Gdyby ktoś znalazł się tamtego popołudnia na niewielkiej drodze prowadzącej w kierunku Willingen, zobaczyłby niecodzienny obrazek. Chudy chłopak w sportowym stroju i młoda brunetka wspólnymi siłami pchali niebieskiego Citroena po rozgrzanym asfalcie.
- Dokąd jechałaś? - zapytał chłopak.
- Wracałam do Willingen. Byłam u ludzi mieszkających w wiosce, ciotka wysłała mnie z lekarstwem dla pani Mollinger. Sama nie miała czasu, bo ma dyżur w przychodni.
- Ale nie mieszkasz tutaj, prawda?
- Skąd wiesz?
- Nie chciałaś rozmawiać po niemiecku – uśmiechnął się lekko.
Czy ja muszę zadawać takie debilne pytania?, skarciła się w myślach.
- Masz rację, nie mieszkam w Willingen. Przyjechałam w odwiedziny do ciotki.
- Jesteś Francuzką?
- A skąd taki wniosek?
- Francuskie auto na francuskich numerach plus francuskie imię...
Była pod wrażeniem jego spostrzegawczości, ale nie dała tego po sobie poznać.
- Aż cud, że nie wyciągnęłam ze schowka pudełka ślimaków i butelki Bordeaux, no nie?
Zaśmiał się. Miał sympatyczny uśmiech, nawet jeśli jego twarz nie zaliczała się do zabójczo przystojnych. Jedyne, co trochę drażniło Marie, to fakt, że ani na moment nie zdjął ciemnych okularów. Nie lubiła ludzi ukrywających oczy, bo z oczu dało się wyczytać najwięcej emocji. Ale nie miała jakichś większych pretensji, wszak słońce świeciło ostro i ona też założyła na nos duże, ciemne szkła.
Po angielsku mówił nieźle, chociaż niezbyt szybko i z wyraźnym obcym akcentem. I trochę... hmm... dziwnie. Jakby miał lekką wadę wymowy.
- A ty mieszkasz tutaj?
- Nie. - Spuścił głowę nieco niżej. - Przyjechałem na zawody.
Przez chwilę nie umiała skojarzyć, o jakich zawodach mówi, ale szybko zorientowała się w sytuacji. No tak, w tych dniach w Willingen odbywały się letnie konkursy w skokach narciarskich. Senne zwykle miasteczko przeżywało najazd kibiców, właściciele zajazdów i pensjonatów zacierali ręce, a knajpiarze liczyli kolejne euro.
- Aha. Ale w sensie... startujesz?
- Tak. - Wydawał się zupełnie skoncentrowany na drodze, w ogóle nie patrząc na dziewczynę.
Ona dla odmiany zwróciła głowę w jego stronę, mrużąc lekko oczy, jakby usiłowała połączyć ze sobą kolejne fakty.
- Skąd jesteś?
- Słowenia.
- Tak myślałam – uśmiechnęła się. - Peter Prevc, prawda?
Jego milczenie było dla niej wystarczającym potwierdzeniem.
- To jakiś problem? - odezwał się w końcu, nadal nie patrząc na swoją towarzyszkę.
- Nie. - Wzruszyła ramionami. - Dlaczego miałby to być problem? I nie obawiaj się, nie napiszę zaraz na Twitterze, że słynny skoczek pomagał mi pchać samochód.
CZYTASZ
Poza planem
FanfictionSłoweński skoczek narciarski, Peter Prevc, latami ciężko pracował na swój sukces. Zawsze obowiązkowy, punktualny i zdyscyplinowany doczekał się laurów zwycięzcy. Czy w całym poukładanym świecie Petera znajdzie się miejsce dla NIEJ - przypadkowo pozn...