Rozdział 3

75 14 2
                                    

          Renata przewróciła się razem z mięciutką kołdrą na drugi bok i powoli otworzyła oczy. Uniosła lekko głowę i zerknęła na budzik - dziewiąta sześć. Rodzice już w pracy, na całe szczęście. Ktoś w ogóle chciałby rozmawiać ze swoimi rodzicielami po takim numerze, który wczoraj odstawili? Niech będzie, tata odstawił. 
          Dziewczyna usiadła na łóżku i sennym wzrokiem powiodła po pokoju. Przetarła oczy, podciągnęła lekko nosem i spuściła stopy na dywan. Wtem rozległo się ciche skrzypienie towarzyszące otwierającym się drzwiom. Zza framugi wyłoniła się głowa Andrzeja.
          - Nie umiesz pukać, pacanie? - warknęła do brata, na co ten, niewzruszony, wkroczył do pokoju.
          - Jak się trzymasz? - spytał z lekka obojętnie, opierając się o klamkę. 
          - Jako tako. A dlaczego pytasz, mogłabym wiedzieć? - Renata spojrzała na niego. 
          - Wczoraj się nieźle wkurzyłaś, więc pomyślałem sobie... 
          - Że...? - dziewczyna uniosła brwi. 
          - Po prostu chciałem się spytać, jak ci z tym. - Wzruszył ramionami. - Ja to pół biedy, ale ty - świeżo po maturze, pracy miałaś szukać, tyle ambitnych planów... 
          - Nie pomagasz. - uśmiech pełen ironii padł w stronę blondyna. Dziewczyna westchnęła. - Co jak co, ale tata wczoraj przesadził. 
          - Ty też. - odparował Andrzej, spoglądając z uniesionymi brwiami na siostrę. 
          - Wręcz przeciwnie! Dałam mu jasno do zrozumienia, że ten pomysł mi się nie podoba. - powiedziała, gniotąc w palcach róg poduszki - Zresztą, pełnoletnia jestem? Jestem. Jak zechcę, zostanę w Kanadzie. Sami sobie do tej wiochy jedźcie. - skwitowała.
          - A ja uważam, że to wcale nie jest takie do kitu. - Andrzej popatrzył na siostrę z dezaprobatą. - Bardzo chętnie zobaczę jak tam jest. 
          - Nasi rodzice chcą tam zamieszkać, braciszku, nie pojechać na urlop. Z myśleniem o tej porze to chyba u ciebie nie za dobrze? 
          Blondyn pokręcił głową. 
          - Masz, odreaguj - Andrzej rzucił w stronę siostry bordową smycz i uśmiechnął się wrednawo, gdy brunetka z morderczą miną złapała przedmiot. - Frytek już od godziny tuli dupkę pod drzwiami. 
          - Sam nie mogłeś z nim wyjść? - warknęła, gdy brat zabierał się już do wyjścia. 
          - Wyszedłem wczoraj wieczorem, teraz twoja kolej. Zresztą, przyda ci się trochę świeżego powietrza, to na stres. - uśmiechnął się ironiczne i pchnął drzwi. - Miłego spacerku! 
          - Idiota - mruknęła pod nosem - Ciekawe, co zrobisz, jak Frytek przez twoje lenistwo zesika się na dywan! - krzyknęła z irytacją w korytarzyk.

***

          Dziewczyna włóczyła nogami po błotnistej ścieżce. Patrzyła na przemian na swojego psa rozkopującego liście i na innych ludzi przechadzających się po parku. Chyba zaczęły ją dopadać małe, malusieńkie wyrzuty sumienia. Może rzeczywiście za późno ugryzła się wczoraj w język? Tylko jak miała im inaczej pokazać, że ich pomysł nie należy do najlepszych?  Kopnęła kamyk,  który potoczył się przed siebie. Pies z nagłym zainteresowaniem podbiegł do niego i zacisnął na nim swoje szczęki. 
          - Frytek, coś ty! Kamienie nie są do jedzenia, głupku - dziewczyna złapała brykającą, o złotej sierści istotę i uklękła przy niej, z zamiarem wydostania małej skałki z pyska zwierzaka. Ten nie chciał jednak współpracować. Po chwili walki ze szczękami Frytka kamień w końcu się wydostał, jednak cała dłoń Renaty pokryła się śliną.
          - Dzięki - mruknęła w stronę psa. 
          Dziewczyna strzepnęła kilka razy rękę, w celu pozbycia się lepkiej mazi, ale średnio jej to wyszło. Jak na nieszczęście, w jej kieszeni zawibrował telefon. 
          - Że ktoś zawsze znajdzie sobie odpowiednią porę...  - Z obrzydzeniem wytarła dłoń w poły beżowego płaszczyka, po czym wyjęła komórkę i przyłożyła ramieniem do ucha. 
          - Dzwoniłaś wczoraj, ale nie mogłam odebrać. Stało się coś? Czy po prostu idziemy w sobotę na zakupy? - w słuchawce odezwał się głos przyjaciółki. 
          - To pierwsze. Tym razem muszę ci coś powiedzieć i tak jak nigdy potrzebuję rady... I czekolady, nią też nie pogardzę.  - Renata zawołała Frytka i zapięła mu smycz do obroży.
          - Okej,  w takim razie proponuję naszą kawiarnię, za pół godziny. Pasuje ci? 
          Renata już maszerowała z psem w stronę domu. 
          - Tak,  powinnam się wyrobić. - odpowiedziała i uśmiechnęła się sama do siebie - Czy tam od niedawna nie pracuje ten chudy blondyn, o którym ostatnio wciąż paplasz? 
          W słuchawce zapadło chwilowe milczenie. 
          - To bardzo prawdopodobne. - Emma przyznała rozbawiona - Przynajmniej dostaniemy najlepsze czekolady na świecie!
          - Mam taką nadzieję - mruknęła Renia, przekraczając ulicę wraz z Frytkiem. - To do zobaczenia. - skończyła rozmowę i rzuciła telefon do kieszeni, przyspieszając kroku.

Wesołe Kanadyjki [zawieszone]Where stories live. Discover now