Rozdział 3

97 7 0
                                    

- Woah! Dziewczyno!- krzyknęła Mary
- Tak...Woah!
- Zadzwonisz do niego?
- Jeszcze nie wiem...
- Jak to nie wiesz?! Chcesz przepuścić taką okazję?!
- Niby nie, ale niedługo mam jechać do jakiejś kobiety w... Nawet nie wiem gdzie! I mam zaczynać nowe znajomości? Po prostu mi się nie opłaca...
- Może masz rację... Ale dobra koniec tych smętnych rozmów! Chodź teraz na kawę!
Poszłyśmy do Starbucks'a. Ja oczywiście wzięłam swoje ulubione cappuccino i ciastko z wiśniami. Mniam.
- To gdzie teraz?- spytała Mary
- W sumie nie wiem, mogłybyśmy pójść jeszcze po jakieś spodnie, muszę je kupić i ewentualnie po jakąś biżuterię w końcu muszę jakoś wyglądać w moim nowym"domu".
Zakreśliłam cudzysłów w powietrzu.
- Nie narzekaj tak Claire. Nie masz najgorzej...co jakiś czas biorą Cię różni ludzie, co jest nietypowe, bo raczej wolą małe dzieci, a Ty masz 17 lat. Niektórzy siedzą w domu dziecka całe życie i nikt ich nie bierze...Masz to szczęście, że Ciebie jednak tak, może tym razem Ci się poszczęści i zostaniesz tam już do 18?
- No wiem, wiem, ale czy wiesz jakie to jest uczucie wplątywać się komuś w życie i nie móc nic z tym zrobić? Już sama nie wiem, czy wolę zostać tu czy jechać do tej kobiety...
- Zastanów się nad tym, a teraz chodźmy na te zakupy!
Po skończonym"shoppingu" wróciłyśmy do ośrodka i zameldowałyśmy się u opiekuna. Poszłam do swojego pokoju.
Za godzinę mam spotkanie z Panią psycholog, więc teraz mogę sobie jeszcze poleżeć. Nie mogę przestać myśleć o tym chłopaku, o jego ciele i tych wciagających oczach, nieziemskim zaroście. Stop! Co ja gadam! Przecież nawet go nie znam! Ale w sumie mogę poznać, mam jego numer telefonu. Ale przecież obiecałam sobie, że nie będę nawiązywała nowych znajomości! Zadzwonić czy nie zadzwonić? A może lepiej napisać? Ugh! Koniec!
Wstałam i z braku zajęcia poukładałam wszystkie kupione dzisiaj rzeczy do szafy. Na końcu torby trafiłam na perfumy od Nata z karteczką. Przylepiłam ją na lustro. Jeszcze się zdecyduję czy napisać czy nie. A teraz trzeba iść do pani psycholog. Jej gabinet był zaraz za zakrętem więc nie musiałam długo iść. Zapukałam.
- Dzień dobry. Siadaj Claire.
Usiadłam.
- Zastanowiłaś się może nad wyjazdem?
- Tak szczerze to się nie zastanawiałam, ale jestem bardzo ciekawa. Mogłaby mi pani przybliżyć postać tej kobiety?
- Oczywiście! Już mówię!
Wyciągnęła z biurka plik kartek.
- No to zaczynamy! Ta kobieta nazywa się Elizabeth Parker. Jest wdową i nie może mieć dzieci. Ma gospodarstwo rolne w Connecticut, którym zajmują się jej pracownicy. Z tego co wiem nie jest jakoś bardzo bogata, ale skoro jest w stanie zatrudniać ludzi, aby utrzymać gospodarstwo i dodatkowo nasze władze przyznały jej możliwość adopcji to na pewno nie jest biedna. Myślę, że to dobre miejsce żebyś zaczęła od nowa i nie myślała o tym co stało się kiedyś. Może poznasz jakiegoś fajnego chłopaka?
Już poznałam, pomyślałam. Co?! Stop! Wcale nie. Ale kobieta ciągnęła dalej.
- Nowe koleżanki! Chociaż nie jesteś już dzieckiem taka zmiana wpłynie ca Ciebie bardzo mocno. I tak! Zapomniałabym! Wyjeżdżasz jutro rano! I wiesz co? Mam nadzieję, że się już nigdy nie spotkamy.
- Co?! Już jutro? Przecież muszę się spakować i pożegnać ze znajomymi!
- Naprawdę rozumiem, jednak dzisiaj dostaliśmy telefon, że pani Elizabeth jutro rano po Ciebie przyjedzie. Nic nie możemy z tym zrobić.
- Ohhhhh no dobrze. I czy dobrze zrozumiałam, że już nigdy nie chce mnie pani widzieć? - powiedziałam ze śmiechem.
- Oczywiście! Życzę Ci nowego początku! Jesteś bardzo sympatyczną młodą kobietą i mam nadzieję, że wszystkie wydarzenia i zmiany w twoim życiu, które teraz nastąpią wyjdą Ci tylko na lepsze. Ale już koniec tego pożegnania! Do nie zobaczenia mała!
- Do widzenia, proszę pani!
Wyszłam i poszłam do Mary, aby się z nią pożegnać. Zapukałam do drzwi.
- Proszę !
- To ja. -powiedziałam
- O hejka! Jak było na spotkaniu?
- Ogólnie to dobrze, ale mam chyba niezbyt fajną wiadomość. Jutro rano wyjeżdżam do Connecticut z Panią Elizabeth...
- Co?! Już jutro rano?! A co z imprezą pożegnalny? ! No nic. Trudno. Ale strasznie się cieszę, że będziesz mogła być wreszcie szczęśliwa!
- Czy Wy wszyscy serio tak chcecie się mnie pozbyć?
- Jak to wszyscy?! I nie! Po prostu... No sama wiesz!
- Tak, tak rozumiem. Żartowałam tylko! Ale no cóż... przyszłam się pożegnać, bo w końcu muszę się spakować. To... do widzenia Mary...
- Ohhhhh tak... do widzenia!
I teatralne padłyśmy sobie z płaczem w ramiona. I trwałyśmy tak z 5 minut.
W końcu się odsunęłam. I chciałam wyjść.
- A! Claire! Nie zapomnij zadzwonić jak dojedziesz! No i do Natana!
Już zdążyła mi zatrzasnąć drzwi przed nosem. Kocham ją!
Wróciłam do swojego pokoju i zaczęłam pakowanie.

No to standardowo przepraszam za błędy i proszę o komentarze i gwiazdki! Do następnego ;)

Ona I On?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz