Rozdział 6

289 31 14
                                    


Po podaniu blondynowi adresu mojego mieszkania, siedziałam cicho. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę siedziała w sportowym aucie. Cicho prychnęłam, przypominając sobie, że jesteśmy w Polsce, a po tych drogach to nie lada wyzwanie. Poczułam lekkie szarpnięcie kiedy samochód zatrzymał się pod moją kamienicą. Spojrzałam na chłopaka. Miał na sobie znów te okulary, w których wyglądał tak cholernie seksownie. Patrzył się pusto przez szybę. Nie chciałam, aby to wszystko się tak potoczyło. Nienawidzę robić komuś nadziei, ja nie ranię bez powodu. On mi żadnego nie dał, nie chciałam aby był smutny. Delikatnie położyłam dłoń na jego ręku, obok dwóch tatuaży. Nadal kurczowo trzymał kierownicę, jakby bał się ją puścić. Kiedy przeniósł wzrok w moją stronę speszyłam się tylko i szybko zabrałam dłoń. Spojrzałam mu tylko głęboko w oczy i wyszłam natychmiastowo z auta, rzucając ciche dziękuję. Ta relacja była zbyt dziwna, nierealna. Nie powinnam nadal w to brnąć. Uznajmy to za jednonocną przygodę, pod innym znaczeniem. 

Wbiegłam po schodach małej kamienicy niedaleko centrum na samą górę. Wzięłam głęboki wdech widząc buty mojej mamy. Ona nadal się o mnie martwi, jakbym była mała. Omal nie wyrzuciła mnie z domu po moich wszystkich wybrykach, jednak miała tylko mnie. Widziałam to. Jej również nie chciałam ranić. Miałam jednak podwyższoną umiejętność psucia wszystkich relacji. Miałam tylko dwie przyjaciółki, oraz Filipa. Chłopaka który był dla mnie jak brat, kiedy jeszcze mieszkałam w Anglii. Nadal utrzymywałam z nim kontakt, jednak skype'owe rozmowy to nie to samo co przytulas na żywo. 

Delikatnie chwyciłam za klamkę i przymknęłam oczy. W moje ciało uderzyła fala gorąco zmieszana z zapachem mojego ulubionego płynu do płukania tkanin. Mój cały dom, dokładnie taki jaki zawsze chciałam mieć. Żałuję, że nie ma z nami taty, babci i dziadka. Najchętniej zostałabym w Anglii na dobre, jednak to miejsce... To tutaj tak naprawdę dorosłam i stałam się taką osobą jak teraz. To mój prawdziwy dom. Ściągnęłam po cichu moje szpilki, które miałam na nogach wczorajszego dnia i zerknęłam w lustro w przedpokoju. Bez makijażu, zmęczona wczorajszymi wydarzeniami twarz. W oczach... Nie wiedziałam nigdy co one pokazują. Podobno w moich oczach wyraźnie widać pustkę, zagubienie lub jakieś wszystko psujące uczucia. Mocno przełknęłam ślinę, słysząc grający w salonie telewizor. Chwyciłam torebkę i oparłam się o framugę drzwi prowadzących do salonu. 

- Znowu Cię nie było. - zaczyna się.. Cholera, mam osiemnaście lat, kobieto nie będę siedziała cały czas w domu. Zwłaszcza kiedy Cię nie ma. 

- Byłam na imprezie a potem u kolegi. - Kolega. To go idealnie określa. 

- Olivia martwię się o Ciebie. Zwłaszcza kiedy szlajasz się po tych wszystkich klubach w nocy. - no tak, poczekajmy, może kiedyś dowiesz się co się działo tam dzisiejszej nocy. 

- Mamo... Lubię to. Tego we mnie nie zmienisz i wiesz co? Doskonale to wiesz. - prychnęłam zakładając obie ręce na klatkę piersiową. - A zresztą gdyby znaleźli gdzieś moje ciało, telewizja by Cię poinformowała. Mamy 21 wiek. - dodałam bardziej uniesionym tonem i skierowałam się do mojego pokoju.

- Olivia musimy porozmawiać. Wszystko się zmienia. - zamarłam. Nie chciałam niczego zmieniać. O co jej znowu chodzi? Krzyknęłam tylko, że idę się przebrać. Czynność tę wykonałam dwa razy szybciej niż normalnie. Wysuszyłam jeszcze tylko włosy które gdzieniegdzie były jeszcze trochę mokre po porannym 'prysznicu'. Zapomnij. Zapomnij. Zapomnij.

                                                                                                            ~*~

Usiadłam obok niej na kanapie. Luźna biała koszulka odsłaniała kawałek dekoltu, na którym widniały dwie malinki. Szybko przykuły one wzrok mojej mamusi. Dopiero po chwili cała czerwona zakryłam się dłońmi.

- O czym chciałaś rozmawiać. - spytałam nie przyzwyczajona do takich rozmów. 

- Oli... Moja siostra... jest w szpitalu. Jej stan znacznie się pogorszył, muszę być przy niej. - zmarszczyłam brwi. Ciocia Hania na prawdę  chorowała na nowotwór. 

- Myślałam, że się leczy? Nie powinno być jej lepiej? 

- Raka nie da się w stu procentach wyleczyć. To moja jedyna siostra. Muszę spędzić z nią jak najwięcej czasu. - powiedziała a moje oczy się zaszkliły. 

- Wyprowadzamy się? - zapytałam i spuściłam głowę w dół. Ciocia mieszkała pod Warszawą, w niewielkim miasteczku. Nie chciałam tego. Chciałam zostać w tym miejscu. W moim domu. 

- Kochanie... Ja się wyprowadzam. Ty możesz spokojnie zostać w Warszawie. Przecież... "Jesteś dorosła"- cicho zaśmiała się na moje słowa, które zawsze powtarzałam w wieku nastoletnim.  - Ale... 

- Ale? Mamo, ja nie chcę Cię ranić, nie chcę abyś czuła się źle. Ja nie chcę stąd wyjeżdżać. - po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. 

- Olivia... Nie musisz ze mną nigdzie jechać. Po prostu.. Ja... Muszę sprzedać nasze mieszkanie. - po tych słowach poczułam jak wielka gula ściska mnie w gardle. - Będziesz musiała się wyprowadzić. Zawsze miałam odłożone trochę pieniędzy. Większość pójdzie na drogie lekarstwa dla Hani... Ale zostawię ci coś, żebyś miała chociaż na czynsz w jakiejś małej kawalerce. - powiedziała to na jednym tchu. Widziałam jak po jej policzkach ściekają łzy. I właśnie wtedy pierwszy raz od na prawdę dawna przytuliłam się do niej. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam tego ciepła matki. 

Po kilkunastu minutach wspólnego płaczu i trwania w szczelnym uścisku oderwałam się od matki i wstałam. 

- Kiedy wyjeżdżasz? 

- W następny weekend. Kochanie... Ja na prawdę muszę to zrobić. - powiedziała po czym spojrzała na mnie swoim przepełnionym bólem wzrokiem. 

- Kocham Cię mamo. - odpowiedziałam po czym udałam się  do swojego pokoju. 

****

Hejooo !

Dziś tak mało bo 866 słów tylko, no ale mam dużo na głowie a ta szkoła mnie dobija -___-

No ale... Są też dobre wieści :D Z kim się widzę na MU2016 w GDAŃSKU?! Oprócz pannaR oczywiście ;D  25.06.2016 <3

Komentujcie, gwiazdkujcie a ja lecę pisać na It would be perfectly <3

Paaa ziomeczki ^^

Nie zdążyłaś..||MasterczułekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz