"Kiedyś czymś byliśmy - Tylko nie mogę sobie przypomnieć czym."
Czułam, jakby moimi żyłami przestała płynąć krew, a zastąpił ją alkohol. Kręciło mi się w głowie, żarty chłopaków nagle zaczęły wydawać się zabawne, a ciało, wbrew mojej woli, podrygiwało w rytm muzyki. Definitywnie nadeszła pora, żeby przystopować z alkoholem. I może udałoby mi się wytrwać w moim postanowieniu, ale Michael przyniósł kolejne piwo, i moje chęci szlag trafił. Za każdym razem przerabiałam ten sam schemat; wmawiałam sobie, że nie wypiję za dużo, bo smakowało źle, bo szkoda mi było pieniędzy, ale po trzecim piwie to wszystko przestawało mieć jakiekolwiek znaczenie. Zdziwiłabym się, gdyby nagle zaczęło być inaczej.
- Jak myślicie, kto wygra jutrzejszy mecz? - zapytał Ashton, wdając się w burzliwą konwersację z resztą. Pomimo moich wielkich chęci, by z kimś porozmawiać musiałam dać sobie spokój. Byłam ostatnią osobą, która mogła coś na ten temat powiedzieć.
- Idę do łazienki - obwieściłam, czując nagle silną potrzebę skorzystania z toalety. Nikt nie zwrócił na mnie większej uwagi, dlatego podniosłam się ze swojego miejsca. W głębi duszy liczyłam, że ktoś pofatyguje się ze mną, ale chętnych było tyle samo, ile moich adoratorów - czyli wcale.
Przecisnęłam się pomiędzy innymi stolikami, starając się nie upaść. Nagle pomysł, żeby nałożyć szpilki przestał wydawać mi się taki genialny. Stawiałam niewielkie kroczki i uważnie patrzyłam pod nogi; ludzie tutaj mieli tendencje do układania torebek na ziemi. Kiedy nareszcie udało mi się opuścić ten labirynt stołów i krzesełek, poczułam silne szarpnięcie za ramię. Zaklęłam w myślach, życząc tej osobie wybicia zębów po pijaku.
- Megan? - zapytał niepewnie jakiś chłopak. Poluzował uścisk, ale wciąż trzymał dłoń na moim ramieniu. Przyjrzałam się mu spod przymrużonych oczu. Pierwszą rzeczą, którą zauważyłam był jego wzrost. Wydawał się mieć ponad metr dziewięćdziesiąt, ale nie mogłam tego wiedzieć na pewno, bo moją zdolność szacunkową zaćmiewał spożyty alkohol.
- We własnej osobie - odpowiedziałam. Zadarłam lekko głowę, żeby móc swobodniej przyjrzeć się jego twarzy. Wydawało mi się, iż skądś znałam jego rysy, aczkolwiek nie potrafiłam przypomnieć sobie skąd. Zwróciłam uwagę na jego zarost, a później na usta. Miał kolczyk w wardze i wyjątkowo piękny uśmiech. Okej, odwołuję to o wybiciu zębów, bo byłoby naprawdę szkoda, gdyby je stracił. - Znamy się? - zapytałam w końcu. Wyglądał na zdezorientowanego.
- Nie żartuj - zaśmiał się. - Nie poznajesz mnie?
Pokręciłam przecząco głową.
- A powinnam?
- Luke - odpowiedział, jakby trochę niepewny. Czekajcie, co? Czy on powiedział Luke?
- Ale ty masz brodę - oświadczyłam, pokazując na jego twarz, co było głupie, bo przecież musiał wiedzieć, że ją ma. Ale, hej, nie oceniajcie mnie. Przecież jak na ilość spożytego alkoholu i tak trzymałam się dobrze.
- Mam dwadzieścia lat i to byłoby dziwne, gdybym jej nie miał.
- Ale jesteś wysoki. Luke jest niski.
- Boże, Megan, ostatni raz widziałaś mnie jak miałem siedemnaście lat. Ja naprawdę mogłem się zmienić od tamtego czasu. - Wyglądał na lekko rozdrażnionego.
- Dobra - burknęłam. Jego słowa brzmiały całkiem rozsądnie, ale naprawdę nie miałam czasu, żeby o tym myśleć, bo wciąż musiałam koniecznie pójść do toalety. - Tam siedzi reszta - wskazałam na stolik, chociaż to wątpliwe, żeby nie zauważył ich wcześniej. Zdecydowałam nie czekać na jego odpowiedzieć i ruszyłam w stronę łazienki. Luke szybko mnie dogonił. - A ty dokąd? - zapytałam, odwracając lekko głowę w jego stronę.
- Tam gdzie ty - odpowiedział zuchwale. Miałam wielką ochotę czymś mu dogryźć, ale mój pęcherz wręcz błagał o opróżnienie, dlatego tylko przyspieszyłam kroku.
Po wyjściu z toalety dostrzegłam Luke'a, siedzącego na krześle przy ścianie.
- Co słychać? - zapytałam, usadawiając się na miejscu obok niego. Chłopak słysząc mój głos, oderwał spojrzenie od swojego telefonu.
- Wszystko dobrze, właśnie wróciłem z pracy - odpowiedział. I chociaż mój mózg przetwarzał informacje w zwolnionym tempie, to doskonale pamiętałam, że wcześniej mówił coś innego.
- A nie ze szpitala? - zakwestionowałam z chytrym uśmiechem. Luke pokiwał głową.
- No tak, przecież pracuje w szpitalu.
Przewróciłam oczami. Żartowniś się znalazł.
- Przecież Ash mówił, że pracujecie razem - odparłam z dozą pewności siebie. Wyczuwałam kłamstwo na odległość; przynajmniej tak mi się wydawało.
- No tak.
- Ashton pracuje w kinie. - Chyba zaczynałam tracić swoją rezolutność. Ten chłoptaś całkowicie zbijał mnie z tropu.
- Przerobili nasze kino na szpital - odpowiedział z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zastanawiałam się jak długo praktykował kłamanie, bo musiałam przyznać, że był w tym nadzwyczaj dobry. Nawet mój detektor na kłamców przy nim wymiękał.
- Wczoraj przechodziłam obok i wyglądało całkiem tak samo jak wcześniej, łgarzu.
- Ale ja jestem poważny.
- Chyba głupi - zarzuciłam bezczelnie. Uniósł brew.
- Jaka wredna.
- Będę milsza, jeśli się przyznasz skąd wracasz.
Luke przygryzł wargę, sprawiając, że kolczyk przesunął się na bok. Musiałabym być ślepa, żeby nie zwrócić uwagi na to, jak seksownie to wyglądało.
- Byłam z kumplami w barze obok - zaśmiał się.
On dosłownie powalał mnie na łopatki. Zmieniał wersję wydarzeń częściej niż ja skarpetki.
- To czemu mówiłeś, że byłeś w szpitalu?
- Żartowałem.
Przyglądałam się mu przez chwilę z poważną miną.
- Chyba jestem zbyt pijana na twój tok rozumowania - oznajmiłam bez cienia uśmiechu.
- To co ty się tak upijasz, pijaczko? - wyszczerzył się.
- Jesteś niegrzeczny - wydęłam wargę.
- Okej.
Założyłam dłonie na piersi. Nie zamierzałam się odzywać, dopóki on tego nie zrobi. Jasne, zachowywałam się jak dziecko, ale naprawdę mnie irytował.
- Tak w ogóle dlaczego tutaj siedzimy? - zapytał po dłuższej chwili. Patrzył przez cały czas prosto w moje oczy i czułam się trochę osaczona.
- Bo tam wieje.
- To dam ci kurtkę.
- Jest zima - poinformowałam, jakby o tym nie wiedział. - Myślisz, że nie wzięłam swojej?
Roześmiał się i to był naprawdę przyjemny dźwięk.
CZYTASZ
Catch 22 || Luke Hemmings
FanfictionLuke Hemmings, czyli człowiek, którego najłatwiej zdefiniować za pomocą słów niekonkretny i niejednoznaczny.