2.

68 10 4
                                    

Po skończonym obiedzie razem z Izą udałyśmy się do naszego lokum. Moja towarzyszka od razu po przekroczeniu progu otworzyła szafkę i wyciągnęła z niej kosmetyczkę, ręcznik oraz szczotkę.
- Idę się myć. - odparła z uśmiechem. - może zajmij się czymś pożytecznym?
- Idź, idź. - spojrzałam na nią po czym skierowałam mój wzrok w stronę okna. - lepiej już idź.
Usiadłam na parapecie i wyjęłam z szafki żółto-zieloną, tenisową piłeczkę. Zaczęłam z rozmachem rzucać nią o ścianę oraz koncentrować się na tym by ją złapać. Po jakimś czasie to zajęcie stało się monotonne, więc stanęłam na nogi i zaczęłam zastanawiać się co mogłabym zrobić. Każdego dnia było to samo – rozmyślanie nad tym co można wykonać by urozmaicić swoje życie. Kiedyś było całkiem inaczej, dopiero w momencie gdy trafiłam do tego cholernego szpitala wszystko, absolutnie wszystko się zmieniło. Czułam tu się jak uwięziona w czterech ścianach. Dawniej uwielbiałam sport, motoryzację, sztukę, teatr.
A teraz? Teraz nawet nie jestem w stanie dobiec do gabinetu pielęgniarek nie dostając przy tym zadyszki. Po części to moja wina. Sama zrujnowałam sobie swój własny świat i odstawiłam wszystko na bok robiąc z siebie chorą kalekę. Cholerną kalekę. Najgorsza była w tym wszystkim jednak ta wyniszczająca niepewność co się ze mną dzieje. Nie wiedzieli tego lekarze, a co dopiero ja. Łatwo się w tym wszystkim pogubić.
Z moich przemyśleń wyrwał mnie spokojny i melodyjny głos Izy.
- Dziś mam gości. - oznajmiła podekscytowana.
Ach, no tak. Dlatego nagle zaszyła się w łazience na ponad pół godziny. Dobrze jest czasem popatrzeć na tak szczęśliwą osobę jaką była teraz dziewczyna stojąca obok mnie. Czułam jakby była to kompletnie inna osoba. Jej długie blond włosy nie były już niedbale związane, ale świeżo umyte i lśniące. Zielone oczy nagle nabrały blasku, a twarz opromieniała. Ubrana była w luźną, szarą bluzę i czarne legginsy, a nie zwykłą, znoszoną piżamę. Wyglądała wyjątkowo korzystnie jak na pacjentkę oddziału.
- Dobra robota mała. - posłałam jej przyjazne spojrzenie po czym stwierdziłam, że sama muszę się również doprowadzić do normalnego stanu. - prezentujesz się zjawiskowo jak na nasze warunki. Udanego spotkania.
- Dzięki.- powiedziała, przytrzymując ciężkie drzwi. - jak wrócę to coś ci opowiem.
Gdy Iza podekscytowana wyszła z sali, stwierdziłam, że trochę poćwiczę. Nikomu to jeszcze przecież nie zaszkodziło. Przebrałam się w luźne ubrania i zaczęłam rozgrzewkę, gdy do pokoju nagle wparowała zdyszana piguła.
- Łucja, co ty robisz? - zapytała się ze strachem w oczach patrząc na moją spoconą twarz.
- Ćwiczę. - uśmiechnęłam się i wzięłam łyka wody. - nie widać? Może ma ochotę się pani przyłączyć?
- Wyglądasz jakbyś przebiegła maraton. - parsknęła pogardliwie, przypatrując się mi.
- Oj, chyba nie jest aż tak źle. - odparłam poprawiając włosy.
- W każdym bądź razie lekarz prosi ciebie do swojego gabinetu. - rzuciła, szybko wychodząc z pomieszczenia.

W dobrym nastroju szybko skierowałam się w stronę wyjścia. Po chwili byłam już na miejscu. Zapukałam i weszłam do środka.
- Łucja! Jak miło cię widzieć. - odparła kobieta w średnim wieku. Jej kruczoczarne włosy związane były w wysoki kucyk. Usta miała wyraźnie podkreślone bordową szminką.
- W jakim celu pani mnie tu zwołała? - powiedziałam przyjaźnie, patrząc się w brązowe oczy mojej lekarki prowadzącej.
- Widzę, że dziś jesteś w wyjątkowo dobrym humorze.
- Można tak powiedzieć. - z niecierpliwością czekałam na moment w którym udzieli odpowiedzi na moje pytanie.
- No więc, mamy dobre wieści. - odchrząknęła. - Nie owijając w bawełnę. Sądzę, że możemy już ciebie wypisać. Dzięki dobrym lekom twój organizm zaczyna odpowiednio pracować i wszystko zmierza w jak najbardziej odpowiednią stronę.
- Przecież to niemożliwe. - parsknęłam. - Jeszcze niedawno mówiliście, że wszystko jest źle. Przepraszam, chyba zwykłe „źle" w tym przypadku nie jest dobrym określeniem. Zapewnialiście, że jest do dupy.
- Ale wiele się zmieniło. Już jest dobrze i to powinno być dla ciebie radosną informacją. Ostatnie badania nie wykazały nic niepokojącego. - nie miałam ani sił, ani ochoty by cokolwiek mówić. Siedziałam w ciszy i słuchałam słów kierowanych w moją stronę. - Nawet dziś możesz otrzymać wypis. Nie widzę sensu byś dalej tu się męczyła. Tak będzie najlepiej.
- Dziękuję. – odburknęłam, wychodząc z pokoju. 

O co chodzi? Chyba poprawa musiała być widoczna od dłuższego czasu, a lekarz ma obowiązek informować o takich rzeczach... Jak najszybciej pobiegłam do pokoju. Rozejrzałam się i zobaczyłam, że Iza jeszcze nie wróciła. Rzuciłam walizkę na łózko i zaczęłam niechlujnie upychać do niej wszystkie rzeczy.

Nie mogłam być zła na nikogo. Jedynie na siebie. Co ja myślałam? Że całe życie spędzę w szpitalu?

Czemu nie?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz