KILKA LAT WCZEŚNIEJ
Lili:
Wstałam z samego rana by porządnie się przygotować do szkoły. Szybki prysznic, tapeta i modne ubrania. Tak to jest jak się jest najpopularniejszą dziewczyną w szkole z najbogatszymi rodzicami w mieście. Trzeba się przyzwyczaić. Zjadłam szybkie śniadanie składające się z jogurtu z owocami, chwyciłam torbę i wyszłam z domu na autobus. Jak co dzień o 7:20 (punktualnie jak zawsze) zadzwoniła do mnie Rose
- Hej moja piękna krówko!- wykrzyczała.
-Prosiłam cię żebyś tak do mnie nie mówiła! Raz tylko to założyłam!
Doskonale pamiętałam jak z Rose wybrałyśmy się do lumpeksu ponabijać się, a ona wtedy kupiła mi sukienkę w obrzydliwe łaty jak u krowy. Przyznaję się. Raz mnie podkusiło i ją założyłam. O mało się nie pożygałam.
- A tak btw dzień dobry. Idę na busik a ty?- zmieniłam na wszelki wypadek temat.
-A właśnie idę sobie obok szkoły i zgadnij kogo widziałam?- zapiszczała z radości.
- Niech zgadnę... Nowego męża? Martwego żula z ptasią grypą i gównem na twarzy?- zarechotałam
-Bardzo śmieszne- udawała oburzoną
- No to słucham.
- Sosów!!!!!!!- i niezrozumiały pisk Rose. Aż musiałam odsunąć komórkę od ucha.
- I czym ty się tak podniecasz?- rozumiem że Gomez kocha ten zespół ale bez przesady! Ja uważam, że są OK.
- Mogłabyś okazać trochę radości... Proszę...- zajęczała
- Idę do ciebie- westchnęłam- Narazka.- rozłączyłam się i wysiadłam z autobusu. Taka bogata jestem a nie mogłam sobie kupić drugiego motocyklu. Pech chciał że akurat wczoraj musiał się zepsuć i teraz muszę jeździć z... "Innymi" ludźmi.
_____________________Siemka 😘 Daję wam jeszcze jeden rozdział jak się podoba to pisać i następny dodam jak najszybciej mogę.
Całusy xoxo