Rozdział 5

78 3 1
                                    

Rozmawiałam z mamą jeszcze przez pół godziny. Tym razem, nie były to zadziwiające fakty z mojego życia, co w znacznym stopniu przyniosło mi ulgę. „Stanowczo za dużo informacji jak na jeden dzień." - stwierdziłam, rzucając się na łóżko. Mimowolnie, sprawdziłam aktualną godzinę. Zegarek nad szklanym biurkiem, wskazywał godzinę 20.50. „No ładnie. Tak wcześnie, a ja już jestem wyczerpana." - westchnęłam, przyglądając się dobrze już znanym, czterem ścianom. Śnieżna biel, wydawała się przenikać przez nie, niczym powiew mroźnego powietrza. Lustra i szkło odbijały...pustkę. Bezduszność - to było wspaniałe określenie tego pokoju...jak i mojego wnętrza. Tak samo jak ono, byłam nieprzenikniona. Wzniesiona na wzór monumentów, które jak wiara...miały być niezłomne. „Wszystko to kłamstwo." - wycedziłam z odrazą, a słowa wsiąkły w te same białe ściany.

Przez następne kilka chwil, przypatrywałam się nieskazitelnemu sufitowi. Widziałam nicość...i właśnie to mnie uspokajało. Zaczęłam się zastanawiać, co byłoby...W tym momencie, po pokoju rozległ się dźwięk, zwiastujący nowego SMS-a. Leniwie zgarnęłam urządzenie z półki i nacisnęłam przycisk u góry telefonu. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy ? „Numer nieznany" Moja maska obojętności, natychmiast ustąpiła nieposkromionej ciekawości. Pośpiesznie wyszukałam tajemniczą wiadomość i zaczęłam czytać.

_____________________________________________________________________________

07.10.2015 r. / 20:52:19

Hej,

Chciałabym przeprosić Cię za ten dzisiejszy incydent w toalecie.

Zachowałam się strasznie głupio i chcę to naprawić...

W ramach rekompensaty, zapraszam Cię do naszego stolika w przerwie lunchowej.

Ps. Nie przyjmuję odmowy.

Lexie

_____________________________________________________________________________

Gdy zobaczyłam podpis, byłam już pewna. „Lexie to córka Desideriusa." Ten SMS, jedynie mnie w tym utwierdził. Czemu ? Bo osoby takie jak ona, nie wiedzą nawet o moim istnieniu. Hamiltonowie, Baldwin, Simmons...Oni wszyscy - to członkowie elity, którzy nie zaprzątaliby sobie głowy, nic nieznaczącą dziewczyną. A jednak...Ona też wie kim jestem. To pewnie o tym rozmawiali na stołówcę, gdy się im przyglądałam. „Zdarzenie na korytarzu..." - przemknęło mi przez myśl. „Dlatego wiedziała..." - wywnioskowałam, łącząc ze sobą wszystkie fakty. „Huh, chyba powinnam nazywać się Kiara Holmes." - powiedziałam, uśmiechając się sama do siebie.

Następnego dnia, pojechałam do szkoły autobusem. Nie chciałam znów naciągać Paige na dodatkowe kilometry, a poza tym...korki. Uznałam więc, że będzie to najlepsze rozwiązanie. W trakcie przejażdżki, mogłam się także wewnętrznie wyciszyć, co podczas jazdy z Paige, było po prostu niemożliwe. Zgadza się...moja przyjaciółka ma przypadłość wyjątkowo niestabilnej żuchwy, a w połączeniu z niezłym zasobem słownictwa, staje się to mieszanką wybuchową. A propos, postanowiłam nie mówić jej o swoim pochodzeniu. „W końcu...im mniej wie, tym jest bezpieczniejsza." - stwierdziłam, wysiadając z pojazdu.

Nim się obejrzałam, byłam już przed budynkiem mojego obskurnego liceum. „Co jak co, ale chyba nie zbankrutowaliby przez mały remont." - pomyślałam, pchając kolejne skorodowane drzwi. Pierwszą lekcją było dziś wychowanie fizyczne. Jak zawsze w piątki, miałyśmy grać w siatkówkę. Zmierzałam więc w kierunku damskiej szatni, która znajdowała się tuż koło hali sportowej. Już na wejściu, dotarła do mnie fala dźwiękowa o łącznej sile dwóch kosiarek spalinowych. Oczywiście mówię tu, o podekscytowanych piskach moich koleżanek z klasy. „Boże, ale on jest słodki !" „Nie mogę w to uwierzyć !" - to właśnie zwroty, które zdążyły paść już trzykrotnie od momentu mojego przyjścia. Szybko przemierzyłam szatnię w poszukiwaniu Paige. Na szczęście, nie musiałam szukać daleko. Stała przy oknie, szperając w swojej rozległej torebce. „A nie mówiłam ? Trzeba było kupić mniejszą." - zagadnęłam, posyłając jej rozbawione spojrzenie. „Bardzo śmieszne." - burknęła, starając się wyglądać na oburzoną. „Wiesz może, o co im chodzi ?" - spytałam, wskazując na grupkę dziewcząt. „Mamy dzisiaj WF z chłopakami z ostatniej klasy." - odparła, wyjmując z torby zaginioną kosmetyczkę.

Niecałe pięć minut po dzwonku, wszyscy stawili się na rozgrzewkę. Było to standardowe dziesięć kółek po hali, a potem miałyśmy zacząć mecz. Biegłam koło swojej przyjaciółki, od czasu do czasu, komentując stroje naszych koleżanek. A trzeba przyznać, nie zakrywały dziś prawie nic. „Żartujesz ? Nigdy bym czegoś takiego nie założyła." - powiedziała Paige, na co cicho zachichotałyśmy. Niestety, nie umknęło to uwadzę pani Whelan - naszej nauczycielki... „Marshall i Norrington, to nie klub dyskusyjny ! Więcej biegać, a mniej gadać. Czy to jasne ?" - ryknęła, na co obie potulnie przytaknęłyśmy. W tej właśnie chwili, do sali weszli chłopcy...a piski i pełne ekscytacji szepty, osiągnęły już swoje apogeum. Osobiście, starałam się nie zwracać na nich uwagi. Biegłam tak, jak robiłam to wcześniej i gdyby nie On, pewnie nawet nie spojrzałabym w tamtym kierunku. „Cholerny Simmons." - fuknęłam pod nosem. Nie to, że mi się podoba...On tylko...Ergh...Kogo ja oszukuję..." No dobra, przyznaję się. Jestem zadłużona w Aidenie od podstawówki, zadowoleni ? Niezauważalnie podniosłam wzrok znad podłogi, bym choć na chwilkę mogła zobaczyć jak gra w koszykówkę.

O dziwo, nie brał udziału w meczu. Stał natomiast, dokładnie dwa metry ode mnie, a jego wzrok niespodziewanie pochwycił mój. „No to ładnie." - przeszło mi przez myśl, jednak nie zareagowałam. Jedyne o czym wtedy myślałam, to błękit jego oczu. Tak niezwykły, że z przyjemnością mogłabym w nim utonąć. Z zadumy, wyrwał mnie jego głos: „Wiesz...To, że masz piękne oczy, nie znaczy jeszcze, że możesz patrzeć się na mnie tak, jakbyś chciała mnie zjeść." - powiedział, obdarowując mnie TYM zniewalającym uśmiechem. „Jezu, jaki on jest..." Dopiero w tym momencie, uświadomiłam sobie, co najlepszego zrobiłam. „J-ja...przepraszam, n-nie chciałam." - odparłam, chcąc jak najszybciej zapaść się ze wstydu. Już miałam odchodzić, gdy delikatnie złapał mnie za nadgarstek. „Hej, tylko żartowałem. A tak na serio, jestem Aiden." - powiedział, jednocześnie podając mi rękę. „Wiem." - odpowiedziałam bez namysłu, czego szybko pożałowałam. „Echh...To znaczy, j-ja nie wiem...To znaczy, wiem...ale nie wiedziałam i-i..." „Brawo Ki ! Właśnie zdobyłaś tytuł idiotki roku." - pogratulowałam sobie w myślach. „Jestem Kiara." - sprostowałam, również wyciągając dłoń w jego stronę. W miejscu, gdzie zetknęły się nasze palce, poczułam przyjemny dreszcz, który przeszedł przez całe moje ciało. On chyba też, gdyż w odpowiedzi, posłał mi jedynie nieśmiałe spojrzenie. Staliśmy tak jakieś kilka sekund, wpatrując się w siebie, niczym w dzieła sztuki...Z amoku, wyrwał nas dopiero głos jego kolegi. „Hej, Aiden !" - krzyknął, na co jak oparzeni, odsunęliśmy się od siebie. „No to...ja już pójdę." - powiedział, po czym na jego twarzy zagościł delikatny rumieniec. „Pa..." - szepnęłam, starając się ujażmić latające w moim brzuchu motyle.

„Pośpiesz się...Jestem głodna !" - marudziła Paige, gdy kończyłam podmieniać książki. „Gotowe. Możemy iść." - zamknęłam szafkę i wraz z przyjaciółką, udałyśmy się w stronę stołówki. Kiedy byłyśmy już blisko naszego celu, zaczęło mnie nękać nieodparte wrażenie, że o czymś zapomniałam. „To chyba było ważne." - uznałam, przeszukując każdą zakurzoną szufladkę w moim umyśle. Nie minęła nawet minuta, a ja już wiedziałam. „Lunch z Lexie."


~*~*~*~

Dziękuję Wam za ponad 100 wyświetleń ! Z tejże okazji, postanowiłam dodać - drugi już dziś - rozdział. Mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu ;-) Zapraszam także do komentowania, gdyż każda Wasza opinia motywuje mnie do dalszej pracy.

Pozdrawiam, Niejawna :-)


Potomkowie Piekieł [ ZAWIESZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz