Rozdział 3

61 2 0
                                    

~ W tym rozdziale może pojawić się kilka niecenzuralnych słów ! ~ A tak w ogóle, Miłego czytania ;-)

Wbiegłam do damskiej toalety. Na moje szczęście, cała szkoła znajdowała się teraz w stołówce i rzadko kto przychodził tu w czasie przerwy. Oparłam się rękoma o kamienny blat umywalki, starając się stłumić kolejną falę bólu. Podciągnęłam prawy rękaw bluzki, by zobaczyć swoje piekące przedramię. „Co to...jest ?" - zapytałam sama siebie, nie kryjąc przy tym przerażenia. Wewnętrzną stronę mojej ręki, zdobił teraz dziwny symbol. Przedstawiał on dwa skrzydła, białe i czarne, połączone łańcuchami z lśniącym ostrzem, bardzo przypominającym miecz. Skóra nie przestawała pulsować, choć wzór został w niej już wyryty na dobre. Byłam przerażona. Kompletnie nie wiedziałam, co mam o tym myśleć...Przypatrywałam się swojemu przedramieniu, jeszcze przez kilka dobrych chwil. Wtem, doszedł mnie dźwięk mojego imienia. Szybko zakryłam znamię i jak gdyby nigdy nic, odwróciłam się. To, co zobaczyłam za mną, zdziwiło mnie równie mocno jak to, co zdarzyło się niecałe trzy minuty temu. Za mną, stała Lexie Hamilton, we własnej osobie. „ Kiara, prawda ? Tak masz na imię ?" - zapytała. W jej głosie nie było słychać pogardy, a nawet szyderstwa. „T-tak." - potwierdziłam słabym głosem. Dziewczyna przypatrywała mi się badawczo, zupełnie jakby czegoś szukała. „Dobrze się czujesz ? To znaczy, widziałam jak wybiegasz ze stołówki i pomyślałam, że..." „Hmm...Lexie chciała mi pomóc ? Nie wierzę." - stwierdziłam, jednocześnie siląc się na uśmiech. „Wszystko w porządku. Dzięki." - odpowiedziałam, spuszczając wzrok na kafelki. Nigdy nie należałam do osób towarzyskich, a kontakt z kimś obcym zawsze mnie blokował. Tym razem, było...inaczej. Czułam się tak, jakbym znała Lexie od dawna. Wydawało mi się, że gdybym tylko chciała, mogłabym zajrzeć do jej umysłu...dzielić z nią ból, strach i problemy. Wtedy właśnie, nadeszła kolejna fala bólu. Odruchowo złapałam się za głowę, co przyciągnęło uwagę dziewczyny. Cierpienie nie ustawało, a symbol na przedramieniu zaczął żarzyć się żywym ogniem. „Nie, nie, nie. Nie teraz, błagam." - prosiłam w myślach. Niestety, nic to nie dało. Lexie ukucnęła przy mnie i wykręciła rękę tak, by móc zobaczyć symbol. Nie wyglądała na zdziwioną, chyba nawet mi...współczuła ? „Niemożliwe. Lexie nie ma ludzkich uczuć. Lepiej stąd wiej, zanim stanie się coś gorszego." - podpowiadała mi moja intuicja. I chyba miała rację. Jedyne co mogłam teraz zrobić to uciekać, nim ktoś jeszcze zobaczy to znamię. Mimo palącego bólu, zebrałam się w sobie i próbowałam wstać. „Poleż chwilę, bo jeszcze zemdlejesz. Też tak miałam przy naznaczeniu." - odparła, siadając na miejscu obok mnie. „N-naznaczeniu ? O czym ty mówisz ?" - spytałam, wlepiając w nią swoje zielone oczy. „Więc ci nie powiedziała..." - westchnęła. „Niby kto ? O czym ?" - zaczęłam zasypywać blondynkę gradem pytań, które zdążyły skumulować się w mojej głowie. „Wydaję mi się, że o to powinnaś spytać swoją rodzicielkę." - powiedziała, a następnie wyszła z łazienki. Chciałam ją dogonić, ale zniknęła za pierwszym zakrętem. Zupełnie, jakby rozpłynęła się w powietrzu...

Przez resztę dnia, nie widziałam ani Hamiltonów, ani Simmonsa. „Może to i lepiej." - pomyślałam, wychodząc ze szkoły. Była dopiero 18.04 , jednak w Baltimore było już zupełnie ciemno. Ulice rozświetlały tylko pojedyncze latarnie, a ruch uliczny ograniczał się do jednego samochodu na kwadrans. Tym razem, Paige kończyła zajęcia wcześniej, więc mi pozostał autobus. Mimo, iż miałam już prawo jazdy, wciąż jeździłam publicznymi środkami transportu. Zapytacie, czemu ? Przyzwyczajenie. Od podstawówki jeździłam tak do szkoły, a poza tym...miałam do nich sentyment. Zaczęłam kierować się w stronę pobliskiego przystanku, jednak czegoś mi brakowało. Jedną ręką wyciągnęłam telefon z kieszeni kurtki, a drugą przeszukiwałam torbę w celu znalezienia słuchawek. Wyszukałam moją playlistę i pozwoliłam, by pierwsze dźwięki muzyki ukoiły moje zmysły. To, była zdecydowanie najlepsza część dnia. Niestety...nie przetrwała ona nawet minuty. Fala pulsującego bólu, znów opanowała moją głowę. Obraz przed moimi oczami, powoli zaczął się zamazywać. Upadłam na kolana, nie radząc sobie z utrzymaniem własnego ciężaru. Wydawało mi się, że straciłam świadomość, jednak wciąż pozostawałam przytomna. Ciemność została zastąpiona nikłym światłem latarni. Z początku, widziałam tylko niewyraźnie zarysowaną sylwetkę. Kilka sekund później, wizja stała się dość wyraźna, bym mogła określić jej płeć. Była to młoda kobieta. Stała przy rozkładzie jazdy, więc musiał to być jakiś przystanek autobusowy. Szybko rozejrzałam się po otoczeniu. „Znam to miejsce. To przystanek koło mojej szkoły." - stwierdziłam, nie za bardzo wiedząc, co zrobić z tym faktem. W tym momencie, zauważyłam trzech postawnych kolesi, którzy zmierzali w jej kierunku. „Proszę, proszę...Kogo my tu mamy, hmm ?" - zwrócił się jeden z nich, jednocześnie taksując ją wzrokiem. Dwóch pozostałych, uśmiechnęło się do siebie porozumiewawczo i chwilę później, dziewczyna została otoczona. „Z-zostawcie m-mnie." - powiedziała drżącym z przerażenia głosem. Odruchowo, cofnęła się do tyłu, uderzając w pierś jednego z oprawców. „Nie bój się, mała. Zabawimy się trochę, a później każdy pójdzie w swoją stronę. Co ty na to ?" - zagadnął drugi. „J-ja...nie chce." - odpowiedziała, siląc się na stanowczy ton. „Zła odpowiedź." - waknął. Złapał ją za ręce i mocno wykręcił, na co jęknęła z bólu. „A mogło być tak miło..." - szepnął do niej na ucho. Pozostała dwójka zbliżyła się do niej, a obraz zaczął mi się zamazywać. Ostatnią rzeczą jaką usłyszałam, był przeraźliwy krzyk dziewczyny. „Pomocy !" - wołała przez łzy...lecz nikt jej nie usłyszał.

Potomkowie Piekieł [ ZAWIESZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz