5.

43 8 3
                                    

Spojrzałam się w stronę mężczyzny ze zdziwieniem.
-Krystian. - uśmiechnął się, podając mi swoją dłoń - spokojnie, nie mam w planach ciebie porwać, przywiązać do drzewa i zostawić na pastwę losu. Jestem tutaj by pomóc.
-Pomóc? - odparłam zdziwiona i mimowolnie zaczęłam się śmiać.
-Pojedziesz ze mną. Miałem tu na ciebie czekać i zawieść w wyznaczone miejsce. - wyjaśnił zirytowany. Widać, że nie robił tego chętnie. Ale co mam do wyboru?  Sama na jakimś odludziu, nie miałam pojęcia nawet w którą stronę iść. Skierowałam się więc za wysokim i dobrze zbudowanym mężczyzną o kruczoczarnych włosach. Na pierwszy rzut oka wyglądał trochę groźnie, ale myślę, że faktycznie nie ma złych zamiarów. Doszliśmy na pobliski parking. Chłopak podszedł do zaparkowanego nieopodal motoru i podał mi kask, który po chwili znalazł się na mojej głowie oraz skórzaną kurtkę.
-Ubierz. - powiedział, uruchamiając maszynę.
-Nie dzięki. - mruknęłam, ubierając odnalezioną w torbie ramoneskę.
-Ubierz. - powtórzył poddenerwowany. - będzie wiało, a przed nami szmat drogi. Gdy królewna zziębnie, nie będzie już czasu na zatrzymywanie się na poboczu.
Przewracając oczami, wzięłam ją do ręki i nałożyłam na siebie. Podałam mu moją walizkę, która na szczęście była niewielka, a on gdzieś ją spakował, po czym usiadłam a mężczyzna o imieniu Krystian ruszył. Lubiłam motory. Byłam z nimi oswojona, gdyż mój brat się tym interesował. Właśnie on nauczył mnie miłości do wiatru we włosach, pisku opon i smrodu paliwa. Było to dla mnie czymś zupełnie normalnym. Zawsze dobrze między nami się układało. Mieliśmy wspólne pasje, wiedzieliśmy o sobie bardzo dużo. Ja pomagałam mu w trudnych chwilach, udzielałam dobrych rad, a on uczył mnie wielu przydatnych rzeczy. Zastępował mi rodziców, których praktycznie zawsze nie było, a ja nigdy nie wiedziałam gdzie znikali. I w dalszym ciągu to dla mnie jedna wielka tajemnica. Dlatego ogromnym ciosem było to, że nie odwiedził mnie w szpitalu, kiedy potrzebowałam troski i opieki. Z perspektywy czasu wiem, że nie mógł. Dlaczego? Bo musiał uciekać. Przed czym? Sama nie wiem.

Siedziałam i rozglądałam się wokoło. Co prawda, kask nieco krępował moją widoczność, ale było to do zniesienia. Tutaj było całkiem inaczej niż w moim, zatłoczonym mieście. Wszędzie górskie tereny, zielone łąki, spokój i cisza. Przyznam, że w takim miejscu czułam się strasznie obco i dość dziwnie.
-Sielskie klimaty? - krzyknęłam z radością w głosie.
-Oj, Mała to tylko pozory. - odparł, przyśpieszając.
Siedziałam chwilę w ciszy, ale nie mogłam się opanować i musiałam zadać to istotne pytanie.
-Czy mógłbyś zdradzić gdzie dokładnie mnie wywozisz i ile będziemy jeszcze jechać? - parsknęłam. Nie usłyszałam jednak odpowiedzi. Co powinnam teraz robić? Siedzieć spokojnie i cieszyć się, że jadę do miejsca w którym rzekomo mam być bezpieczna, czy może panikować, że jakiś szemrany typ wywozi mnie w nieznane?
Nagle sceneria całkowicie się zmieniła. Wjechaliśmy na ruchliwą ulicę.
-Jesteśmy na miejscu? - zapytałam, ale tak jak poprzednio nie usłyszałam odpowiedzi.
Miejsce wyglądało na zamieszkane przez młodych ludzi. Wszędzie nowoczesne domy, apartamenty. Chłopak skręcił w boczną drogę, a po dłuższej chwili moim oczom ukazał się wielki budynek. To było coś całkiem innego niż wszystkie poprzednie widoki. Wielki, nowoczesny, dziwnie zaprojektowany budynek który wyglądał dosłowne jak jakiś wielki burdel. Wielki burdel w środku lasu. Zajebiście!
Chłopak zaparkował i dał mi do zrozumienia, że to właśnie cel naszej podróży. Spojrzałam na niego z bezradnością i niechęcią.
-Nie podoba się księżniczce? - parsknął, podając mi mój bagaż. - wybacz, nic lepszego nie było.
Wzięłam walizkę i jak się oddaliłam.
-Idziesz sama? - uśmiechnął się pogardliwie, nakazując gestem bym szła za nim. - nie radzę.
Weszliśmy tylnym wejściem do dusznego, przepełnionego muzyką pomieszczenia. Wszędzie było pełno nawalonych w trupa facetów, obściskujących jakieś puste laski.
-Uhuhu nowa! - wrzasnął jakiś wysoki blondyn, łapiąc za butelkę.
-Spieprzaj. - syknął Krystian, mierząc go wzrokiem. 
-A co? Twoja? Nietykalna?
-Pierwsze nie. - odparł, odchodząc. - drugie owszem.
Złapał mnie za ramię i ostro pociągnął za sobą.
Weszliśmy po schodach, a moim oczom ukazało się wiele drzwi. Mój wybawiciel otworzył jedne z nich.
-Twój pokój. - powiedział, rzucając walizkę na łóżko. - zapamiętaj numer, 211. Nie wychodź poza dom bez informowania mnie lub kogoś, z kim cię poznam. Wbrew pozoru, jest tutaj dużo zajęć. Więcej niż ci się wydaje. Podsumowując, to twój dom. Nowy dom. Jutro ci wszystko dokładnie wyjaśnię i pokaże, gdzie co jest.
-Czyli mam rozumieć, że jestem tutaj zamknięta? - odrzekłam, przyglądając się meblom. - szczęście, że mogę jeszcze samodzielnie myśleć.
-W chwili, gdy przekroczyłaś próg tego miejsca, zgodziłaś się na wszystkie nasze warunki oraz zasady.

Czemu nie?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz