Rozdział 4

346 25 1
                                    


~*~Olivia~*~
Stanęłam na równe nogi trzymając w ręku ciemne okulary chłopaka.
- Alł..- syknął z bólu kiedy przez przypadek dotknęłam opuchniętego, fioletowego miejsca obok oka.
- To on.. Ten który się do mnie dobierał Ci oddał. - wydusiłam czując jak do moich oczu napływają łzy. Znamy się ledwo ponad godzinę, a On ratuje mi życie, poświęca się i jeszcze daje mi nocleg.
- Nie.. To ochroniarze. Niezupełnie zrozumieli, a nawet nie chcieli zrozumieć co się tam wydarzyło...
- Jejku to przeze mnie! Przepraszam, jejku jak ja cię przepraszam! - moja słabsza strona wzięła górę i zaczęłam z leksza panikować tym, że znowu wpakowałam w coś nie tylko siebie, a jeszcze zupełnie nieznajomego mi chłopaka. Wiedziałam tylko tyle, że ma na imię Dezydery i ma 19 lat. Nie Olivio, ty go nie znasz, na prawdę.
- Chodź, nie zostawimy tego w tak obolałym stanie. - kiedy uspokoiłam się trochę pociągnęłam zielonookiego do salonu.
Był duży i bardzo jasny. Znajdywaliśmy się na 7 piętrze, więc widok z balkonu był fantastyczny. Duże okna, obok drzwi balkonowych idealnie się komponowały z chłodnymi pistacjowymi odcieniami ścian. Na środku stała wielka brązowa kanapa, zaraz obok niej stół z czterema krzesłami w kolorze kanapy. Przesunęłam nogami, z których zdążyłam już w korytarzu zrzucić buty, po brązowo-zielonym dywanie shaggy. Posadziłam pobitego Dezego na kanapie, sobie przysuwając jedną z zielonych puf. Bez słowa zostawiłam go tam, biegnąc do łazienki w poszukiwaniu apteczki. Normalni ludzie, trzymają ją w szafkach pod umywalką lub nad nią. Szybko znalazłam odpowiednie pomieszczenie świecące się miętą i innymi odcieniami niebieskiego. Szybko wygrzebałam białe pudełeczko spod umywalki. Pokierowałam się ze zdwojonym tempem w stronę salonu, modląc się o to by chłopak mi nie uciekł. W sumie byłoby to zabawne. Właściciel mieszkania uciekł zostawiając nieznajomą mu dziewczynę na noc samą. Super. Odetchnęłam z ulgą widząc Dezego jednak w kuchni sąsiadującej z salonem. Cała urządzona była w biel, wyglądała bajecznie. Zielonooki stał przy blacie, wpatrując się w widok za wielkim oknem na całą mniejszą ścianę.
- Mam. - powiedziałam stanowczo podchodząc bliżej niego. Nie drgnął. Myślał. Też z chęcią zatopiłabym się w swoich myślach przy muzyce. Widząc, że moja obecność wcale go nie odrywa od patrzenia zza okno, usiadłam na przeciwko niego na małym blacie. Wygodnie się usadowiłam trzymając cały czas apteczkę. Spojrzał wprost na mnie, delikatnie się uśmiechając. Spojrzałam za siebie, podziwiając widok. Znajdywaliśmy się na siódmym piętrze, a ja właśnie patrzałam się w dół obserwując lampy oświetlające całe osiedle.
Wyciągnęłam mały gazik, polewając go wodą utlenioną. W tym momencie byłam z nim równa, mogłam idealnie spojrzeć w jego zielonkawe oczy, które swoją drogą ładnie komponowały się z fioletową śliwą. Delikatnie chwyciłam za końcówki jego białej koszulki, ciągnąc w moja stronę. Stał za daleko, nie mogłam tak odkażać jego rany.
- Ssss... - jęknął kiedy przyłożyłam gazik do jego rany. Ja jednak nie przestałam, odkładając zakrwawiony gazik. Wzięłam do ręki dość duży plasterek przykładając go do dość dużego rozcięcia na kości policzkowej. Nie zakrywał on jednak podbitego oka.
Nadal wpatrywaliśmy się w siebie bez słowa wyjaśnienia. Nagle poczułam jego oddech coraz bliżej mojej twarzy.
- Nie wiem co ty ze mną robisz, ale wiem, że jest to coś wspaniałego. - po tych słowach wpił się głęboko w moje usta, co było dla mnie nadzwyczaj zadziwiające. Mimo to, odwzajemniłam pocałunek, pogłębiając go jak najlepiej umiałam. Już dawno nie czułam się tak dobrze. W końcu nie byłam sama, nie musiałam się upić, żeby chociaż zbliżyć się do jakiegoś chłopaka. W pewnym momencie nawet podziękowałam temu oblechowi z klubu, bo gdyby nie ta cała sytuacja z Dezym nawet byśmy na siebie nie spojrzeli. Chociaż kto wie... Podobno niektórzy ludzie są sobie przypisani.

                                                                                                        ~*~
Bez słowa ruszyłam szybko w stronę łazienki, zrzucając z siebie sukienkę. Troszkę dziwnie było mi tak bez pytania, bez słowa brać prysznic w cudzym mieszkaniu, jednak Dezy nie miał nic przeciwko. Chciałam jak najszybciej stamtąd zwiać i odpocząć po całym dniu. Ułożyłam rzeczy w kostkę na pralce i odkręcając gorącą wodę weszłam pod prysznic. Oddałam się relaksowi i starałam się wyrzucić wszystkie te myśli z głowy. Co by się ze mną stało, gdyby Dezydery się na mnie nie natknął? Dlaczego mnie pocałował? O co chodziło mu w tych słowach? Co ja z nim takiego robię? Zakręcając prysznic westchnęłam starając się zapomnieć. Od teraz myślę tylko o tym, żeby matka znowu się nie czepiała i o tym, żeby w spokoju wrócić jutro do domu kiedy jej nie będzie. Zabrałam z wieszaka obok kabiny prysznicowej różowy ręcznik i dokładnie się nim wytarła. Obtarłam włosy z wody i pozostawiłam je dość mokre. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że nie mam ze sobą żadnych ciuchów, piżamy ani nic. Zawinęłam się szczelnie w różowy ręcznik, upewniając się jeszcze, że wszystko jest zasłonięte. Wzięłam głęboki wdech i odkluczyłam drzwi łazienki, wychodząc w samym ręczniku przed chłopakiem którego znacz kilka godzin. Brawo.- Emmm... Dezyy? - zapytałam wchodząc do salonu gdzie siedział blondyn trzymając w ręku swojego iPhone'a. Spojrzał na mnie tymi cudownymi zielonymi oczami, mierząc mnie z góry na dół. Poczułam jak na moją twarz wkrada się rumieniec, co jeszcze bardziej utrudniało mi rozmowę z nim. - Nie patrz się tak proszę, tylko daj mi jakieś ciuchy, nie będę paradowała nago. - zaśmiałam się starając się brzmieć jak najbardziej naturalnie. On od razu poderwał się z miejsca unikając wzrokiem mojego ciała. Niepewnie podążyłam za nim na górę mieszkania. Wszedł do prawdopodobnie swojego pokoju. Urządzony był w beż i biel. Białe ściany przeplatane były w dwóch miejscach ciemno beżowymi paskami po całej wysokości. Pod wielkim, jak w całym mieszkaniu, oknem stało szerokie łóżko, takie, że zmieściłyby się tam ze cztery osoby. Wielka szafa, w ciepłym brązowym kolorze stała na przeciwko łóżka. Na drzwiczkach miała dwa wielkie lustra na całej długości, tak że odbijało się w nich łóżko Dezego i wielki czarny obraz nad nim. Kiedy chłopak pochylił się do szafy w poszukiwaniu odpowiedniego stroju obejrzałam się w drugą stronę. Dostrzegłam dość rozległe biurko, zaraz obok szafki nocnej. na nim stały dwa monitory z całym sprzętem komputerowym. Zaraz obok dwie lampy a przy nich zwinięte zielone tło. Nie wiem czym zajmował się zielonooki, jednak na pewno się dowiem. Odwróciłam się widząc chłopaka odchodzącego od szafy. - To najdłuższa koszulka jaką mam, nic innego nie będzie ci pasować. - powiedział po czym wręczył mi czarną koszulkę. Podziękowałam mu po czym, cały czas przytrzymując ręcznik, skierowałam się do łazienki. Zbiegłam ze schodów najszybciej jak umiałam zamykając się w łazience. Założyłam swoje majtki i zarzuciłam na siebie koszulkę Dezego. Westchnęłam przeglądajac się w lustrze. - Dobre i to. - rzuciłam do siebie oglądając się. Czarna, męska koszulka z nadrukiem białych konturów śpiącego kota, sięgała mi ledwo do połowy ud, nie nie zakrywając całych pośladków. Mimo to, podobała mi się. Miała swój urok, a ja uwielbiałam męskie rzeczy. Do tego pachniała ona jeszcze jego perfumami. Ułożyłam jeszcze raz mój stanik i sukienke w kącie pralki Wyszłam z łazienki szukając blondyna. Znalazłam go dopiero w swoim pokoju, siedzącego na dużym parapecie, i wyglądającego za okno. 

                                                                                         ~*~

Dziękuję, że chociaż ktoś to czyta ^^

http://dezy-fanfiction.blogspot.com/

Zastanawiam się, czy nie zacząć pisać nowej książki o innym youtuberze, takiej bardziej dla koleżanki :D Po prostu mam tyle pomysłów xD 

Dziękuję za komentarze i gwiazdki <3 

Nie zdążyłaś..||MasterczułekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz