# 6

17 4 2
                                    

Znasz to uczucie, kiedy po długim i męczącym dniu wreszcie kładziesz się do łóżka i chcesz zasnąć, ale sen nie nadchodzi? Naprawdę próbujesz, przykrywasz się kołdrą i zaciskasz mocno powieki, ale nic nie jest w stanie oderwać cię od rzeczywistości. Twój umysł jest trzeźwy, nie zmącony sennością i okrutnie przytomny. Wiesz, że musisz spać, jutro czeka cię kolejny męczący dzień i musisz odpocząć. A może po prostu masz dość i sen jest jedyną chwilą wytchnienia, na którą możesz sobie pozwolić? To nie ma znaczenia. Wiesz jedno - musisz spać.

Oni też o tym wiedzieli. 

Jednak okrutna rzeczywistość i wiecznie palące się światła Miasta nie dawały im możliwości, aby w końcu odpłynąć do krainy snu. 

Naprawdę chcieli, ale to wszystko... To wszystko, co działo się wokół sprawiało, że nie byli w stanie zasnąć. 

Wtedy pojawili się ludzie z podziemia. 

Znali wszystkie problemy mieszkańców Miasta i wiedzieli również, jak je rozwiązać. Wiedzieli też, jak można na tym zarobić. Opracowali więc całą siatkę konspiracyjną, która opierała się na Dreamers. Kilku z nich zaciągnęło się do owej organizacji, po czym zaczęli wynosić z niej leki nasenne i wręczać je swoim kolegom. Jakby na to nie patrzeć, Dreamers, mimo swojej wielkości i potęgi, miało dużo niedociągnięć i przecieków. Wiele zabezpieczeń nie działało tak, jak powinno, a ich system rekrutacyjny też pozostawiał wiele do życzenia. Mieszkańcy wykorzystali to więc i ta zabawa wychodziła im naprawdę dobrze. 

Ludzi, którzy handlowali prochami, nazywano dilerami snu. 

Touch również wiedział o ich istnieniu. Nie był przecież głupi i zanim zdecydował się na eskapadę do Miasta, dowiedział się trochę o ludziach w nim mieszkających. Dilerzy oczywiście nie byli żadną oficjalną, ani nawet legalną organizacją, ale plotki o nich krążyły po całej okolicy. 

Chłopak trzymał w dłoni niewielkie, białe opakowanie. W środku znajdowały się najnowsze i najskuteczniejsze leki nasenne, jakie istniały. Zastanawiał się, ile mógłby za to dostać w podziemiu... Pewnie majątek, na pewno miałby potem pieniądze na kilka dobrych miesięcy. Mógł po prostu teraz wyjść niezauważony, opchnąć komuś te prochy i zacząć jakoś układać sobie życie w tym przeklętym Mieście. Zacisnął palce na pudełku i spojrzał w stronę łóżka.

Leżał na nim nieprzytomny białowłosy, którego spotkał dzień wcześniej i z którym spędził jedną z najlepszych nocy swojego życia. Czy mógłby go teraz zostawić w takim stanie? W chłopaku zaczęły rodzić się sprzeczne uczucia. Z jednej strony, przecież go nie znał, co go tu trzymało? Mógł wyjść w każdej chwili, a tamten nie wiedziałby nawet, gdzie ma go szukać. Z drugiej jednak strony byłaby to kradzież, a także pozbawienie Wondera jakiejkolwiek pomocy... Poza tym coś w podświadomości Touch'a mówiło mu, że powinien zostać. Nie wiedział jednak, dlaczego. Odłożył opakowanie na kuchenny blat i usiadł na łóżku obok chłopaka. Białowłosy miał  bardzo delikatną urodę, ale teraz wyglądał niemal dziewczęco. Jego chorobliwie blada skóra praktycznie zlewała się z włosami, które rozrzucone były na poduszce. Pierś chłopaka powoli unosiła się i opadała, jednak było w tym coś ciężkiego, jakby tęsknota za świeżym powietrzem. Wyraźnie zaznaczone kości chłopaka i ciemne sińce pod jego oczami świadczyły o tym, że zdecydowanie potrzebował odpoczynku, jednak nie fizycznego. Tego miał w nadmiarze. Mimo tych wszystkich niedoskonałości, Touch uznał, że chłopak jest naprawdę ładny, a w jego urodzie było coś dziwnie znajomego. Nie miał teraz jednak czasu, żeby się nad tym zastanawiać. Musiał go obudzić i przedstawić mu jego plan, a wtedy oboje będą mogli stąd uciec. Zauważył, że od pewnego czasu śpiący zaciska place na pościeli, jakby śnił mu się koszmar. Touch delikatnie ujął jego dłoń, po czym splótł te długie, blade palce ze swoimi.

"...you must be one of The Dreamers!"Where stories live. Discover now