Rozdział I

1.1K 74 7
                                    

Punkt Widzenia Midorikawy

Siedziałem wraz z moim najlepszym przyjacielem na moim łóżku. Kiyama podał mi dużą, żółtą kopertę i gestem zachęcił do sprawdzenia jej zawartości. Z zaciekawieniem otworzyłem kopertę i wyciągnąłem z niej drogi, wysokiej jakości arkusz papieru fotograficznego.
-Wow, to naprawdę wspaniałe zdjęcie- powiedziałem z uznaniem.
Na fotografii był Hiroto. Chłopak leżał na szarej podłodze. Jego proste, krwistoczerwone włosy spływały na podłogę w artystycznym nieporządku, a jego usta były rozchylone. Rozchylone jakby obiecywały coś. Jakby zaraz miały coś wyszeptać. Również jego pół przymknięte oczy wyglądały tajemniczo. Miały taki intrygujący i nieodgadnięty wyraz. Z kolei biała koszula, turkusowa wstążka, róże i spora ilość czerwonego koloru ładnie współgry z urodą rudego.
-Dziękuję- odpowiedział z lekkim uśmiechem.- Yuriko też jest z niego bardzo zadowolona. Dała mi kopię na pamiątkę.
-Yuriko to...- zacząłem szukając w pamięci jakichś informacji o tej kobiecie. Na próżno.
-Yuriko mnie zwerbowała. Ona też stoi na czele redakcji- skinąłem głową. Oboje zamilkliśmy. Cisza ciążyła mi, więc postanowiłem ją przerwać.
-Hiroto... Czy mógłbyś mi coś więcej powiedzieć o tym studio, tych zdjęciach, o tym wszystkim. Cały czas unikasz tego tematu!- Odrobinę się zdenerwowałem. Tylko troszkę. Jednak to chyba nic dziwnego, prawda? W końcu mój najlepszy przyjaciel ukrywa przed wszystkimi coś takiego, a ja się o niego martwię.
Chłopak westchnął ciężko. Uśmiech zniknął z jego twarzy. Poczułem... lekkie wyrzuty sumienia. O nie, nie wpędzi mnie w poczucie winy!
-Hiroto...- zacząłem jeszcze raz. Nie chciałem go zaatakować ani sprawić mu przykrości.
-Nie, Midorikawa. Nie mogę- odparł, wstał i odszedł zostawiając mnie samego w pokoju. Z ciężkim westchnieniem opadłem na łóżko. Brawo. Zdenerwowałem go, sprawiłem mu przykrość lub zirytowałem go. Niepotrzebne skreślić. Czego się dowiedziałem? Tego, że Yuriko (nazwiska niewiadomego) jest szefem i to ona go wyrwała. Jaka jest? Jak wygląda? Ile ma lat? Jaki ma charakter? Ambicje? Plany i zamierzenia co do Hiroto? Nie wiem, nie wiem, nie wiem!
Podsumowując: nie wiem niczego, co dałoby mi pewność, że niepotrzebnie się martwię. Głupie? Może, ale nie dbam o to.
Zza drzwi usłyszałem krzyk Reiny. Hm... No tak, wczoraj przy kolacji wspominała, że idzie dziś z koleżankami z klasy do kina.
Nie zdążyłem o niczym więcej pomyśleć, gdyż do mojego pokoju niczym burza wpadła owa nastolatka. Bez pukania, bo pukanie odeszło do lamusa.
-Midorikawa! Pomóż mi!- jęknęła rozpaczliwie. Przewróciłem oczami.
-Reina, przecież wiesz, że nie pomaluję ci paznokci. Nie chcę i nie umiem- ona słysząc to skrzywiła się i również przewróciła oczami.
-Nie o to mi chodzi, a wiesz, że wtedy to była sytuacja wyjątkowa - powiedziała i pokazała mi język. Zaśmiałem się. Moje relacje z nią znacznie się ostatnio poprawiły. Bardzo mnie to cieszyło.
-Więc w czym mogę ci pomóc?- odparłem. Ona już-już miała mi powiedzieć w czym leży problem, gdy zauważyła leżące obok mnie zdjęcie i kopertę.
-A co to?- Zaciekawiona zrobiła krok w moim kierunku, a ja najszybciej jak tylko potrafiłem, schowałem zdjęcie rudzielca. Sekret, to sekret. Obiecałem nikomu o tej sprawie nie mówić.
-Nic. Jakieś stare śmieci...- zagryzłem wargę. Nie jest fajnie kłamać, ale czasem trzeba. Pytanie: kupi to czy nie kupi?
-Mido... Czy wszystko gra?- zapytała zmartwiona. Czuję nadchodzące wyrzuty sumienia. Znowu.
-Tak. To... To zdjęcie... mojej rodziny, ale... jeszcze go nie widziałem- odwróciłem wzrok. Nie chciałem spojrzeć jej w oczy. Poczucie winy. Chyba pomyślała, że jest mi ciężko, bo mnie przytuliła.
-Już dobrze. Jestem tu ja, onee-san, otõsan. Wszyscy...
Mam kochaną siostrę. Poklepałem ją po dłoni.
-Dzięki, Reina- uśniechnęliśmy się do siebie, a ona odsunęła się ode mnie.
-Więc co się tym razem stało?- zapytałem odwołując się do celu jej wizyty.
-Ah, no tak! Prawie zapomniałam. Film zaczyna się o 16:30... Mówiłam ci o czym jest?- spiorunowałem ją wzrokiem.- A zresztą nieważne. Trwa y... dosyć tyle i potem idziemy do szpitala odwiedzić Chinatsu, zajmie nam to góra pół godziny i...
-Meritum, Reina, meritum- przerwałem jej słowotok.
-Ah, jasne. Będę wracać do domu po zmierzchu, najpewniej sama. Potrzebuję latarki, ale swoją zgubiłam. Saginumy nie ma, a ja nie wiem gdzie mógł schować swoją. Nasze ukochane duo w ostatniej walce rozwaliło parę przedmiotów, w tym kilka latarek.
Hiroto ma tylko jedną sprawną i będzie mu jak co noc potrzebna- wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego.
-Więc?- zapytałem podejrzewając do czego dąży.
-Bo ty mnie tak bardzo kooochasz, Mido, swoją siostrę- puściła do mnie perskie oczko. Wstałem z łóżka i podszedłem do mojego biurka. Wyjąłem z kieszeni mały kluczyk i przy jego pomocy otworzyłem szufladę w biurku. Wyjąłem z niej dwa przedmioty.
-Masz- podałem jej najpierw latarkę, a potem drugą rzecz.- Uważaj na siebie.
-Gaz pieprzowy?- zawołała zaniepokojona. I spojrzała najpierw na pojemniczek, potem na mnie. Jej oczy rozszerzyły się w zdumieniu.
-Skąd to masz?- warknąła. Wzruszyłem ramionami.
-To jeszcze z czasu gry dla reprezentacji kraju. Detektyw mi to dał. Podejrzewał, że Kageyama może znowu z czymś wyskoczyć. Nie miałem okazji z tego skorzystać, ale postanowiłem to zatrzymać. Wiesz jak tego użyć, prawda?- skinąła głową.
-Dobrze. Uważaj na siebie i pozdrów ode mnie Chinatsu- poklepałem ją po ramieniu. Wstała z mojego łóżka i skierowała się do wyjścia.
-Hej, Reina!- Zawołałem, gdy kładła dłoń na klamce. Odwróciła się, a ja zawołałem do niej:
-Baw się dobrze!- Nie odpowiedziała, nie musiała. Słodki uśmiech jaki mi posłała w zupełności mi wystarczył.

W Oku ObiektywuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz