Historia Will

300 25 8
                                    


*Cześć, cześć i czołem. Od razu na wstępie uprzedzam, że nie jest to opowiadanie totalnie żywcem wzięte z fabuły samego Miraculum. Owszem wiele rzeczy się z nią łączy, ale zmiany dotyczą dokładniej tego kim jest główna bohaterka. A jest nią Will, a nie dobrze wszystkim znana Marinette.*

Życzę miłego czytania!

Kolejny świetny poranek spędzony na poszukiwaniu mojego kota. Ten cholerny kot znika zawsze wtedy kiedy jest najbardziej potrzebny. Tylko tym razem muszę go znaleźć, bo za kilka godzin mam samolot do Francji. Lecę do rodziców, bo w końcu przypomnieli sobie o moim istnieniu. Szkoda tylko, że akurat dopiero w takich okolicznościach. Babcia u której pojawiłam się w wieku lat 7, zmarła tydzień temu. Tylko ja byłam na jej pogrzebie. Rodzice nawet się nie pofatygowali, żeby chociaż odwiedzić jej grób. Rozumiem, że mają naprawdę dużo pracy -zresztą to właśnie przez nią wychowywała mnie babcia- ale mogli chociaż przylecieć na kilka dni i mnie zabrać do siebie. 

Ale nie. Musiałam czekać tydzień zanim do mnie zadzwonią. Musieli być naprawdę zarobieni skoro zapomnieli o rodzinie. W końcu z rodzicami widywałam się tylko w okresie świąt, czyli raz na rok i to bardzo krótko, bo prawie od razu wracali wymigując się pracą i obowiązkami. Szkoda tylko, że nie byli w stanie znaleźć choć odrobiny czasu przez te 10 lat aby chociaż zadzwonić i zapytać co słychać. Choćby raz w tygodniu. Mogę nawet z łatwością powiedzieć, że nic mnie z nimi nie łączy oprócz więzów krwi. Tylko tyle. Albo nawet aż tyle.

Chcąc-nie chcąc zebrałam się w sobie i wstałam w końcu z łóżka. Spojrzałam na torbę, która od kilku godzin czekała już załadowana na to aż w końcu będę mogła ją zabrać i pojechać na lotnisko. Tylko jedna rzecz mnie przed tym powstrzymywała. Kot, którego powinnam w końcu poszukać. W tym momencie wpadłam na pomysł, który wydał mi się naprawdę świetny.

- Lucas, kici, kici! - Zawołałam kierując się w stronę kuchni. - Mam jedzonko dla ciebie!

Otworzyłam lodówkę wyciągając z niej pojemnik z szynką. Wyciągnęłam plasterek i powtórzyłam wołanie kota. W ciągu kilku minut Lucas znalazł się pod moimi nogami. Wzięłam go na ręce i dałam mu szynkę. Szybko skierowałam się na korytarz. Musiałam oddać go pod opiekę sąsiadki i najlepszej przyjaciółki mojej babci.

Zapukałam do drzwi na przeciwko. Po dosłownie minucie otworzyła mi starsza kobieta w fartuchu.

- Już wylatujesz, złotko? - Spytała posyłając mi współczujący uśmiech.

- Tak, pani Petunio. Zostawiam pod pani opieką Lucasa. - Powiedziałam próbując odwzajemnić uśmiech, podając sąsiadce kota.

Pani Petunia wzięła na ręce kota i zaprosiła mnie gestem do mieszkania.

- Przepraszam, ale nie mogę niestety do pani wejść. Muszę się naprawdę pospieszyć na samolot. -Powiedziałam przyglądając się Lucasowi.

- Rozumiem, złotko. - Powiedziała po czym objęła mnie ramieniem. - Jestem pewna, że dasz sobie radę we Francji. Wiesz przecież, że twoi rodzice nie są tacy źli na jakich wyglądają.

-  Wiem, wiem. Tyle razy już słyszałam o tym jacy byli kiedyś. - Odparłam przyglądając się sąsiadce. - Jednak nie zmieni to mojego postrzegania tego jak moje życie wyglądało i dlaczego nie byli w stanie poświęcić swojej córce choćby odrobinę swojego czasu. - Przerwałam z wypisaną goryczą na twarzy. Odwzajemniłam jednak uścisk. - Do zobaczenia pani Petunio.

- Trzymaj się Will. Do zobaczenia wkrótce. - Powiedziała sąsiadka z uśmiechem.

Ja jednak w tym czasie zdążyłam zniknąć już w głębi swojego mieszkania. Spakowałam wszystkie rzeczy jakie miałam jeszcze pod ręką, opróżniłam wszystkie pokoje i rozejrzałam się na koniec po pomieszczeniu w którym spędziłam swoje poprzednie 10 lat. A były to naprawdę szczęśliwe lata. Tylko ja i babcia. Byłyśmy jak dwie dobre przyjaciółki, które mówiły sobie o wszystkim. Plotkowałyśmy nawet o facetach!  

Po policzku znów spłynęła mi łza. Otarłam ją szybkim ruchem ręki, bo przecież obiecałam babci, że nie będę rozpaczać po jej śmierci. Muszę być silna.

Opuściłam szybko budynek w którym mieszkałam z babcią i czym prędzej skierowałam się na lotnisko. Chciałam mieć już za sobą podróż, która mnie czeka i tak samo jak spotkanie z rodzicami, które było nieuchronne. 


*Dzięki za przeczytanie. Jeśli się spodobało to serdecznie zachęcam do zostawienia po sobie jakiegoś śladu. Komentarza, głosu. Po prostu cokolwiek. To naprawdę motywuje do pisania!*

~WhiteRabbit~

Miraculum: White RabbitOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz