37.Sekret rodu.

2.1K 322 42
                                    

Amaroti okazała się młodsza, niż Yashida sądziła. Ile mogła mieć lat? Nie więcej niż trzydzieści parę, a jej twarz pozostawała wciąż młoda i piękna. Przede wszystkim uderzająco błękitne spojrzenie Yashidzie wydało się łudząco podobne do oczu Kala. Pokrewieństwo między nimi nie zostawiało zatem żadnych złudzeń.

Sercowy owal twarz naznaczony był prostym nosem i pełnymi ustami, których opadające kąciki nadawały im smutnego wyrazu, ale Cesarzowa sprawiała raczej wrażenie poważnej niźli smutnej.

Brązowe włosy spięte miała w grubego warkocza, opadającego na jej lewę ramie i przyozdobione siatką ze złotej nici. O jej statusie świadczyła jedynie niewielka, subtelna tiara wpięta w czubek głowy.

Lekko zaokrąglone ciało obleczone było w piękną, jedwabną suknię w kolorze jadeitu z wyraźnym dekoltem, na którym pyszniła się kolia z pereł. Dłonie z krótkimi palcami – odbierającymi kobiecie delikatności – szczyciły się obecnością cesarskich sygnetów.

Była piękna, ale Yashida nie mogła znaleźć w niej żadnego odniesienia do siebie. Sama, ze swoimi rudymi włosami i piegami na nosie oraz anemiczną cerą, różowiejącą paskudnie pod dotykiem słońca nijak pasowała na krewniaczkę Cesarzowej.

— Wiem, że jesteś w szoku. — Melodyjny i w gruncie rzeczy naprawdę miły głos Amarotii sprowadził Yashidę z obłoków rozmyślań wprost na ziemie rzeczywistości.

Zamrugała oczami i znalazła w sobie siłę, aby dźwignąć się z poduszki.

— Czym jeszcze mnie zabijesz? — zapytała dziewczyna ze łzami w oczach. — Czego jeszcze nie wiem?

— Dla mnie to też nie jest łatwe — odparła Cesarzowa. — Chociaż przygotowywałam się do tej rozmowy od bardzo dawna, teraz wydaję mi się, że żadne słowo nie odda tego, co czuję.

— Dlaczego to robiłaś? — Yashida pokręciła głową, odpychając w myślach wszystko, co tylko spłynęło z ust kobiety do jej uszu. — Dlaczego nasłałaś tę pokraczną bestię na Dewi? Dlaczego uprowadziłaś moją ciocię? Dlaczego prześladujesz moją rodzinę?! — Ostatnie słowa wykrzyczała w bezsilności.

— Nie zrobiłam tego. — Głos Amatoti zabrzmiał z nieprawdopodobnym spokojem.

— Nie?

— Yashido... — Kobieta poniosła się z krzesła i zaczęła przechadzać się po komnacie wywarzonym krokiem. — Żeby ci to właściwie wytłumaczyć, muszę zacząć od wyjawienia ci pewnej, ważnej rzeczy.

— Jakiej?

— Około trzystu lat temu prawdziwy ród Błękitnej Róży został wymordowany przez przodków twojego ojca. Domniemanego ojca. Pieczęcie rodu, papiery własnościowe, ziemie i cały majątek został skonfiskowany przez nich. To były jeszcze czasy, kiedy nie pilnowano tak bardzo porządku w kwestiach rodowych, więc posiadanie pieczęci czy nawet jej nielegalne przejęcie dawało ludziom prawo do mianowania się członkami rodu. Ale tak naprawdę to było ludobójstwo dokonane na niewinnej rodzinie i przejęcie ich tytułów oraz majątku.

Yashida oparła się plecami o poduszkę, wbijając palce w materiał okrycia.

— Czy to znaczy, że...? — Nie mogła dokończyć zdania, gdyż nowe informacje nie zdołały pomieścić się w jej umyśle.

— To znaczy, że tak naprawdę nigdy nie byliście prawdziwymi Błękitnymi Różami, ale zbudowaliście swoją chwałę na cudzej własności, mordując prawdziwe Błękitne Róże. Jednakże ostali się co pomniejsi członkowie rodu i teraz ich potomkowie domagają się sprawiedliwości. Chcą odzyskać to, co należy do nich, chcą odzyskać tytuł i majątek, swoje ziemie i ukarać potomków, którzy bezprawnie tytułują się ich rodem.

𝐌𝐎𝐆𝐀𝐌𝐈 - Taniec WiatruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz