Rozdział 6

71 8 3
                                    

Kartonowe pudełka po brzegi wypełnione dosłownie wszystkim – od ubrań, kosmetyków i biżuterii, przez książki, kończąc na kubkach, sztućcach i talerzach – walały się po całym mieszkaniu, utrudniając tylko gruntowne pakowanie Wójcikom. Teraz, gdy większość mebli była wyniesiona, dom wydawał się o wiele większy. Cóż z tego, jak i tak jutro się stąd wyniesiemy? – powiedziałaby Renata, gdyby ktokolwiek spytałby ją o wrażenia związane z pustymi ścianami i gołą podłogą. W istocie, niezbyt przyjemnie jest patrzeć się na w tak opłakanym stanie miejsce, w którym się wychowało i przeżyło przeszło dziewiętnaście lat.

Dziewczyna spędzała właśnie ostatni wieczór w swoim pokoju – i wciąż to sobie powtarzała, wrzucając do kartonów książki z białych regałów, opróżniając ogromną szafę ze wszystkich ubrań i segregując biżuterię oraz wszystkie inne rzeczy, które do niej należały. Właściwie, gdy spoglądała na te wszystkie puste półki, czuła w sercu ogromny żal. Brak łóżka i biurka przyprawiały ją o mocny uścisk w gardle, a fakt, iż będzie spała dzisiaj w śpiworze na podłodze powodował efekt tak zwanych „mokrych oczu" – w wolnym rozumieniu gorzki płacz.

- Kochanie, opróżniłaś szafę i regały? – z dołu dobiegł zniecierpliwiony głos mamy – Musimy załadować ostatnią serię mebli, facet z furgonetką czeka już pod blokiem!

- Daj mi jeszcze dwie minuty! – krzyknęła donośnie, układając grube tomy encyklopedii na dnie kartonu. Rzuciła okiem po pokoju, dostrzegając worki z dokładnie posegregowaną garderobą – Jeszcze te cholerne ubrania do walizki – warknęła, ściągając ostatnią książkę z regału – zaraz oszaleję!

- Kochanie! – głos matki znowu się odezwał.

- Już! – ryknęła donośnie, odsuwając od siebie karton napakowany grubymi książkami. – Skończyłam!

Ledwie zdążyła wstać z klęczek i rozmasować kolana, a po schodach już wspinali się dwaj goście od noszenia mebli wraz mamą.

- Tutaj, panowie – kobieta uchyliła drzwi przed mężczyznami – Szafa i regały.

- Dobry wieczór – jeden z nich kiwnął głową w stronę Renaty niedbale, podchodząc do szafy i oceniając sytuację wzrokiem fachowca.

- Dobry – odpowiedziała równie obojętnie.

- No, droga pani. Trza będzie rozkręcać – oznajmił facet, stukając palcem w drzwi szafy – Za duża, nie zmieści się przez drzwi.

- To niemożliwe! – mama uniosła brwi – osiemnaście lat temu sama osobiście wnosiłam ją wraz z mężem i bez trudu ją przecisnęliśmy.

- Hm, Ben, daj no mi miarkę – zwrócił się kolegi, który wziął się już za odkręcanie białych półek. – sprawdzimy.

Mężczyzna podszedł do kolegi i podał mu czarny, okrągły kawałek plastiku.

- Złap no tu – facet numer jeden nakazał przytrzymać drugiemu żółtą taśmę przy ziemi, sam natomiast wyciągnął ją w górę, do samej krawędzi szafy. - Jak boga kocham, nie ma szansy przeleźć!

- Co jest, panowie? –nagle do pokoju wkroczył tata, zwracając na siebie wszystkie cztery spojrzenia.

- Obawiam się, że szafa jest do rozkręcenia – zwrócił się do ojca – Nie ma innego wyjścia.

- Naturalnie – odpowiedział tonem pod tytułem „Jakby to nie było oczywiste!" – A jak pan chciał?

- Zbyszek, przecież tę szafę wnosiliśmy, nic nie skręcałeś! – teraz odezwała się mama – Albo dopadła mnie skleroza. – dodała, dostrzegając powątpiewający wyraz twarzy męża.

Wesołe Kanadyjki [zawieszone]Where stories live. Discover now