Rozdział 4

42 5 0
                                    

Przyszłam na 15.00, tak jak mi powiedziała Megan. Ona już na mnie czekała. Weszłam do małej kawiarenki dzwoniąc srebrnym dzwoneczkiem umieszczonym nad drzwiami.
Usiadłam na przeciwko Megan. Mieszała swoją herbatę długo i namiętnie, jak gdyby mnie nie widziała.
- Hej. - powiedziałam. Spojrzała na mnie jakby to nie ja miałam się z nią tu spotkać. Jej brązowe oczy były we łzach. Nie wiedziałam co powiedzieć...
- Posłuchaj, dostanie się do tego liceum było dla mnie marzeniem. Niestety, nie wiem jak długo wytrzymam..
- Ale z czym wytrzymasz? - zapytałam.
- Mam białaczkę. - Jej łzy spływały po jej ślicznej twarzy tak szybko, że nie sposób było je policzyć. Mówiła dalej :
- Chodziłam z tobą do przedszkola. Wtedy jeszcze miałam nogę. W podstawówce miałam okropny wypadek, w którym zginęli moi rodzice. A mi... Musieli amputować nogę. Zamieszkałam u wujka. Wspaniały człowiek.
Potem co raz cześciej miałam krwotoki.. A gdy poszłam na badanie krwi w zeszłym tygodniu...
Wszystko wyszło jak być powinno...
- Nie powinno - powiedziałam.
- Od jutra nie będzie mnie w szkole, przeżyłam jeden dzień w moim wymarzonym liceum. Jadę do szpitala na terapię.
Poczułam że i po moich policzkach spływają łzy. Moja koleżanka z przedszkola. Odnalazła mnie. Wstałam i przytuliłam mocno Megan.
- Będę Cię co dziennie odwiedzać obiecałam.
Płakałyśmy razem. Było mi przykro. I znowu śmierć. Po cholerę śmierć ? Dlaczego ludzie których pokocham zawsze muszą odejść ?!
- Do zobaczenia w szpitalu. - i odjechała na wózku. Ja natomiast czułam się jak w dzikiej otchłani.

Nienawiść MiłościąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz