5

346 27 8
                                    

Naprawdę dobrze rozmawiałam z Maxem - nie chodzi mi o no wiecie... że po pięciu minutach dogadywaliśmy się jak starzy przyjaciele, a o moją wymowę. Ani razu się nie zająknęłam lub nie popełniłam jakiegoś głupstwa. Jednakże nie zmienia to faktu iż byłam lekko spięta. Kto normalny jak ja (czytaj kujon) spotyka tak przystojnego chłopaka na ulicy?

Nie wiem czemu lecz nagle mam dodatkową motywację, jakąś siłę na zmiany w sobie. Chcę być pewniejsza, silniejsza - jednym słowem odważna. Mam dość ciągłego bycia tą nudną, wiecznie mądrą, brzydką oraz wielce nieciakawą.

Więc od czego by tu rozpocząć zmiany?

Może... wygląd? Fakt iż nie przywiązuję iście ogromnych pokładów zainteresowania co do mojego opakowania ale przyda się abym trochę o siebie zadbała.
Będąc w domu ruszyłam do łazienki i stanęłam przodem do lustra zaś chwilę później zapaliłam lampkę obok. Dokładnie analizowałam każdy zakamarek twarzy.

Nie wyregulowane brwi, słabe łamiące się lub wypadające rzęsy, popękane usta oraz do tego lekkie wory pod oczami. Spod zlewu wyciągnęłam kosmetyczkę, później jednak pensetę, którą usunęłam nadmiar owłosienia na brwi. Na rzęsy mogę kupić wzmacniający preparat, a pod oczy nałożę korektor. Usta musnęłam małą warstwą wazeliny.
Dalej zerknęłam na włosy. Zniszczone końcówki -czyli wizyta u fryzjera mnie czeka. Przejeżałam wzrokiem aż dotarłam do dłoni. W ogóle nie zadbane - łamiące się paznokcie wraz z piekącą skórą.

Muszę zacząć te małe aczkolwiek ważne rzeczy. Z szafki wyłożyłam na blat obok pilniczek wraz z beżowym lakierem. Nigdy nie przepadałam za mocnymi barwami typu miętowy. Jedynie pastelowe w odcieniu skóry i kremowe. Wiem, że jestem dziwna - inna, lecz nie potrafię inaczej.
Zabrałam wszystko na moje łóżko, gdzie się wygodnie usadowiłam po czym rozpoczęłam walkę ze zniszczeniami.

Nie jestem pewna ile wszystko to trwało, lecz w między czasie kiedy kolor wysłychał na płytkach ja powtarzałam materiał na jutro. Nie było to trudne - większość rzeczy pamiętałam z lekcji.

Po 20.30 sprzątnęłam oraz spakowałam się na jutro. Później nalałam do wanny uzupełniając wodę o piękny zapach czekolady.
Dodatkowo zapaliłam świeczki - zwykłe bez zapachowe- dla atmosfery. Szybko zrzuciłam ciuchy na zimne kafelki, zaś włosy szczepiłam w gówno-koka. Ciepła woda opatulała moją skórę, nozdrza rozkoszowały się unoszącym zapachem, jednak głową była pełna myśli.

I co z tą pracą? A jak to dziecko mnie nie polubi? Jak coś zepsuję?
Jak mam przeżyć kolejny dzień jutro w piekle?

W pewnym momencie przypomniał mi się ten tweet. Pewnie jakaś nieznajoma osoba trafiła na to co napisałam. Widząc na opuszkach zmarszczki niczym u suszonych śliwek (Tak wiem - mam fajne porównania xd) wyszłam. Rutynowo splotłam kosmyki w luźnego warkocza oraz wmasowałam masło w ciało i założyłam piżamę. Uprzątnęłam cały bałagan, a później naszykowałam się na jutro. Książki do torby, klucze od domu itd. następnie wpełzłam pod kołdrę nastawiając budzik oraz biorąc do ręki telefon.

Od razu sprawdziłam konto tej osoby i ku mojemu zdziwieniu owy profil został usunięty. Żadnej historii - dosłownie nic... Wydało mi się to podejrzane bo kto normalny tworzy sobie konto, pisze jeden tweet i je usuwa?
Jednak to nie jest moja sprawa więc nie będę się o to martwiła.

Spokojnie oddałam się błogiemu uczuciu zanikania w świat Morfeusza.

Kolejnego dnia było tak samo - nieprzyjemny dźwięk budzika, rzucanie przekleństw, poranna toaleta wraz z ubiorem, śniadanie, zaś na końcu spacer z Emy do szkoły. Codzienna rutyna, którą tak kocham. Nic nagle się nie psuje, wszystko jest na swoim miejscu oraz nie mam żadnych niespodzianek.

Spokój.

Dni, które przeżywam tak samo... Czasem taka monotonia mnie zabija od środka, mam jej dość, lecz są to tylko ułamki sekund, kiedy chce wszystko rzucić w pizdu. Później jednak zdaje sobie sprawę z tego jak bardzo jestem przyzwyczajona do tego trybu życia...

Pierwsze zajęcia minęły w miarę spokojnie... Właśnie... W MIARĘ...
Znowu spotkałam się z wyśmianiem mojego wyglądu oraz charakteru.

Serio nudzi im się aż tak by utrudniać mi życie? Pamiętacie jak mówiłam, że nie zmieniłam bym nic z mojej rutyny? Cofam to. Akurat tą część mojego życia chciałabym usunąć, zapomnieć lub zmienić. No bo co ciekawego jest w poniżaniu innych?

Wraz ze swoimi myślami przemknęłam do drzewa w którym zostawiłam wiadomość dla M. Nie było to zbyt trudne gdyż nikt nie zwracał na mnie uwagi... no prócz Molly, która rzucała mi krzywe spojrzenia.

Tak jak się spodziewałam w środku znalazłam kopertę, którą wyciągnęłam rozglądając się do okoła. Jak tylko utwierdziłam się w przekonaniu iż jestem sama to rozerwałam papier.

Czemu sądzisz, że to żart? Wiem jak to zabrzmi, lecz ja nie odpuszczam. NIGDY.
I wiedz o tym. Ja w przeciwieństwie do reszty nie śmiałbym się z ciebie śmiać... Jesteś w pewnym sensie ciekawa, ale wiedz, że nie tylko ja tak sądzę ;* ~M.

Szybko wyciągnęłam kartkę wraz z długopisem, którym zaczęłam pisać.

Nie tylko ty tak sądzisz? Nie rozumiem... przecież na tym świecie są tylko dwie osoby, które "obchodzę".
Skoro nie jest to żart to... Czego ty wymagasz ode mnie?
~C.

Odłożyłam wiadomość na miejsce po czym ruszyłam na kolejną lekcję. Pewnie się zastanawiacie gdzie jest Emilly?

Otóż moja ukochana przyjaciółka została "porwana" przez Harrego. Nie przeszkodze jej przecież w szczęściu, którego ja nie będę miała. Jest dla mnie jak siostra - co prawda różnią nas tylko rodzice, ale w duchu obie wiemy, że ta mała niteczka pomiędzy nami jest silniejsza niż więzy krwi.

Reszta tych męczarni minęła mi spokojnie. Wysłuchiwałam opowiadań Emy o tym jaki ten jej crush jest przystojny, zabawny itd. lecz na moje szczęście nie był to temat główny, bowiem ja opowiedziałam jej o Max'ie. Postanowiłam - czytaj byłam zmuszona przez przyjaciółkę pod groźbą tego, że będzie mi opowiadała o każdym szczególe Hazzy - iż zadzwonię do niego zaraz po lekcjach.

Nacisnęłam zieloną słuchawkę przyglądając się w skupieniu blondynce, która zawzięcie katowała swoją porcję ciasta widelcem. Obie znajdowałyśmy się w kawiarni za szkołą. Chodziłyśmy tu jako jedyne że szkoły, gdyż głównie przesiadywali tutaj seniorzy.

Pomieszczenie nie było za duże, ani za małe - tylko w sam raz. Ściany pomalowane były w kremowo różowe grochy idealnie dopasowane pod jasne meble oraz blat. Wszystko mogę porównać śmiało do staroświeckiego stylu.

- Halo?- usłyszałam głos chłopaka, który przywrócił mnie do rzeczywistości.

- Max? Hej... Z tej strony Camila. Dzwonię w sprawie pracy... oferta nadal aktualna?

- Camila? Cześć! Tak, oferta jak najbardziej aktualna! Kiedy masz czas?

- Czas? - drugą dłonią złapałam bransoletkę, którą zaczęłam miętosić.

- Tak. Moja mama chciałaby poznać ciebie i kiedy już pogadacie to wyjaśni ci co i jak.

Pokiwałam głową, lecz po chwili zrozumiałam, że on przecież tego nie widzi po czym walnęłam się dłonią w czoło. Emy popatrzyła na mnie z miną typu "co odwaliłaś?" i wróciła do dalszego konsumowania wypieku.

- Rozumiem... Może... pojutrze?

- Okej. To do zobaczenia!

- Do zobaczenia! - rzuciłam nim połączenie zostało przerwane.

💙💙💙💙💙💙💙💙💙💙
1093 słów
/nie sprawdzone
Nie wiem czemu ale ten rozdział jakoś mi nie przypadł do gustu... Mam nadzieję jednak iż wam się spodobał i zapraszam do dalszego czytania 😉 - niedługo akcja się rozkręca więc bądźcie cierpliwi :) :)
Wiem jak bardzo wszystkich wkurza to błaganie o komentarze czy gwiazdki, lecz jeżeli możecie to proszę napiszcie lub kliknijcie gdyż to naprawdę motywuje 😄😄

Miłej nocy... (boże jak to zabrzmiało xd...)

Never Be Alone //Shawn Mendes & Camila Cabello \\Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz