Rozdział #2

158 18 3
                                    

Niewidzialne powinny być duch. Wytwory naszej wyobraźni, marzenia i iluzje.
Co mnie z nimi łączyło? Dlaczego ja także musiałem taki być?

Te, oraz mnóstwo innych myśli towarzyszyłu mi podczas naszej "wspólnej" drogi. Nie mogłem się przez nie na niczym skupić. Rozglądałem się, to tu, to tam. Niekiedy mój wzrok skierowany był na tłumy ludzi, przemierzajacych ulice wzdłuż i wszerz. Następnie natrafiałem na bezkres błękitnego nieba, aby po chwil znów znaleźć w polu widzenia tego przykurcza, za którym wciąż lazłem.

W miarę upływu czasu znajdowaliśmy się coraz dalej od centrum Wielkiego Miasta. Jak na ironię im mniej było wokół nas ludzi i wysokich budynków, tym bardziej atmosfera robiła się szara i ponura. Niebo w błyskawicznym tempie przysłoniło się gęstymi chmurami, ukrywając się za nimi... Ze stachu? Ze smutku? Może po prostu miało już dość tego świata i postanowiło się od niego trochę odciąć i odpocząć? Tak smutne myśli zaczęły nawiedzać mnie, gdy do pogody, tworzącej samobójczy krajobraz perypeti miasta dołączyły się niskie, brudne domki. Wyglądały na mieszkanie dla jednej rodziny, ale w niektórych oknach można było zobaczyć, że poupychani dodatkowo ludzie walczyli o każdy skrawek miejsca do wykorzystania.

No pięknie... - pomyślałem - Zawędrowałem teraz w jakaś dzielnice biedy... Jaki tu jest smród...
Westchnęłem i znów spojrzałem, tym razem z politowaniem, na mojego "przewodnika po biedzie".
I on serio tu mieszka? Straciłem tylko mnóstwo czasu podążając za nim, nie było warto... - przeczesałem ręką włosy - Trzeba będzie wrócić i znaleźć jakieś inne zajęcie na następne godziny. Może wproszę się na kogoś i pooglądam telewizję? Ten nowy serial...

Nie zdążyłem dokończyć własnej mysli, gdy zauważyłem, że chłopak przede mną skręcił w lewo i stanął przed jedną z furtek starej, obdartej z tynku chatki. O dziwo nie wyjął kluczy, a zadzwonił domofonem. Nie byłem do końca pewny, czy coś, co wyglądało tak staro mogło jeszcze działać, ale najwyraźniej brunet wiedział co robi naciskając zardzewiały guzik na urządzeniu.

Już się z niego pośmiałem. Odkryłem sekret okularnika. Zwykły lamer... Mogę wracać.

Ostatni raz zlustrowałem, najpierw dom, a następnie chłopaka wzrokiem i zaczełem się powoli odwracać, aby ruszyć w długa drogę powrotną... Gdy nagle zza drzwi zniszczonej chatki wychyliła się głową siwej, pomarszczonej staruszki.
Jego babcia? - pomyślałem i znów zatrzymałem się, aby przyjrzeć się jeszcze tej scenie.
Gdy kobietka zobaczyła chłopaka stojącego przy furtce na jej twarzy pojawił się ogromnu uśmiech. Zaraz popędziła w jego stronę, z prędkością zadziwiającą, jak na tak starą osobę i nawet nie zamknęła za sobą drzwi. Gdy stała już przy młodzieńcze, po drugiej stronie płotu, zaczęła z nim entuzjastycznie rozmawiać. Nie słyszałem ani słowa, stałem za daleko, ale można było zobaczyć, że okularnik także miał na twarzy lekki, skromny uśmiech. Wyglądał uroczo... Jak na takiego lamera. - dodałem szybko.
W tej chwili brunet zdjął plecak i wyjął z niego siatkę pełną różnych artykułów spożywczych. Pomiędzy nimi wystawał świeżo zerwany, czerwony tulipan... Musiał go dostać tuż przed szkołą. Wręczył zakupy staruszce i zaczął się z nią żegnać, a ona próbowała zatrzymać go podziękowaniami i rozmową jeszcze chwilę dłużej przy sobie.

Gdy wreszcie udało mu się na dobre pożegnać z kobietą ruszył dalej w drogę. I znów poszedłem za nim, chociaż już raz zwątpiłem, że może mnie zaprowadzić w jakieś ciekawe miejsce. Ale dzień był jeszcze młody, a wolałem nie wędrować narazie po okolicy ubóstwa sam, nawet jeżeli nikt nie mógł mi nic zrobić. Byłem zbyt ciekawy czym zaskoczy mnie jeszcze ta ciekawa postać, która ponownie spacerowała ulicami ze słuchawkami na uszach.

Niewidzialny Kochanek *Yaoi*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz