5.

59 8 0
                                    

Przez te kilka godzin spędzonych razem Adam oprowadził mnie po swoich ulubionych miejscach, które były mijane przez zwykłych przechodniów. Na początek wstąpiliśmy do sklepu muzycznego znajdującego się w dawno zapomnianej dzielnicy. Sprzedawca, dobry przyjaciel Adama, w ciągu 15 minut streścił mi historię tego sklepiku, który jak się okazało przeżył dość wiele. Bardzo mi się tam podobało. Na zniszczonych półkach leżały zabytkowe instrumenty, jedną ze ścian w całości pokrywały płyty winylowe, a w rogu grał gramofon. Kiedy rozbrzmiała jakaś chwytliwa piosenka, której tytuł już zapomniałam, Adam porwał mnie do tańca. Okazał się genialnym tancerzem.

Później odwiedziliśmy kawiarnię, po której spacerowały koty. Czułam się, jakbym ingerowała w ich dom, lecz one przymilały się do nas i mruczały, gdy drapało się je za uchem.

Na drodze naszej wycieczki wypadło jeszcze kilka ciekawych miejsc. Było wspaniale.

Słońce już chyliło się ku zachodowi, gdy przechodziliśmy przez rozległy park w środku miasta. Prowadziliśmy rozmowę, ale najbardziej podobało mi się w nim to, że potrafił milczeć, a ja w jego obecności nie byłam speszona czy nieśmiała. Czułam się jakbyśmy się znali przynajmniej kilka lat.

-Zapraszam cię na kolację pod gwiazdami- powiedział Adam, stając przede mną i zagradzając mi drogę. Spuściłam wzrok pod jego intensywnym spojrzeniem.

-Jak to? Jeszcze ci się nie znudziłam?- zapytałam, tylko trochę żartując.

-Jeszcze nie.- Uśmiechnął się przebiegle, mrugnął okiem i pociągnął za sobą. Wybuchłam śmiechem i dałam się poprowadzić w kierunku znikającego słońca.

Po kilku minutach wyszliśmy z parku i skierowaliśmy się w mniej uczęszczaną uliczkę. Ludzi było tu zdecydowanie mniej i tylko w niektórych oknach paliły się światła. Ponad nami niebo zaczynało przybierać ciemną barwę.

-Gdzie idziemy?- zapytałam wesoło, niczym podekscytowana pięciolatka na widok cukierni z lodami. Trochę się czułam jak taka mała dziewczynka, która dostała od Św. Mikołaja wyjątkowo wypasiony prezent.

-Do mnie- odpowiedział Adam, wskazując na ceglany budynek przed nami pogrążony w mroku. –Jesteśmy na miejscu.

-Ale jak to do ciebie?- Byłam zdekoncentrowana. Dopiero go poznałam, a on już zaciągał mnie do domu. Może był seryjnym zabójcą? Albo gwałcicielem?

-Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy- powiedział ze szczerością w oczach.

-A jakbyś był seryjnym zabójcą, jakbyś powiedział?- zaśmiałam się, starając się odegnać złe myśli.

-Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy.- Tym razem uśmiechnął się krzywo i przejechał językiem po zębach. Szczerze się roześmiałam i przekroczyłam próg drzwi, które przede mną otworzył.

Wchodząc do jego mieszkania, dwukrotnie się uszczypnęłam, bałam się, że śnię, albo jestem na jakiś proszkach. Nie mogłam uwierzyć, że się na to zgodziłam.

-Witam w moich skromnych progach- powiedział Adam, rzucając klucze na półkę wiszącą w przedpokoju. Delikatnie podszedł do mnie od tyłu i zdjął mi kapelusz. Następnie przytulił mnie w talii i przyciągnął do siebie. –Co byś chciała zjeść na kolację? Jestem doskonałym kucharzem- szepnął, kładąc głowę na moim ramieniu. Na ciele pojawiła mi się gęsia skórka.

-Nie jestem głodna- odpowiedziałam po chwili ciszy. Nie mogłam się skupić, gdy był tak blisko.

-Nie wierzę ci.- Wtulił swoją twarz w moją szyję i zaczął ją subtelnie całować. Jego ręka wędrowała wzdłuż mojego kręgosłupa. Natychmiast przypomniał mi się Jack. Wzdrygnęłam się. –Coś nie tak?

"Only friends"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz