Leniwie otworzyłam zaspane oczy i ogromnym trudem zwlokłam się z łóżka. Wyjrzałam za okno - cały czas ten sam widok. Przez te sześć godzin snu nic się nie zmieniło, niestety. Od tygodni o tej samej godzinie mam przed oczami identyczny obraz. Chyba najgorsze jest to uczucie gdy masz wrażenie, że jesteś jak tygrys zamknięty w klatce. Niby nic nie jest dla ciebie ograniczeniem, a jednak po jakimś czasie ta klatka okazuje się zbyt mała. Od jakiegoś czasu dokładnie tak wyglądało moje życie. Zeskoczyłam z łóżka, ubrałam kapcie i otworzyłam przydzieloną mi szafkę w poszukiwaniu czystych ubrań, lecz nie znalazłam tam nic prócz wody, słuchawek, paru książek i innych bezużytecznych rzeczy. Zrezygnowana usiadłam na parapecie i zaczęłam wpatrywać się w łóżka leżące na sali. Promyki słońca oświetlały zaspaną twarz mojej towarzyszki niedoli. Bo tak właśnie nazywałam Izę - piękną, młodą, a także radosną kobietę, która tak samo jak ja była uwięziona na tym oddziale.
- Rusz się! - krzyknęłam - szykuje się kolejny nudny dzień spędzony wśród tych wszystkich uśmiechniętych piguł, doktorków i jakże magicznych uzdrawiaczy.
Słysząc to, na twarzy Izy zobaczyłam promienny uśmiech. Miałyśmy podobny, czarny humor i doskonale rozumiałyśmy siebie i swój nietypowy, odbiegający od norm szpitalny język. Byłyśmy inne. Nie chciałyśmy jeszcze bardziej pogrążać siebie oraz otaczających nas ludzi. Szpital sam w sobie jest wystarczająco dołujący. Naszym celem było w to miejsce tchnąć chociaż mały promyczek nadziei i szczęścia. Przynajmniej oby dwie tak to odbierałyśmy.
- Oj Łucja chyba nie jest nam tu tak źle - odparła dziewczyna zaplatając warkocz.
Faktycznie nie było. Wszyscy zachowywali się dość przyjaźnie i przede wszystkim nigdy nie byłeś tutaj sam. Zawsze ktoś do kogo mogłeś zagadać był pod ręką, więc nie było na co narzekać.
-Chyba pozostały mi już tylko szpitalne kontakty - powiedziałam z utęsknieniem, spoglądając na walizkę leżącą nieopodal łóżka. Od dwóch miesięcy nikt mnie nie odwiedził. Od dwóch miesięcy zostałam z tym wszystkim i także od dwóch miesięcy trzymają mnie tutaj tak naprawdę nie wiedząc co się ze mną dzieje.
- Wyjdziemy z tego. - odparła kierując się w stronę drzwi, które prowadziły na korytarz - damy radę. Pomyśl w ten sposób: z każdym dniem spędzonym tutaj twoje oddziałowe męki powoli się skracają i niedługo wszystko powróci do normy.
- Dokładnie tak staram się myśleć. - szybko pościeliłam łóżko i związałam włosy w kucyk. Razem z Izą wyszłyśmy z sali i jak każdego ranka postanowiłyśmy trochę pochodzić po oddziale. To wbrew pozorom dość ciekawe zajęcie. Można trochę pogadać z różnymi ludźmi i posłuchać różnych historii staruszek, które tutaj trafiły. Zazwyczaj narzekają na swój los lub obgadują ludzi z osiedla. Niektóre historie są doprawdy zabawne. Ale dzisiaj nie mogłam się na niczym skupić. Cały czas analizowałam słowa mojej towarzyszki - "z każdym dniem spędzonym tutaj twoje szpitalne męki powoli się skracają i niedługo wszystko powróci do normy."Ale jakiej normy?
Wraz z tymi słowami zdałam sobie sprawę z tego, że porzuciłam całe swoje przedszpitalne życie. Wszystkie pasje, znajomych, a nawet marzenia. Ale właściwie, po części to życie porzuciło mnie. Rodzina, znajomi - wszyscy urwali kontakt. Nie miałam pojęcia co było tego powodem. Codziennością stało się siedzenie w ciasnym pokoju na łóżku, gapienie się w sufit i czekanie na kolejny poranek. I tak w kółko. Coś w tym stylu, jakby cały czas przeżywać na nowo ten sam dzień. Nie myślałam co będzie ze mną gdy stąd wyjdę, jak ułożę sobie życie, gdzie pójdę. Jedyną sensowną rzeczą jaką codziennie robiłam były rozmowy z Izą. Jedno jest pewne - na ten moment nie mam już do kogo wracać.
CZYTASZ
Czemu nie?
Short Story"Nie masz pojęcia z kim przebywasz pod jednym dachem. Jakie nieobliczalne i niebezpieczne osoby tu mieszkają. To nie jest jakiś dom wczasowy. Absolutnie każdy wylądował tu z jakiegoś powodu. To miejsce to ucieczka przed światem, rozumiesz?" Jak to...