Blade światło wschodzącego słońca, oplotło złoto pomarańczowym blaskiem szczyty gór Loran. Mieniący się w tym połysku śnieżno-biały śnieg z mór Krainy Smoków, iskrzył się tak mocno, iż można go było pomylić ze złotem który oplatał szczyty. Był to naprawdę piękny widok warty wczesnego wstawania, a nawet i nieprzespanej nocy. Shiloh - stojąca na najwyższym murze - głęboko westchnęła i oparła podbródek o dłoń, a srebrne włosy zafalowały na porannym wietrze. Gdyby nie to, że stało się to jej codzienną rutyną, skłonna byłaby uwierzyć, że owe góry są obsypane czystym złotem. Nie raz jej serce zabiło szybciej, jednak nie z uciechy a obawy o poranne złudzenie. Wojna o górę Loran byłaby nieunikniona, a wraz ze wschodem słońca w oddali mieszkańcy Smoczej Krainy słyszeliby szczęki stali i jęki bólu. Ludzie byli zbyt słabi by oprzeć się pokusie bogactwa, a inne rasy zbyt zawzięte i uparte aby dogodnie podzielić się nieistniejącym pokładem złota. Shiloh po raz kolejny ciężko westchnęła i przeniosła spojrzenie na czarny zarys ptaka, który nagle pojawił się w zasięgu jej wzroku. Nie byłoby to dla niej nic niepokojącego i dziwnego, gdyby nie to, że zwierzę z każdym trzepotem skrzydeł przybliżało się właśnie ku niej. Wychyliła ciało do przodu, i wtedy, w jego drobnych łapkach ujrzała zżółkły zwitek papieru.
- Posłaniec? - szepnęła i instynktownie podniosła rękę by ptak mógł na niej usiąść. Złapała opuszkami palców zapieczętowaną wiadomość i z zaciekawieniem przyjrzała się jej. Dziewczyna dobre kilka sekund błądziła wzrokiem po czerwonym zaschniętym wosku, nim z przerażeniem odkryła od kogo owa wiadomość należy - Wybacz ptaszku - zdążyła powiedzieć nim dłonią brutalnie zepchnęła zwierzę. Czarny kruk głośno zakrakał i wzbił się w powietrze czego Shiloh już nie zobaczyła. Jej smukła sylwetka mknęła ku stromym schodom prowadzących na Plac Kupców. Ulice świeciły jeszcze pustkami, dlatego też mogła zwinnie sunąc między domami, wprost na potężne schody wznoszące się do Smoczej Przystani - pięknego i monumentalnego pałacu wznoszącego się ponad innymi budynkami miasta. Spojrzała z dumą na siedzibę swojego wuja, Gerarda Bonterien, pierwszego tego imienia Jarla Dragonwell. Kochała go jak własnego ojca którego nigdy nie miała, a właściwie nie pamiętała. W oczach Shiloh wuj był walecznym, potężnym i mądrym władcą. Dbał i wychowywał srebrnowłosą jak własną córkę, za co była mu niezmiernie wdzięczna, dlatego też przyrzekła sobie że przenigdy go nie zawiedzie. Mijając kilku strażników którzy właśnie zaczynali swoją wartę, ruszyła do wielkich wrót.
- Wuju! - wrzasnęła wbiegając do głównej komnaty. Ominęła zwinnie dwa podłużne stoły zastawione różnorodnymi półmiskami, pieczonymi kurczętami, chlebem i najlepszym winem, oraz ogromne palenisko w którym tańczył równie pokaźny ogień. Alier i Zara oderwali się od rozmowy uważnie obserwując zadyszaną dziewczynę. Oboje ryknęli śmiechem gdy Shiloh ledwie co wyhamowała przed tronem który umiejscowiony był na podwyższeniu, i cudem utrzymała się na prostych nogach. Spojrzała srogo na swoich przyjaciół, przez co momentalnie umilkli.
Alier, leśny elf, przybył do Krainy Smoków jako więzień 13 lat temu. Jego rodzice zginęli na wojnie a on tułał się od królestwa do królestwa w poszukiwaniu jakiegokolwiek kąta dla siebie. Gdy był na tyle zziębnięty i wygłodzony że nie potrafił trzeźwo myśleć, ukradł kupcowi z farmy nieopodal Dragonwell chleb. Strażnicy złapali go niemal od razu, zakuli w kajdany jakby zabił co najmniej stu cesarskich, i wtrącili do niewoli. Jakiś czas później więźniów odesłano do Jarla Krainy Smoków, i tak Alier pozostał na służbie aż po dziś dzień. Zara natomiast urodził się i wychował w Smoczym Mieście. Co prawda jego rodzice również nie żyją, jednak zdążyli go wychować na wspaniałego wojownika. Obydwóch Shiloh bardzo lubiła i co najważniejsze, wiele się nauczyła od doświadczonych już mężczyzn. Spojrzała w końcu przenikliwym spojrzeniem na wuja, podając rulon w jego szorstkie dłonie.
- To z Aspendwood - powiedziała a muskularny mężczyzna odziany w złoto miedzianą zbroję wstał, i nie czekając na swojego doradcę rozerwał pieczęć. Grube futro okalające jego szerokie ramiona niespokojnie zatańczyło, dokładnie tak, jakby do Wielkiej Sali wdarł się wiatr muskając swym dotykiem gruby jedwabny materiał. Shiloh podniosła spojrzenie, i dopiero wtedy zrozumiała że to nie wiatr był tego efektem, a drżące ze zdenerwowania ciało jej wuja. Na jego czole pojawiła się podłużna zmarszczka która nie wróżyła nic dobrego. Ostatnio widziała go w takim stanie gdy była jeszcze dzieckiem. Nieposłusznym i niedobrym dzieckiem. Dobrze pamiętała dzień w którym wymknęła się z miasta, i omal nie została zdeptana przez mamuta którego wojownicy atakowali koło zamku. To Gerard w ostatniej chwili chwycił jej drobne ciało. To w jego oczach widziała przerażenie którego nie powinien ujawniać, i to jego ręka wymierzyła karę gdy był właśnie w takim stanie. Oczywiście Gerard miał córkę - piękną Lucretie. Zgrabna, wysoka brunetka, dzierżąca równie zachwycającą srebrną zbroję. Kompletne przeciwieństwo Shiloh która od Lucreti była głowę niższa a do tego jej delikatne rysy twarzy w ogóle nie pasowały do ciężkiego stalowego uzbrojenia. Srebrnowłosa nie odważyła się spytać wuja o treść listu. Wciąż w pamięci miała te same oczy przepełnione gniewem gdy przeskrobała naprawdę coś poważnego, więc tym razem cisza była jak najbardziej odpowiednia. Wpatrzona w zżółkłą kartkę niemal pisnęła gdy ktoś nagle pchnął ją do tyłu. I chodź była gotowa na bolesny upadek, ktoś niespodziewanie złapał ją za ramiona.
CZYTASZ
Dragon Age : Przebudzenie
FantasyGdy na świecie ponownie pojawią się smoki. Gdy ,,Inni'' wyjdą z ukrycia. Gdy będziesz musiała zmierzyć się z własnymi lękami. Gdy zakochasz się w niewłaściwym człowieku. Co zrobisz? Poznaj historię Shiloh. ____________________________ Opowiadanie je...