Początek młodzieńczej miłości

4.7K 425 59
                                    

Peter schylił głowę w zakłopotaniu, czekając na uderzenie lub – nawet gorzej – wyśmianie. Jednak zamiast tego, para szorstkich dłoni uniosła jego twarz w górę. Wade uśmiechnął się i kciukami starł łzy z czerwonawych policzków Petera.

Po tym, gdy każda ze słonych kropli zniknęła, Wade wzniósł twarz szatyna, by spotkała się z jego własną w niedoświadczonym, rozpalonym pocałunku. Ich zęby zderzyły się niekomfortowo, ale blondyn pokierował usta Petera, pogłębiając pieszczotę. Szatyn zarumienił się i pocałował Wade'a raz jeszcze.

Parę delikatnych wymian pocałunków, a rzeczywistość uderzyła w niego niczym w ceglaną ścianę. Właśnie obściskiwał się z osobą, w której był zauroczony od dłuższego czasu. Peter, będąc synem bogacza, był rozpieszczony i nie musiał czekać, by coś dostać. Ale jedną rzeczą, której nie mógł kupić za pieniądze, było dokładnie to...

Peter odwrócił się, by spojrzeć na swój strój.

– Serio, Wade, nie możesz zostawiać tego leżącego sobie ot tak na ziemi...! Co, jeśli moi rodzice wróciliby do domu, i „Oh! Peter, czemu jesteś Spider-manem?", „Oh, nie wiem... Żeby być fajnym?". Nie chcę, żeby to się stało – skarcił go, odkładając kostium do szafy.

– Tak, tak, tak... Moich rodziców by to nawet nie obeszło – Wade westchnął.

– Cóż, nie są tymi samymi ludźmi, oczywiście. Inaczej nie bylibyśmy teraz w Stark Tower – odparł pod nosem.

– Co?! Nie jestem dla ciebie wystarczająco dobry? – wykrzyknął Wade, zaskakując Petera.

– Wade, o czym ty–

– No co, mówią, że jabłko nie pada zbyt daleko od jabłoni. Mówią, że jaki ojciec taki syn... Będę więc okropną osobą, ogarniam! Nie musisz rozdrapywać starych ran, Peter.

– Nie o to mi cho–

– Nie miałem innego wyboru, w przeciwieństwie do ciebie. Utknąłem z uwłaczającymi alkoholikami, którzy mnie poczęli, okej! – krzyknął, wywołując u Petera dreszcze.

– Wiesz... Nie chciałem, żeby moi rodzice umarli, albo żeby mój wujek Ben też zginął! Ale musiałem sobie z tym poradzić. Mały, czteroletni Peter, przenoszony z oddziału do oddziału, z sierocińca do sierocińca. Inne dzieciaki były adoptowane, kiedy ja zostawałem na miejscu raz po raz, dopóki moi rodzice mnie nie wybrali. Potem znęcali się nade mną za bycie małym, za bycie nerdem, geekiem, frajerem z dwoma ojcami. Ludzi nie obchodziło to, że byli superbohaterami, tylko szydzili z ich związku, a jeśli byliby normalni, wciąż siedziałbym w domu dziecka. – Peter mówił coraz ciszej i mógł poczuć łzy skapujące z twarzy, które wsiąkały w jego koszulkę. – Może i nie obrzucają mnie obelgami, i nie jestem ignorowany, ale mój bagaż emocjonalny jest po prostu zbyt ciężki...

Wade nie miał zielonego pojęcia, co powiedzieć.

– J–ja przepraszam za wyżycie się na tobie i nie rozumiem, czemu w ogóle to zrobiłem, ale jeśli ktokolwiek będzie się na tobie znęcał – wiem, że brzmi to stereotypowo – zleję go na kwaśne jabłko, okej? – zaśmiał się cicho, starając się poprawić nastrój, po czym zaciągnął Petera do delikatnego uścisku, by go pocieszyć.

Szatyn uśmiechnął się słabo.

– No i przecież każdy ma władzę nad tym, kim jest i kim chce być. Nie musisz być jak twoi rodzice, po prostu podejmuj właściwe decyzje.

– Cóż, tak właściwie, to już podjąłem jedną – Wade zaśmiał się.

– Jaką?

– Mam cudownego, mądrego, bogatego i rozsądnego chłopaka.

Pewna Lepka SytuacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz