#1#

2.2K 117 25
                                    

Tae Tae

Promienie zachodzącego słońca delikatnie oświetlały pokój, nadając mu ciepłą barwę. Prześlizgiwały się przez na wpół otwarte żaluzje, ukazując unoszące się w powietrzu pyłki.
Pomieszczenie było trochę zagracone, trochę brudne..trochę nijakie. Pokój był wyssany z kolorów i pozbawiony wyrazu. Tak jakby nikt tu nie mieszkał, co było po części prawdą. Przychodziłem tu głównie po to by spać. Moje życie skupiało się na pracy, która pochłania całą moją energię i wolny czas.

Długie pęknięcie biegło przez sufit, a jego liczne odgałęzienia, nadawały mu wygląd błyskawicy. Nie pamiętam skąd się tam wzięło i chyba nie chcę wiedzieć. Mieszkałem już tu trzy lata i oprócz tej rysy nic się nie zmieniło.

Przetarłem dłonią twarz, odgarniając przy okazji włosy z oczu. Były już lekko za długie i wypadałoby je podciąć. Może gdy Kookie będzie miał wolną chwilę..?
Z cichym westchnieniem wstałem z łóżka i przeciągnąłem się leniwie. Było kilka minut po szóstej, o czym raczył powiadomić mnie budzik, zaledwie parę chwil temu. Nie byłem zbytnio zadowolony z tego faktu. Od dłuższego czasu nie miałem okazji się porządnie wyspać.

Usiadłem przy biurku i podniosłem stojący tam kubek. Wziąłem łyk zimnej i gorzkiej kawy, próbując się dobudzić - z marnym skutkiem. Za godzinę miałem wyjść do pracy, a czułem się jak żywy trup.
Świetnie. Wspaniale. Poprostu zajebiście.

Delikatnie objechałem palcem kółka od kawy na blacie. Były brązowe i stare, powstałe przez notoryczne nie używanie podkładek. Zaraz obok nich leżało kilka książek i przewrócona ramka ze zbitą szybką. Była pusta. Kiedyś znajdowało się w niej zdjęcie pewnej szczęśliwej pary, która miała być razem na zawsze.
To zabawne jak łatwo składamy obietnice, jak nadużywamy słów, sprawiając, że tracą swoje znaczenie.
Ten zwrot już nie istnieje w moim słowniku.

Zdjęcie leżało teraz na jakimś wysypisku, podarte i zniszczone. Nie przetrwało tego "na zawsze".
Została jedynie stara ramka, niczym nie chciane wspomnienie przeszłości, które paradoksalnie nie znikło.

Szkoda.. Szkoda, że to moja twarz widniała na tamtej fotografii.

Odłożyłem niedbale kubek, nie zwracając uwagi na rozchlapujący się napój.
W pokoju panował nieznośny chłód, gęsia skórka zdążyła już, pokryć moje nagie ramiona. Wypadałoby się ubrać.
Wstałem i zacząłem szukać jakichś w miarę czystych rzeczy. Nie należałem do osób, które często sprzątają. Rolę domowej pokojówki przyją Kookie, co nie ukrywam, bardzo mi odpowiadało.
Z sterty ubrań podniosłem przypadkowe rzeczy.
Padło na czarny t-shirt z dekoltem w serek, który delikatnie odslaniał moje obojczyki i szare dżinsy. Powiedzmy, że wyglądałem okej.

Nie przejmując się zbytnio brakiem skarpetek, wyszedłem z pokoju i udałem się do kuchni. Zauważyłem, że mojego współlokatora nie było w mieszkaniu.
Dobrze żyło mi się z tym licealistą, który był jednocześnie siostrzeńcem mojego pracodawcy. Jungkook aka Kookie był roztrzepanym osiemnastolatkiem, który prowadził dość bezproblemowe życie. Mieszkał ze mną od dwóch lat i wprowadził się tu by być bliżej szkoły. Wcześniej jego miejsce zajmował gburowaty mężczyzna, z osobowością równie ciekawą co zeszłoroczny śnieg.

Lubiłem Kookiego, łatwo mi się z nim rozmawiało. Nigdy nie zadawał trudnych pytań..Nie naciskał gdy nie chciałem opowiadać o sobie. Wyszło na to, że znam go na wylot, tak jakbyśmy mieszkali razem od zawsze. A on..kilka nic nie znaczących faktów z mojego życia i to co sam zdążył zauważyć przez te dwa lata. Odpowiadało mi to, nie chcę by ktoś wiedział o mojej głupocie, o błędach jakie popełniłem. O tym, że jak największy idota wierzyłem w prawdziwą miłość.

95z || Taegi || VminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz