi się denerwować. A pamiętasz jak ostatnio Cię spoliczkował, bo dałaś złodziejom uciec z jego pamiątką rodzinną? Wtedy to tak się wkurwił, że...
(Lena) - Dobrze... Masz mnie, lecz nikt nie jest nieomylny, a Igor sprzeciwu za bardzo nie toleruje.
(Klaudia) - usiadła na pieńku - Kim jest ten Igor, o którym cały czas gadacie...? Naprawdę jest taki Dyktator?
(Jajko) - Lepiej głośno nie wygłaszać takich przemówień...
(Klaudia) - Skoro jest taki zły, to czemu nie zmobilizujecie ludzi...? Czemu nie zrobicie buntu? Sam na was wszystkich na pewno nie da rady.
(Adama) - To nie takie proste. Szkopuł tkwi w tym, że większość jest mu wiernie podległa. W tym Lena...
(Lena) - Podkreślając, że... Coraz mniej podległa... To co zrobił ostatnio mnie przeraziło.
(Strateg) - Połowa obozu widziała. Postawił w rządku tamtych i... Dokonał brutalnej selekcji. Próba Słabeusza to nazwał. Jeśli przetrzymasz siedem uderzeń w głowę Gwendolynn, możesz czuć, że otrzymałaś drugą szansę.
(Klaudia) - Wielu dostąpiło zaszczytu przeżycia?
(Peruz) - Po prawdzie... Nie będę kłamać, nikomu... Większość padała już po pierwszym... Poddawali się i czekali na śmierć...
(Jajko) - podał wody - Może to coś pomoże... Nie osądzaj nas źle... Nie wszyscy chcą wyrżnąć konkurencję, bo mają inne poglądy... Tylko my nie mamy jak się przeciwstawić i postawić na swoim, a uwierz... Gdy obóz tak się nie rozrastał, a my zajmowaliśmy starą kamienice, było wielu co próbowało go przekonać, że źle robi, ale jego ideologia sama go przerosła...
(Klaudia) - Niewiarygodne to, co mówicie... - wzięła łyka - Czyli nie powinnam tu zostawać długo...
(Adam) - Zostaniesz póki nie wydobrzejesz, a potem puścimy Cię gdzieś w nocy, wtedy uciekniesz. Powiedz, ale szczerze... Skąd przychodzisz... Każdy z nas wie, że mało kto ostał się w tym mieście... Musisz pochodzić z okolic... Jeśli mamy Cię chronić, spróbuj współpracować.
(Klaudia) - Słyszeliście o takim bractwie, Stalkerzy?
(Adam) - Nie omieszkałem słyszeć... Więc z nimi się trzymasz.
(Klaudia) - Trzymałam, do czasu... Drobna kłótnia. Rozstaliśmy się potem w zgodzie.
(Strateg) - A co Cię przywiało tutaj? Chcesz wzniecić nowa rewolucję?
(Klaudia) - Nie wiem, możliwe.
(Strateg) - uśmiechnął się - Szalona z ciebie laska.
(Klaudia) - Na poważnie mam pewien interes. Po prostu nie próbujcie mi przeszkadzać.
(Lena) - Przeszkadzać w czym?
(Klaudia) - Zachowujcie się naturalnie. Przeżyłam sporo czasu sama.
(Adam) - Mówisz szyfrem. Coś wiesz więcej, ale nie chcesz nam powiedzieć.
(Jajko) - Wrócę na wartę nim ktoś się zorientuje. Jeśli byłoby coś potrzeba, wołajcie - odszedł
(Klaudia) - Nie wiecie tego ode mnie, ale ten Dywizjon planuje zamach. Na kogo..? Na waszego przywódcę. On jest celem...
(Adam) - Skąd o tym wiesz i czemu nam to mówisz?
(Klaudia) - Szpiegowałam kiedyś w Gdańsku, znasz miasto? Aktualnie opuszczone i przejęte przez trupy. Mówię, ponieważ sami chcecie być wolni, nie mylę się?
(Adam) - Więc masz dobre ucho. To co proponujesz nam niby?
(Klaudia) - Przyczyńcie się do upadku tego miejsca, a Dywizjon nie wyciągnie konsekwencji i znajdziecie tam schronienie. Mówiliście, że potrzeba ludzi, aby się przeciwstawić temu Igorowi.
(Lena) - Chcesz byśmy podczas ataku, który niewiadomo kiedy nadejdzie, hmm... Dołączyli do atakujących... Brzmi jak samobójstwo.
(Adam) - Lena, posłuchaj... Może to nasza szansa? Wyrwać się stąd... A ile jeszcze będziesz numerkiem w kolejce do łóżka tego gnoja...? Sam ze strachu o siebie dołączyłem tutaj...
(Strateg) - Ja też muszę wracać do siebie... Peruz, zabierz ją do pracowni swojej... W końcu to mózg całej operacji... - kciuk w górę - Tylko uwaga... Nie wychodź za granice kościoła... Tylko tutaj możesz czuć się bezpiecznie...
(Adam) - Dać jej jakieś ubranie lub płaszcz i będzie jak swoja. Jesteśmy za Tobą dopóty nie zostaniemy namierzeni wcześniej... Wtedy rozumiesz, że będziemy musieli ustąpić, bo polecą niewinne głowy...
(Peruz) - pomógł Klaudii wstać - Chodź za mną. Coś wynajdziemy na te plecy... Adam, a ty uważaj tam... Lena ty również...
(Lena) - Postaram się, a ty zajmij się naszą pannicą - uśmiechnęła się
5 minut później, pracownia Peruza
(Klaudia) - Ładne miejsce. Długo tu jesteście?
(Peruz) - Dobrych kilka dni. Wiele nie trzeba było zrobić. Parę zabezpieczeń wokół granicy. Igor to może śliski typ, ale motywować potrafi.
(Klaudia) - Chyba zastraszać.
(Peruz) - Tak też można to ująć. A teraz nie ruszaj się... - podwinął jej bluzkę - Możesz potrzymać?
(Klaudia) - Tylko pamiętaj, gdzie są Moje granice...
(Peruz) - Nie chciałem panienki urazić... No dobrze, nie patrz tak... Powiedz, ile to trwa?
(Klaudia) - Zaledwie kilkanaście minut...
(Peruz) - Jak bardzo jest ten ból natężony?
(Klaudia) - Momentami promieniuje mocniej od końca kręgosłupa aż do dolnych żeber... Trwa to moment, po czym po minucie lub dwóch znów powtórka.
(Peruz) - Rozumiem... Spróbuj wstać i się przejść... I jak się czujesz?
(Klaudia) - zaciśnięte zęby - Jest idealnie...
(Peruz) - Widzę po twojej minie, że wyprostowałaś się i od razu poszedł nerw do mózgu... Pochyl się... O cholera... To chyba zwykły ból krzyża... Musiałaś uderzyć w coś twardego...
(Klaudia) - Czemu cholera?
(Peruz) - Teraz jesteś bezbronna...
(Klaudia) - Nie jestem tutaj aż tak przypadkiem... Nie mogę tu zwlekać...
(Peruz) - Kilka dni przynajmniej... Teraz nic nie zrobisz...
(Klaudia) - Kilka dni...?! - uniosła się - Fuck... - wypadł mikrofon
(Peruz) - Co to jest...? - podniósł - Wygląd na...
(Klaudia) - Skuwka po długopisie. Mój talizman z dzieciństwa... Mogę ją odzyskać?
(Peruz) - Proszę, nie zamierzałem Ci jej zabierać - oddał
(Klaudia) - Więc powiadasz kilka dni... No to klops... Gdzie mogę pobyć trochę sama?
(Peruz) - Zawołam Stratega... Może coś wynajdziemy, a tymczasem... Nie ruszaj się stąd, a jak ktoś wejdzie... Schowaj się za parawanem, od środka jest klucz... Różne typki się kręcą, chcą coś ukraść. Mimo wszystko każdy tłumaczy się Nowym Biegiem, że to wszystko związane jest z nową burzliwą ideologią naszego wspaniałego przywódcy.... No to... - krząknął - Wrócę za kilka minut, a Ty...
(Klaudia) - Po prostu idź, bo się zgubisz...
(Peruz) - Tylko proszę nie ruszaj niczego... - wybiegł
(Klaudia) - oparła się o ścianę - Cholerne plecy... - do siebie - Musiałam być taka głupia...
(głos Joanny) - Hej... Jesteś tam?
(Klaudia) - Prawie żeście mnie wydali...
(głos Rafała) - Co jest?
(Klaudia) - Mikrofon mi wyleciał przez wasze wibracje...
(głos Joanny) - Czyli jesteś tam? Dotarłaś cała i zdrowa?
(Klaudia) - Jak słychać. Chociaż w sumie nie... Wystąpiły pewne komplikacje...
(głos Rafała) - To już znak?
(Klaudia) - Nie mam dużo czasu. Zaraz tamci wrócą... Posłuchajcie mnie, oni tutaj sami mają problem z Igorem... Kilka osób, które spotkałam mają go również dość, tylko boją się przeciwstawić. Bywał niemniej brutalny niż aktualnie. Powiedziałam im o Dywizjonie...
(głos Osy) - Przepuśćcie mnie kurwa... Że co zrobiłaś? Powtórzysz?
(Klaudia) - Możemy dać im amnestię, jeśli odstąpią od ratowania jego społeczności. Możemy zyskać parę rąk do pracy. Czterech chłopaków i dziewczyna...
(głos Rafała) - Piątka osób nijak ma się do setki... Choć przy walce przyda się każdy człowiek...
(Klaudia) - Nie zdążyłam zrobić wiele, ale rozejrzę się bardziej po terenie. Nie chcą bym wychodziła poza rejon, by nie ryzykować złapania, ale... Jeden z nich ma pewien plan na kamuflaż i sądzę, że sprawdzę to jeszcze dziś. A jak u was sytuacja?
(głos Osy) - Kochany inżynier naramienniki nam zaczął wytwarzać. Przydadzą się w starciu z czymś znacznie gorszym... Nad jakimś kołnierzem też myśli, takiej pseudo zbroi, co by chroniła przed bezpośrednim uderzeniem w głowę, ale... Jak dla mnie gościu za dużo się naczytał komiksów...
(Klaudia) - Już mi poprawiliście humor... Wracając do sprawy... Nie wejdziecie za wcześnie...?
(głos Rafała) - Czyli jednak wzięłaś to pod uwagę...
(Klaudia) - Za dużo tu ludzi... Trzeba zrobić zamieszanie, by wybawić konkretny celu. Są dwie opcje... Deprawujemy ludzi, by zdecydowali się przejąć miejsce lub olać ludzi i poświęcić niektórych dla naszego dobra. Nie ma dobrego rozwiązania... Mathias jest tam gdzieś w pobliżu?
(głos Joanny) - Siedzi koło grobu rodziców i jakby medytował... Wolałam mu nie przeszkadzać.
(Klaudia) - Jeśli mu tak zależy, to weźcie go ze sobą, jasne? Mam jedno przejście ustalone. Od głównej ulicy, pilnuje go ta piątka. Tylko ostrożnie... Przy granicy mają warty... Musiałabym się dowiedzieć więcej... Wejść w ich łaski...
(głos Osy) - Więc wchodź. Tylko nie zagalopuj się w tym spoufalaniu się. Jeszcze nam backdoora zrobią...
(Klaudia) - Jak będą chcieli coś od tylu zrobić, od razu wam powiem. Dajcie mi czas... Teraz za ryzykowne to jest... Odezwę się do was jutro o podobnej porze, dobrze? Ewentualnie jakby coś się działo, dostaniecie info wcześniej...
(głos Joanny) - Klaudia... Proszę, nie rób nic głupiego. Uważaj na siebie.
(Klaudia) - Masz moje słowo... Rozłączam się... - wygięła mikrofon
(Lena) - Ty suko... Wiedziałam, że coś kombinujesz... - uderzyła znienacka w twarz
(Klaudia) - Stój... - upadła na ziemię - Moje plecy... O co Ci chodzi...?
(Lena) - Słyszałam jak z kimś gadałaś... Jak to było...? "Wejść w ich łaski"? Tak się odwdzięczasz za ochronę...? My nadstawiamy karku swojego, a Ty spiskujesz za plecami...? Z kim gadałaś...?
(Klaudia) - Czasem mam w zwyczaju mówić do siebie. To zwykle pomaga. Bardzo polecam osobom o mocnych nerwach...
(Lena) - kopnęła Klaudię w plecy - Widać, że łżesz... Po co Ci to wszystko... Zaręczam, że jak zaprowadzę cię do Igora, inaczej za śpiewasz, a on... Będzie bardziej przekonywujący niż Ja...
(Klaudia) - Nie boję się umrzeć... Już raz umarłam...
(Lena) - Kpisz sobie ze mnie? Nie dość, że jesteś sparaliżowana, to dalej idziesz w zaparte... Powiedz, z kim rozmawiałaś... Gdzie masz tą cholerną krótkofalówkę...?! - zaczęła przeczesywać kieszenie
(Klaudia) - Odwal się ode mnie... - ugryzła Leną w rękę
(Lena) - Ożesz Ty... - z liścia w twarz - Zaraz nauczę cię porządku... - okładała Klaudię pięściami
(Klaudia) - dysząc - Bij mnie dalej, a dowiesz się czegoś interesującego...
(Lena) - Słucham...?!
(Klaudia) - Dowiesz się, że tak naprawdę nie wiesz nic... - z uśmiechem
(Lena) - Dość tego... - zrobiła zamach
(Strateg) - przerwał atak - Lena... Co to ma znaczyć...?
(Klaudia) - Weź ją ode mnie... Oszalała, rzuciła się na mnie...
(Strateg) - prawy sierpowy w Lenę - Właśnie widziałem... Niemal nie dołączyłaś do ziemi... Wszystko ok? Możesz wstać?
(Klaudia) - To plecy... Dam radę... - wstała
(Lena) - Ja się pytam... Co ty wyrabiasz? Współpracujesz z nią czy jak? Zareagowałeś gdybyś o wszystkim wiedział, a mimo to stanąłeś za nią... Do cholery z kim Ty trzymasz...?!
(Strateg) - Wiem tylko, że została poturbowana w drodze, a potem z maleńką przerwą przychodzę i zastaję Ją na ziemi bezbronną, a Ty na pozycji napastnika okładasz ją do krwi...
(Lena) - Stawiasz mnie w świetle...? Ty mnie...? Jesteś tu stażem niewiele dłużej niż Ona... Ufałam jej na początku, ale ona nie zasługuje na dalszy szacunek... Nie powiedziała Ci, prawda? Rozmawiała z kimś, gdy tu przyszłam... Od razu rozłączyła się, kiedy mnie usłyszała...
(Strateg) - Rozmawiałaś z kimś... Zapomniałem jak się nazywasz...
(Klaudia) - Nie rozmawiałam... Wyłącznie sama ze sobą...
(Lena) - Strategu, czemu mi nie wierzysz...? Ona jest obca...
(Strateg) - Nie potrafię udowodnić, że ona kłamie... Chciała nam pomóc, więc jeśli nawet ma z kimś kontakt, na pewno to ma nam pomóc...
(Lena) - Wyprany mózg... Oszalałeś doszczętnie... Powinniście stanąć przed Igorem i odpowiedzieć przed sławetnym sądem... Za podżeganie i planowanie zamachu na nas wszystkich... A ja na pewno znajdę świadków...
(Strateg) - Lena, nie zrobisz tego... Znam Cię...
(Lena) - Igor choć chce naszego dobra... Nie zaryzykuje niczym co mogłoby nas zabić... A z nią szybko szczęście może się skończyć...
(Klaudia) - Serio tak myślisz? Że chcę zniszczyć wasze marzenia o wolności i niezależności?
(Lena) - Wolność to uświadomiona konieczność... Jeśli coś musisz to znaczy, że nie jesteś wolna...
(Strateg) - Lena, nigdzie nie pójdziesz... - zamknął drzwi na klucz - Dobrze, że Peruz dał mi ten klucz...
(Klaudia) - Peruz coś przeczuwał?
(Strateg) - Martwił się, że ktoś Cię napadnie tutaj, więc wysłał mnie, bym popilnował naszej chorej do jego powrotu... No i ku szczęściu, zdążyłem na czas, droga Leono...
(Lena) - Nie lubię jak mnie tak nazywasz...
(Strateg) - A ja nie lubię, gdy dokonujesz samosądów bez udowodnienia winy...
(Lena) - Kiedy wieszaliśmy tego starca na wózku za publiczne znieważenie, to jakoś wtedy nie protestowałeś o jego winie. Nawet siedziałeś cicho, choć wyciągał rękę do ciebie i prosił byś go wsparł. Mnie tam nie było, a Ty mogłeś zdecydować tamtego dnia o jego losie, A ty... - półszeptem - Nic nie zrobiłeś, biedaku...
(Strateg) - Nie potrafiłem wtedy zainterweniować, bo bałem się... Lecz teraz naprawiam mój błąd.
(Klaudia) - cofnęła się - Nie miałeś wyboru...
(Lena) - Miał wybór, lecz nie wykorzystał go mądrze. Zamiast tego stał jak wystraszone dziecko, które bało się dostać klapa od tatusia... Zawsze wymigiwałeś się od kłopotów. Nigdy nie chciałeś być ich częścią... Czy Peruz lub Ja... Wyręczaliśmy cię w wielu sprawach, a twoje porażki braliśmy na siebie... Czemu? Ponieważ byliśmy do siebie podobni...
(Strateg) - Nie mieszaj moich błędów do tego. Wiem co robiłem źle...
(Lena) - Dalej brniesz w bagno.
(Strateg) - Uważam, że mogę z niego wyjść, lecz jest tylko jedna osoba, która ciągle pcha mnie coraz bardziej w dół i... Przebywa właśnie w tym pomieszczeniu po mojej lewej stronie...
(Lena) - wyciągnęła uzi - Skoro jestem przeszkodą, to czemu mnie nie załatwiłeś wcześniej...? Tyle okazji niewykorzystanych, a teraz co...? Znów stoisz zupełnie jak wtedy i czekasz aż ktoś odwali za ciebie brudną robotę, ale rozczaruję cię... Została rozbrojona przeze mnie, a Ty nie zdążysz sięgnąć do tylnej kieszeni...
(Klaudia) - Chciałaś mnie... - podeszła - Wyceluj we mnie...
(Strateg) - Ja zawodziłem zbyt wiele razy... Ja zasługuję na śmierć...
(Lena) - ?!
(Strateg) - Zabij...!
(Klaudia) - ...Mnie!
(Lena) - niezdecydowana - Przestańcie mi mieszać w głowie...
(Strateg) - pchnął Lenę na ścianę - Starczy rozlewu krwi...
(Lena) - Więc wybrałeś... - szamocąc się - Sam wybrałeś...
(Strateg) - wytrącił jej broń - Po prostu zaakceptuj to...
(Lena) - Pewnie - przewróciła Stratega - Lecz pierw skończę to, co zaczęłam... - podduszając
(Strateg) - Lena... Proszę...
(Lena) - Teraz prosisz o łaskę? A gdzie twoja moralność...? Nie boisz się niczego podobno...
(Strateg) - Masz rację... Nie boję się...
(Klaudia) - dysząc - Odejdź od niego... - kątem oka na uzi
(Lena) - spojrzenie w prawo - Ani mi się waż... - pospiesznie na kuckach
(Strateg) - Zostaw ją... - złapał ją za nogę
(Lena) - Spierdalaj... - kopnęła go w twarz
(Klaudia) - łapiąc za rękojeść
(Lena) - blokując wystrzał - Nie tak prędko... - cios w nos
(Strateg) - Klaudia... - kręciło się mu w głowie - Klaudia...
(Klaudia) - uzi wypadło z ręki - Cholera...
(Lena) - Nigdzie nie pójdziesz... Nie na mojej warcie...
(Klaudia) - Popełniasz błąd...
(Lena) - dociskając Klaudię do ziemi - To ty go popełniasz i dokładnie wiem, gdzie cię boli najbardziej... - kilkukrotnie uderzała w plecy
(Klaudia) - jęczenie z bólu - Już raz przeżyłam swoją śmierć... - sięgała po pistolet
(Lena) - Wystarczy, że przestaniesz się wiercić...
(Strateg) - złapał znienacka Leną za szyję - Nie jest niczemu winna...
(Lena) - z łokcia w brzuch - Ale ty jesteś... Wy wszyscy, boście ją wprowadzili... Tą tutaj... - odkręcając się - A potem... - przerywając
(Klaudia) - wymierzyła w głowę Leny - Wystarczy... - plując krwią - Wystarczy tego...!
(Lena) - Zgoda... Wygraliście... - wstała
(Strateg) - Pomoże mi ktoś wstać...?
(Lena) - Ja to zrobię... Przyjacielu... - wyciągnęła nóż
(Klaudia) - pod nosem - Szlag...
(Strateg) - Cieszę się, że się opamiętałaś... - wyciągnął rękę
(Lena) - Ja też... Drugi raz nie popełnię tego samego błędu... I dam Ci... - zrobiła zamach - Szybka śmierć...
(Klaudia) - strzeliła w głowę - Cholera jasna... - opadając na ścianę - Jesteś cały...?
(Strateg) - zdjął z siebie ciało - Ujdzie... - wyciągnął rękę - Pomożesz?
(Klaudia) - Trzymaj się - podciągnęła - To... Było niefortunne, nie?
(Strateg) - To było... - upadli razem - Dziwne, ale... Trochę racji masz...
(Klaudia) - Próba numer dwa?
(Strateg) - próbowali wstać - Złap mnie za ramię - Dobrze, a teraz lekko się podciągnij... Jeszcze chwila i... Już prawie... No i jesteśmy w domu... - oparci o ścianę - Już po wszystkim...
(Klaudia) - spojrzała na Lenę - Niezupełnie...
(Strateg) - Dalej nie potrafię uwierzyć w to, że próbowała nas zabić...
(Klaudia) - Chciała zabić mnie... Ty byłeś celem przy okazji... Dzięki, że pomagałeś mi... Inaczej byłoby ze mną krucho...
(Strateg) - Nie chciałem Cię oskarżać, bo wydajesz się spoko. A o co chodziło z tym spiskowaniem?
(Klaudia) - Poniekąd miała rację... Mam kontakt z ludźmi, których wspieram.
(Strateg) - Więc nie mówiła bezzasadnie. To ten Dywizjon, prawda? Stamtąd przychodzisz...?
(Klaudia) - Nie jestem zależna od nikogo. Chcę tylko im pomóc, bo chcą wolnego kraju... A tutaj dzielenie się na frakcje i pseudo wojny... To bardziej niszczy niż buduje... Poza tym to są moi przyjaciele i niezależnie od tego czy by nimi byli lub nie... Ufam im nad życie...
(Strateg) - Chyba przyda się tobie kolejne opatrzenie... A ja... Zajmę się ciałem...
(Klaudia) - A co do mojego Spiskowania, to nie wiem... Nie wyciągniesz żadnych konsekwencji?
(Strateg) - Lena prawie zawsze była mało uległa. Wielki konserwatywny umysł. Co prawda, sama robiła wiele... Czy w mojej sprawie lub dla dobra naszej reputacji... Tracimy bardzo twardą głowę...
(Klaudia) - Nie powiesz, że Ci jej się żal zrobiło.
(Strateg) - Już nie i trzeba radzić sobie dalej... No cóż, wrócimy do tej rozmowy później, dobrze? Peruz zaraz wróci... Tylko nie mów mu na razie nic o tym, co się wydarzyło. Sam mu powiem... - spakował ciało do czarnego worka - Zaraz wrócę... Nie oddalaj się zbytnio...
(Klaudia) - Nie zamierzam... Bądź spokojny... - usiadła  

Apokalipsa Zombie w Polsce - TOM IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz