Odcinek 5

326 22 12
                                    

*    *    *


I wszystko było pięknie aż do godziny dwudziestej drugiej. Mniej więcej. Wtedy to rozdzwonił się telefon Grety. Nie było w tym nic szczególnego – panią Scholle znano w miasteczku lepiej niż wszystkich lekarzy razem wziętych i czasem zdarzało się, że ktoś ją wzywał w szczególnych przypadkach. Greta przeprosiła na chwilę Marie i Petera i wyszła z pokoju. A gdy wróciła, atmosfera wieczoru uległa gwałtownej zmianie.

– Przepraszam was, moim drodzy, ale będę musiała wyjść.

– Co takiego? – Marie wytrzeszczyła oczy. Peter też wyglądał na lekko skonsternowanego. – Dokąd?

– Dziecku jednej z pacjentek trochę spieszy się na świat. Dzwonił przyszły tata, całkiem spanikowany. Muszę jechać.

– Ty chyba żartujesz! Powiedz, że masz gości.

– I co, facet ma zakomunikować synkowi „Sorry, mały, musisz trochę poczekać, bo pani położna akurat gości słynnego skoczka narciarskiego"? Bądź poważna, Marie!

Marie zrobiło się głupio, więc chwyciła się innego argumentu.

– Piłaś alkohol. Jak pojedziesz?

– Już po mnie jedzie siostra pani Tolemann. A wypiłam tylko kieliszek wina. Zresztą nie mam czasu na dyskusje. Peter, przepraszam cię bardzo.

– Spokojnie, rozumiem – uśmiechnął się niewyraźnie.

Greta nie czekała już na reakcję Marie, tylko szybko wyszła z pokoju, kierując się do swojej sypialni, gdzie zarzuciła na siebie pierwszy lepszy sweter i zaczęła sprawdzać zawartość podręcznej torby lekarskiej.

– Peter, ja też przeproszę na chwilę. – Marie pospieszyła za ciotką. Nieco oszołomiony Prevc został sam przy stole. – Jeśli to jakiś podstęp, zabiję cię – syknęła do Grety, zamykając za sobą drzwi, by Peter nie mógł słyszeć.

– Jaki znów podstęp? Nie bądź dzieckiem, Marie. – Greta zajęta była krzątaniną. – Dostałam telefon i muszę jechać, sama słyszałaś.

– Ale to wygląda podje... podrzej... Fuck!

– Podejrzanie?

– Właśnie! – Wytłumacz to temu maluchowi. I nie klnij.

Gdyby ktoś w tym momencie dał Marie do ręki granat, dziewczyna uwolniłaby Willingen od Grety Scholle.

– Czego ty się obawiasz tak naprawdę? – Greta zamknęła torbę i spojrzała wreszcie na bratanicę. – Miałaś niejednego chłopaka, na luzie podeszłaś do tego, że po rozstaniu z jednym z nich zostałaś sama w obcym mieście, a tu boisz się posiedzieć z młodszym od ciebie facetem przy stole i zjeść panna cottę? No proszę cię!

– Niczego się nie boję. Ale ty zostawić mi... mnie... mi... wszystko jedno!, sama z Peterem w swoim domu. – Gdy Marie próbowała mówić szybko, jej niemiecki był jeszcze gorszy niż zazwyczaj. – Po prostu wyglądać to głupio.

– Masz nieładne myśli. – Greta pogroziła jej palcem.

– Co??? – Dziewczyna aż zatrzęsła się z nerwów. – Nie mam żadne myśli. Po prostu widzę, że on stresuje się przy obcy...ch. Nie chcę tego!

– Też jestem obca.

– Ale... ale w inny sens. – Marie nie umiała do końca wytłumaczyć, o co jej chodzi. Nie tak szybko i nie w tym języku. Ale to uczucie towarzyszyło jej od początku wieczoru: Peter był wyraźnie zadowolony z towarzystwa Grety, bo jej obecność czyniła tę kolację zwykłym towarzyskim spotkaniem, bez najmniejszych podtekstów. I Marie była pewna, że gdyby, zapraszając skoczka do domu, nie wspomniała o ciotce, ten za żadne skarby nie zgodziłby się przyjść. Wykręciłby się czymkolwiek, choćby brakiem odpowiednich butów czy pogrzebem chomika. A teraz Greta chciała odstawić taką akcję i postawić ich oboje – Marie i Petera – w niezręcznej sytuacji.

Poza planemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz