Z mojego gardła wydobył się cichy jęk.
Cholera.
- Jesteś idiotą. - powiedziałam, a chłopak patrzył na mnie zdezorientowany. Zostawił na stole zdecydowanie za dużo pieniędzy jak za dwie szklanki wody i wziął mnie na ręce, jakbym była kaleką.
- Gdzie mieszkasz? - spytał, starając się ułożyć mnie tak w swoich ramionach, żeby było mi wygodnie. Tylko pogorszył sprawę, bo przez przypadek zahaczyłam dłonią o jego kurtkę.
Syknęłam z bólu i wycedziłam przez zęby krótkie "Chyba śnisz". Liam rozejrzał się z zakłopotaniem.
- To w takim razie, gdzie mam cię zanieść? - spytał.- Puść mnie - nakazałam. - Zaraz mi się poprawi.
- Szczerze wątpię - odpowiedział i ani na chwilę nie zluzował uścisku.- W takim razie idziemy do szpitala.
- Nie! Proszę nie! - krzyknęłam. Nie mogłam znaleźć się w szpitalu z jednego powodu. A mianowicie, moja krew nie jest taka sama jak ludzka. Lekarze mogliby to wykryć, więc szerokim łukiem omijam to miejsce.
- Aż tak się boisz? - spytał i podniósł prawą brew do góry.
Tak.
- Nie.
- To w takim razie najbliższy szpital jest na ulicy.... - nie dałam mu dokończyć, tylko podałam swój dokładny adres. Uśmiechnął się zadziornie i podszedł do ulicy, aby wezwać taksówkę.
- Może mnie puścisz? - spytałam, bo cały czas znajdowałam się w jego objęciach.
- Na pewno? -odpowiedział pytaniem na pytanie. Kiwnęłam potwierdzająco głową i po chwili upadłam na ziemię. Spojrzałam na niego spojrzeniem mam nóż w torebce.
- Pytałem - usprawiedliwił się i otworzył mi drzwi do pojazdu, który właśnie podjechał. Wstałam i otrzepałam ubrania przy okazji jęcząc z bólu. Wsiadłam do taksówki, a on zaraz za mną. Podał adres kierowcy i zwrócił się do mnie:
- Chyba nie postępujemy zgodnie z zasadami pierwszej pomocy.
- Zaraz się zagoją - powiedziałam i spojrzałam na ręce, które już wyglądały jakby minął tydzień od wypadku.
- Co się do kur... - zaczął patrząc na nie.
- Mówiłam, że dam radę.
- Musimy koniecznie porozmawiać - stwierdził i przez resztę drogi się nie odzywał.
Gdy wychodziliśmy z taksówki moje ręce wyglądały tak, jakby nigdy nie miały styczności z wrzątkiem. Liam ciągle się nie odzywał i posłusznie szedł za mną w kierunku mojego mieszkania, które znajdowało się na pierwszym piętrze. Odkluczyłam drzwi i weszłam do przedpokoju. Zdjęłam buty. Za plecami czułam, że Liam robi to samo.
Poprowadziłam chłopaka do salonu i wskazałam mu miejsce na kanapie, a sama w milczeniu poszłam w stronę kuchni. Zaparzyłam herbatę sobie i Liam'owi. Postawiłam ją na ławie i zajęłam miejsce obok chłopaka. Spojrzałam na niego, oczekując, że to on zacznie rozmowę.
- Kotku, wiem, że ci się podobam, ale nie rozbieraj mnie wzrokiem na pierwszej randce - powiedział po chwili.
W trybie już odwróciłam wzrok od niego i zrobiłam się cała czerwona na twarzy.
Uspokój się Joy.
- Nie wstydź się, każdemu się podobam - ponownie przerwał ciszę Liam.
- No chyba nie każdemu. I to nie jest randka. Jak dla mnie to możesz stąd wyjść. - odpowiedziałam.
- Ale już zaparzyłaś herbatę - jęknął.
- Czego ty chcesz? - spytałam.
- Co się wydarzyło w galerii? - zadał pytanie. Popatrzyłam się na niego z niechęcią.
Nie powiem mu.
- Widziałem wszystko - dodał i uśmiechnął się smutno.
- Skoro widziałeś to nie mamy o czym rozmawiać - powiedziałam i wstałam z kanapy.
- Chce wiedzieć. To co zabiłaś było złe - odpowiedział i pociągnął mnie za rękę, abym znowu usiadła. Z miejsca, którego dotknął rozprowadziło się po całym moim ciele przyjemne ciepło. Szybko wyrwałam dłoń z jego uścisku. Liam kontynuował. - Też chcę z tym walczyć.
Nie możesz mi pomóc. Nawet jakbym chciała.
- Jak? - spytałam. Powinnam jak najszybciej go zlikwidować, lecz ciekawiło mnie w jaki sposób mnie widział.
- No widziałem was. To musi coś znaczyć - zmierzwił ręką włosy, a ja zauważyłam iskierkę podniecenia w jego oczach.
- To znaczy tylko to, że wtrącasz się w nie swoje sprawy. Dla mnie mógłbyś być tylko przynętą - powiedziałam, myśląc, że zakończyła rozmowę.
- Idealnie. Jutro o 17 możemy "zapolować" - odpowiedział. Wstał z kanapy, zanim zdążyłam zaprotestować i wyszedł z mojego mieszkania.
W co ja go wpakowałam?
CZYTASZ
Bez skazy
Novela JuvenilJoy Orchard ma szesnaście lat, rude włosy i mnóstwo wrogów. Który z nich będzie tym, którego powinna się obawiać? Którego będzie musiała zabić? Czy opanuje swoje nadnaturalne umiejętności? *** -Wiesz, co musisz zrobić. Liczę na ciebie. - oznajmił m...