#4

29 6 1
                                    


*kilka lat wcześniej* 

Drobny chłopak o rudych włosach stał przed bramami miasta. Był zmęczony wielogodzinną podróżą, więc cieszył się, że w końcu udało mu się dotrzeć do celu. Nieśmiało postawił kilka kroków w stronę swojego przyszłego życia. Nie wiedział, co go teraz czeka. Miał nadzieję, że uda mu się zrealizować jego marzenie. Wreszcie przekroczył bramy Miasta. Od razu poczuł jego surową atmosferę. W powietrzu unosił się zapach spalin i metalu, a wokół było słuchać szczęk maszyn. Chłopak nigdy nie był w takim miejscu. Przyzwyczaił się do spokojnego życia w wiosce, gdzie nawet nie było czegoś takiego jak elektryczność. Tutaj wszystko jest inne. Ludzie mieli szare twarze bez wyrazu, oczy skierowane przed siebie, myśli zwrócone tylko na własne cele. Nikt nawet nie zauważał tego, co widział ten chłopak.

Powoli rozejrzał się po okolicy w poszukiwaniu wskazówki, która pokazałaby mu, co ma teraz robić, jednak nic takiego nie znalazł. Wszedł więc w tłum, stopił się z nim w jedną całość. Chciał znaleźć jakieś miejsce, w którym mógłby spędzić noc i zastanowić się nad tym, co ma robić dalej. Czuł, jak przytłaczająca atmosfera miasta coraz bardziej zaczyna na niego działać. Te wszystkie ciężkie budynki, dymy, zanieczyszczenia, setki smutnych osób... 

Chłopak poczuł, jak coś w nim umiera. 

 Ruszył przed siebie. Nie wiedział, co ma robić dalej. Chciał wrócić do wioski, do miejsca, które znał. Jednak wtedy całkowicie skreśliłby swoje marzenie. Przybył tu, aby dołączyć do Dreamers, taki miał plan. W wiosce zostawił przyjaciela, który prawdopodobnie nigdy mu tego nie wybaczy. Chłopak jednak nie mógł spędzić z nim całego życia, chciał stać się kimś, kto zostanie zapamiętany. Zacisnął zęby i przyspieszył kroku. Pomyślał, że ludzie, którzy rekrutują Dreamers na pewno mają siedzibę w tych ogromnych wieżowcach w centrum Miasta. Przecież to była elitarna organizacja, musieli znajdować się w miejscu, na które zasługują. 

Coraz łatwiej było mu wtopić się w tłum. Przyzwyczaił się do trzymania głowy nisko i nie spoglądania innym w oczy. W sumie to całkiem mu się to podobało, bycie tylko anonimowym członkiem masy, bez historii, wspomnień, nieistotny trybikiem w wielomilionowej maszynie. Podążał przed siebie w stronę wysokich budynków, w których, jak mu się wydawało, czekało go jego przyszłe życie.

Nagle poczuł szarpnięcie i ktoś wciągnął go w poboczną uliczkę. Chciał się wyrwać, ale silne ramię zacisnęło się wokół jego talii, uniemożliwiając ucieczkę. Następnie niski głos wyszeptał mu do ucha:

-Nie ruszaj się, nie mam zamiaru cię skrzywdzić. - chłopak przestał się poruszać. W tej samej chwili poczuł, jak uścisk się rozluźnia. Spojrzał za siebie i ujrzał dziwnie znajomą twarz. Co prawda, teraz była o wiele starsza, zaczynały pojawiać się na niej nieliczne zmarszczki, a oczy, kiedyś jasne i pełne życia znajdowały się za mgłą. 

A... Allen? To ty? - zapytał, wciąż nie wierząc w to, co widzi. - Wszyscy myślą, że nie żyjesz... Dlaczego nie dawałeś żadnego znaku życia? - powiedział z pretensją w głosie. Wiedział, jak bardzo jego najlepszy przyjaciel cierpiał z powodu utraty brata. On sam był przekonany o tym, że stojącego przed nim mężczyzny już dawno nie ma pomiędzy żywymi. Zaczęła budzić się w nim złość, ale zanim zdążył powiedzieć cokolwiek więcej, został ponownie uciszony.

- To nie jest bezpieczne miejsce na takie rozmowy. Jeśli chcesz przeżyć, chodź ze mną. - chłopak został obdarzony krótkim spojrzeniem smutnych oczu. Co Allen miał na myśli? Nie wiedział. Ciekawość jednak wzięła nad nim górę i postanowił podążyć za mężczyzną. W końcu był jedyną znaną osobą, jaką dotychczas spotkał w mieście. Dodatkowo zaniepokoiły go słowa "jeśli chcesz przeżyć". Zdecydowanie było to w jego zamiarach. Miał przecież spełnić swoje największe marzenie. Do tego był potrzebny żywy. 

"...you must be one of The Dreamers!"Where stories live. Discover now