M__jeden __M

547 38 12
                                    


Więc, klasycznym słowem wstępu, chciałybyśmy serdecznie powitać wszystkich czytelników :-) 
To fanfiction piszą dwie osoby, dlatego perspektywy dodawane są przeważnie naprzemiennie. Aby uniknąć ewentualnych "za ile następny rozdział", chciałybyśmy poinformować, że każdy  kolejny chapter będzie dodawany w weekend. Jeśli nie będziemy psychicznie załamane po egzaminach, to może nawet i częściej :-).
Nic dodać nic ująć, więc po prostu zapraszamy do czytania xx ツ
Piosenka do rozdziału: MAX - darling
___________________________________________________________________________________

Jednego z ostatnich, wrześniowych poranków o dziwo wstałem sam. Może dlatego, że od dziecka nie mogłem znieść słońca padającego na moją twarz podczas snu, albo dlatego, że w pokoju wciąż unosił się kurz, zapach kleju i farby. To było dziwne. Zawsze spałem cholernie mocno, a obudzenie mnie graniczyło z cudem. Z kubkiem kawy i w kilka rozmiarów za dużej koszulce, obserwowałem okolicę.

Naprzeciwko stał ciemnoniebieski dom, trochę stylizowany na starą kamieniczkę. Toporne drzwi oddzielały dwa podłużne okna o przyciemnionych szybach z czarnym wykończeniem. Powyżej, na lekkim wybrzuszeniu całej konstrukcji, które naruszało pozornie idealnie równe krawędzie budynku, znajdowały się dwa kolejne, otoczone delikatnymi, białymi wzorkami. Fikuśne podparcie wystającego elementu przypominało muszlę z kremowymi krawędziami, a każda następna fantazja architekta nadawała kamieniczce specyficznego charakteru. Kilka kolejnych okien było zasłoniętych, a nad nimi, tuż przy dachu, znajdowało się coś, co przypominało płaskorzeźbę z jakimś kwiatowym motywem. Idealnie bajkowego krajobrazu dopełniały rosnące na małej werandzie wrzosy i duży fotel z kolorowymi poduszkami. Zaraz przy domu rosło jakieś drzewo... Nie miałem pojęcia jakie, ale było bardzo rozłożyste. Czubki gałęzi prawie dotykały okien mojego (już chyba) sąsiada, a ciemnozielone liście delikatnie kołysały się pod wpływem podmuchu wiatru.

Cholera, powinienem się rozpakować... Odkładając kawę na blat, zajrzałem do kilku największych pudeł. Płyty... Ciuchy... Jakieś zdjęcia... Wyjąłem wszystko i zacząłem układać w ''odpowiednich'' miejscach. Po dłuższym czasie większość rzeczy leżało już spokojnie dokładnie tam, gdzie chciałem, więc jeden problem miałem z głowy. Drugim okazało się uporczywe burczenie w brzuchu.

Przeszukałem szafki, w których teoretycznie powinno być jedzenie, ale... Niczego tam nie znalazłem. Jeszcze raz wsadziłem głowę do każdej po kolei, bez większego efektu. Nosz kurwa, jakim pierdolonym cudem nie mam nawet suchej bułki na śniadanie? Burcząc przekleństwa pod nosem wyjąłem pierwsze lepsze dresy z pudła i wciągnąłem na siebie. Nie wiem co sobie pomyśli ten ktoś z domu naprzeciwko jak zobaczy chłopaka z jasnoróżowymi włosami, w jakiejś starej koszulce, proszącego o pożyczenie bułek... Ale ej, w sumie właśnie wymyśliłem nowy podryw. PODRYW NA KAJZERKI!

Z kpiącym uśmieszkiem wyszedłem na zewnątrz, szybko pokonałem dystans dzielący mnie od drzwi niebieskiego budynku i się zatrzymałem. Początkowa pewność siebie uleciała ze mnie równie szybko, jak się pojawiła. Przecież to idiotyczne. Kto normalny przychodzi pożyczyć zasrane kajzerki? Nikt. Najwyżej wyjdę na debila. Nie pierwszy i nie ostatni raz.

Kilka minut później zapukałem i nic specjalnego się nie stało, tylko wydawało mi się, że usłyszałem jakiś jęk zza ściany. To by wykluczało ewentualną nieobecność sąsiada, ale zrodziło nowy pomysł. No przecież oni mogą się tam pieprzyć. Jak króliki, albo coś. Zastukałem w drzwi jeszcze raz, tym razem bardziej zdecydowanie. W końcu moim oczom ukazał się... Dwudziestokilku letni facet, z lekkim zarostem, burzą odstających blond loczków i porządnym kacem. Koszulkę miał założoną w bardzo... Oryginalny sposób. Z otworu na głowę wystawała ręka, z tego na rękę głowa, a z tego na drugą rękę... No właśnie, ten rękaw wisiał swobodnie.

-Calum, co ci kurwa strzeliło do tego twojego pustego łba, żeby budzić mnie o tak barbarzyńskiej porze, do choler... - Przerwał, a ja zamrugałem kilka razy zaskoczony jego gwałtowną reakcją. Chłopak wpatrywał się we mnie przez chwilę złotymi oczami, no kurwa, miał zajebiste oczy, z nieukrywanym wkurwem. Po kilku sekundach wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie, jakby właśnie ogarniając, że nie jestem żadnym Calumem, a irytację zastąpił lekko zmieszany, delikatny uśmiech.

-Uh... Dzień dobry.

- Tak, doberek. Ja wprowadziłem się do domu naprzeciwko i... Chciałem zapytać, czy ma pan może pożyczyć bułki.

Przez dłuższy moment panowała dość niezręczna cisza. Brakowało tylko westernowej muzyczki w tle, dwóch rewolwerów w jego i mojej dłoni oraz przelatującego gdzieś między nami suchorostu.

-Bułki (?) –Upewnił się.

-N-no tak, bo ja nie mam pojęcia gdzie jest jakikolwiek spożywczak... -Wymamrotałem, mimowolnie krzyżując wzrok z już prawie znajomym, który w zamyśleniu drapał się po karku. Sprawiał wrażenie chwilowo wyrwanego z kontekstu.

-Bułki... Tak... To wejdź, poszukam ich.

-Dobrze, proszę pana. –Wszedłem za nim do środka.

-Ew, nie postarzaj mnie, po prostu się nie ogoliłem. –Rzucił wprawiając mnie w cholerne zakłopotanie, dlatego już więcej się nie odzywałem. Obserwując jak odgarnia brudne ciuchy, jakieś książki i cały syf jaki miał na podłodze różowym kapciem z flamingiem, uśmiechnąłem się pod nosem. Po drodze zahaczył o lodówkę, wyjął mleko i przyłożył karton do ust. Opróżnił go, wsadził z powrotem, zostawiając urocze wąsy z mleka nad górną wargą. Starał się wymacać i oddzielić świeże pieczywo od tego starego, co nie wychodziło mu najlepiej. Burcząc pod nosem przekleństwa w końcu mu się udało i zaczął pakować je do woreczka. W tym samym czasie, w moim prywatnym rankingu, przyznałem mu 10/10 punktów. Trzeba przyznać, nawet nieogolony i na kacu mój nowy sąsiad był hot as fuck.

-Jedna mi wystarczy.

-Nie będę przecież skąpy. –Powiedział wyciągając do mnie dłoń z workiem pieczywa. –Jak się nazywasz, kajzerkowy chłopcze?

- Okej, nieogolony tarzanie, jestem Michael. –Prychnąłem cicho pod nosem.

-Ashton- Odburczał mi niewyraźnie.

-Może puściłbyś w końcu ten worek i poszedł odespać wczorajszą imprę?

- Och, bo się wzruszę. W każdym razie... Pieczywo starannie selekcjonowane. –W końcu zabrał dłoń nadal uważnie mi się przyglądając.

-Dziękuję... -Uśmiechnąłem się i skierowałem do wyjścia.

-Aha, no i w razie czego, to zawsze jestem naprzeciwko. –Usłyszałem jeszcze na odchodnym.

Wszedłem z powrotem do domu, zjadłem wszystko co przyniosłem i wróciłem do rozpakowywania ostatnich dwóch kartonów.

Daddy's favourite [Mashton]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz