Rozdział 7

619 44 7
                                    

- Gabby, zaraz będziemy na miejscu - uchyliłam powoli powieki i ujrzałam przed sobą Rex'a. Nawet nie wiem, kiedy zamknęły mi się oczy, ale sądząc po moim samopoczuciu dość szybko. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie szeroko i wstał z kleczek. Podążając za nim zauważyłam, że mojej mamy juz nie ma na łóżku, jak widać musiała wstać wcześniej. Przyspieszyłam dorównując klonowi kroku i niepewnie, ale jednak zaczęłam mówić:
- Kiedy dotrzemy już na miejsce, moja matka pójdzie na leczenie, co będzie dalej? Przecież nawet nikt mi nie powie ile to zajmie, ani co robić z nią dalej
- Obawiam się, że twoja wizyta może wpłynąć na waszą dalszą przyszłość, ale spokojnie. Jest jedna osoba, która bardzo chciałaby się z tobą spotkać i na,pewno powie co masz dalej ze sobą zrobić. - szczerze? Ta odpowiedź nie była ani trochę pokrzepiająca. Dobrze, ktoś chce coś ode mnie i niby mi pomoże, ale nie sądzę, żeby była prorokiem i opowiedziała mi moje plany. Rex popatrzył się na mnie ostatni raz poczym założył hełm na głowę i kiwnął do mnie na znak, abyśmy szli. Wejście się otworzyło, a przed sobą ujrzałam garstkę ludzi, jak sądzę po ubiorze jedi, którzy bacznie obserwowali wychodzących sojuszników. Poczułam dłoń na moich plecach co pewnie było spowodowane tym, że stałam tam jak wryta i czekałam na niewiadomo co. Niepewnie zaczęłam wychodzić popychana przez mężczyznę i ilustrowałam wszystko dookoła. Na Coruscant zapadła już noc, światła wszędzie migotały, hologramy na budynkach świeciły się tysiącami barw, a sklepienie wyglądało jak zaczarowane. Jeszcze nigdy nie widziałam aż tak czystego i gwiazdzistego nieba. Było jak bez skazy, przy którym można było usiąść i obserwować aż do rana. Usłyszałam kaszlnięcie i powróciłam na tutejszą ziemię.
- Mistrzu Kenobi to jest Gabby, córka...
- Wiem Rex, znam je doskonale. Miło Cię widzieć ponownie po 10 latach Gabby. Słyszałem o tym co się stało na Tatooine i składam Ci najszczersze przeprosiny. Powinniśmy wcześniej na to zareagować, a nie zostawiać na ostatnią chwilę.
- Może udałoby się wtedy uratować więcej istnień, nie musieliby umierać w takich cierpieniach, tylko w ich określonym czasie, ale cóż. Najwyraźniej tak miało być.
- To jest mistrz  Windu, razem ze mną będzie się wami zajmować. Twoja matka miała z naszą dwójką bardzo dobre relacje i uważamy, że należy jej się teraz odrobina wdzięczności po tym, co dla nas zrobiła. - odwróciłam wzrok od Obi Wan'a i ujrzałam dość wysokiego, łysego mężczyznę odzianego w dość ciemne szaty. Wydaje się być na pozór dziwny, dość samolubny, ale patrząc mu w oczy można zobaczyć życzliwość i spokój.
- Bardzo mi miło Cię poznać, dużo o Tobie słyszałem od Obi Wan'a i nie tylko. Kenobi mogę Cię prosić na słówko?
- Tak pewnie, zaraz wracamy. - kiwnęłam na to głową i patrzyłam jak odchodzą na bok, dość blisko na moje szczęście. Po tych wszystkich latach wyrobił mi się słuch i bardzo dobrze słyszę z dużych odległości.
- Zamierzasz jej powiedzieć kim tak na prawdę jest czy wciąż będziemy ją okłamywać? Tamtym razem zostawiłem ją co widzisz nie opłaciło się nam, a raczej zrobiło gorzej, niż powinno, teraz na to nie pozwolę, nawet pomimo zakazu rady. Ona musi zostać...
- Ona nie może się z nim zobaczyć, będąc w świątyni nie unikniemy tego. I nie, to będzie zbyt duże ryzyko dla niej jak i dla nas.
- Przepraszam bardzo Mace, ale mój padawan znał ją i należy mu się to spotkanie.
- Nie ufam mu, zbyt dużo w nim agresji. Z resztą, nie teraz na to pora, chodźmy za nim się czegoś domyśli. - chwileczkę, o co w tym wszystkim chodzi? Kim jestem i z kim nie mogę się zobaczyć? Dlaczego wszędzie są te tajemnice, dlaczego nikt nie jest ze mną szczery? Dlaczego wszystko jest nie,tak, jak powinno?

The Pulse Of A LightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz