Byłam gotowa na mój wielki dzień, chociaż może nie powinnam go tak nazywać, bo przecież to jednak były urodziny Hemmings'a. Przyjrzałam się sobie jeszcze raz w lustrze i bardzo chciałam stwierdzić, że nie jest tak źle, ba! ja za wszelką cenę chciałam w to uwierzyć ale złośliwy głosik w głowie nie dał mi dojść do celu. Moje trochę chyba zbyt chude nogi opinały czarne podkolanówki i nie wiadomo jak bardzo pragnęłabym przytyć nigdy mi się to nie udało. Dla jednych była to ta lepsza cecha którą otrzymałam od taty, zaś dla mnie nie było to komfortowe. Niektórzy nawet zastanawiali się czy nie jestem chora, tak jak Kate, która przez kilka miesięcy podpychała mi pod nos jedzenie, a ja musiałam to wszystko zjadać. Nie żeby mi to przeszkadzało, bo w sumie mogłam za darmo się u niej najeść, kto nie byłby zachwycony tą sytuacją? Moja przyjaciółka mimo, że się o mnie martwiła, to na pewno była w jakimś stopniu zazdrosna o moją relację z Michaelem. I mimo, że wiele razy zapewniałam ją o mojej wierności ona nadal bała się, że straci mnie tak jak straciła swojego tatę. Ale Mike nie był dla niej zagrożeniem. Był po prostu kimś kto skradł moje serce, kto oczarował mnie swoją skrywaną oryginalnością. Bo tak właściwe był taki sam jak ja i Kate. Tak samo pokręcony, z własnym stylem, z własnym bałaganem w głowie. I może miał kilka przywileji takich jak mówienie do mnie pełnym imieniem, którego nienawidziłam, albo pisanie do mnie o trzeciej nad ranem. Tylko on to robił. To były takie małe rzeczy ale dzięki nim to co się między nami działo było wyjątkowe. I nagle ogarnął mnie strach. Takie dziwne uczucie gdzieś z tyłu głowy zwiastujące coś niedobrego. Takie uczucie które mówiło, że nie chce zniszczyć tego co już jest między nami, nawet jeśli mam być nieszczęśliwie zakochana. Bo zbyt mocno zależy mi na ludziach żeby ich stracić, chociaż i tak mam ich wokół siebie niewiele. Ci inni, którzy nie zwracają na mnie uwagi lub wyśmiewają się, są powietrzem. Dla mnie są przezroczyści i nie istnieją. I nie ważne jak bardzo zatrute to powietrze to wiem, że i tak nic dla mnie nie znaczy jeśli uwierzę w to ile jestem warta. Ale w tym momencie poczułam się zbyt mała żeby stać się dziewczyną Michael'a Clifford'a. Poczułam się zbyt nic nie znacząca aby ośmielić się i wyznać mu miłość. Więc nie zważając na to, że zawiodę Luke'a, zawiodę Kate, a w szczególności zawiodę samą siebie, po prostu chwyciłam paczkę papierosów leżącą na dnie szuflady i skierowałam się w stronę parku. Było już ciemno i chyba miało zacząć padać ale ja po prostu szłam, żeby usiąść na tej drewnianej, obdrapanej ławce i zapalić papierosa. Chciałam zatracić się w swoim smutku i beznadziejności.
CZYTASZ
Hey! Are u there? | mgc ✔
RandomMikeGod: jak możemy się przyjaźnić skoro ty ciągle jesteś na mnie zła? BeaMia: my się przyjaźnimy? MikeGod: MikeGod: nienawidzę cię BeaMia: nawzajem