Pociąg ruszył powoli i z każdą chwilą przyspieszał. Wraz z chłopakami rozmawialiśmy na temat tego jak wyobrażamy sobie Szkołę. Oczywiście najbardziej niesamowite wyobrażenia miał James.
- Słyszałem, że w podziemiach zamku są lochy, w których woźny zamyka nieposłusznych uczniów i wydłubuje im oczy, a później obcina języki. – Peter jęknął cicho wystraszony.
- James, – zacząłem – myślisz, że gdyby tak było Twoi rodzice mieliby na głowie takie Coś jak Ty? – chłopak zamyślił się.
- No, może trochę przesadziłem, ale w jeziorze na błoniach żyje olbrzymia 50 metrowa kałamarnica…
- I żywi się nieposłusznymi uczniami? – zapytałem ironicznie.
- Skąd to wiedziałeś?!
- O Merlinie, kto Ci naopowiadał tych głupot? – jeśli myślałem, że nie ma kogoś bardziej walniętego od Jamesa, to teraz zmieniłem zdanie. Ten, kto to wymyślał musiał być naprawdę stuknięty.
- Dziadek mi opowiadał – zaperzył się chłopak.
- Przecież mówiłeś, że jest mugolem – zdziwił się Peter.
- Bo to prawda, ale on słyszał to od… – ciemnowłosy nie skończył, bo do przedziału wbiegł jakiś chłopak. Dysząc ciężko wykrztusił:
- Schowajcie mnie, błagam. Zlitujcie się nad biedakiem! – patrzyliśmy na niego z niemałym zdziwieniem. Wskazałem palcem na półkę nad nami. Chłopak uśmiechnął się, rzucił szybkie „dzięki” i wygramolił się na miejsce, które mu pokazałem. Szybko wyciągnąłem z torby swoją szkolną szatę i przykryłem zbiega. Ledwie usiadłem, kiedy do przedziału wpadło kilku chłopaków.
- Gdzie on jest?! – krzyknął najwyższy z nich o niemal białych włosach, długich i upiętych z tyłu w kucyk. Jego niebieskie oczy miały szalony wyraz i wydawały się tak niesamowicie puste. Mimo wszystko wyprostowana sylwetka, delikatne ruchy i głos, który nie tracił dostojnego, rozkazującego tonu wskazywały na to, że chłopak pochodził ze szlacheckiej rodziny.
- Kogo Ty znowu szukasz, Lucjuszu? – zapytał blondyna James.
- Czy ja zawsze muszę mieć takie szczęście? – głos młodego panicza brzmiał ironicznie.
- Oj, Lucjuszu. Przecież jesteśmy kuzynami…
- Zamknij się, Potter! Nie znam Cię! – Lucjusz najwyraźniej zdenerwował się, gdy James podkreślił, co ich łączy.
- Typowy Malfoy – rzucił ciemnowłosy – Co byś powiedział gdybym i ja założył szaty Slytherinu?
- Nie drażnij mnie, Potter! – Lucjusz miał na sobie czarną togę ze znakiem węża na piersi i zielono – srebrny krawat.
- Spokojnie, Lu, lepiej się już zmywajmy. Tego robala tu nie ma – przemówił chłopiec niewiele niższy od blondyna, kładąc dłoń na jego ramieniu. Dopiero teraz zwróciłem na niego uwagę. Miał kruczoczarne włosy do ramion i lśniące szare oczy. Przypominały mi księżyc o chłodnym nocnym blasku, którego tak się bałem. Jego wzrok wydawał się mrozić wszystko wokół, a jednak był w nim jakiś blask, który sprawił, że zadrżałem. Młodzieniec był piękny. Mogłem być pewien, iż jest w moim wieku, ale ten poważny wyraz twarzy w połączeniu z dziecięcymi dodawał mu około dwóch lat. Wpatrywałem się w niego niczym zahipnotyzowany. Nagle chłodne spojrzenie zatrzymało się na mnie. Śledziło uważnie każdy mój ruch. Przez chwilę obawiałem się, że wie, kim jestem.
- Lucjuszu, przecież nie będziemy tu sterczeć wśród tych bab – rzucił spoglądając wymownie w moją stronę. Rzeczywiście wyglądałem lekko kobieco, jednak to była przesada. Moje rysy były nadzwyczajnie delikatne, wielkie złote oczy dodawały mi naiwnego wyglądu dziecka, a długie ciemne – blond włosy potrafiły zmylić. Jednak nie do końca przypominałem niewiastę. Blondyn spojrzał na nas ze wściekłością i wyszedł. Musiałem przyznać, iż nie jedna modelka pozazdrościłaby mu płynności ruchów i gracji. Gdy tylko napastnicy zniknęli mały uciekinier zeskoczył z półki i oddając mi szatę uklęknął całując moją dłoń.
- Dzięki Ci… – zawahał się – Panie. Uratowałeś moje nędzne życie. Jestem Twoim dłużnikiem. Zaczerwieniłem się lekko speszony.
- Może nam powiesz, za co goniła Cię ta banda, co? – odezwał się James. Chłopak zaśmiał się wstając i rzucił:
- Chciałbyś wiedzieć, ale to tajemnica – mówiąc to przyłożył delikatnie palec wskazujący do ust. Młodzian miał jasne włosy średniej długości zaczesane do tyłu. Mogło się wydawać, iż to nie jest jego naturalny kolor, ale pasemka w najróżniejszych odcieniach blondu. Gdzie niegdzie powpinane były kolorowe koraliki. Jasno zielone oczy niemal raziły, gdy się w nie wpatrywało, a masa kolczyków w uszach nadawała chłopakowi zadziornego wyglądu.
- Tak przy okazji, skoro już na was wpadłem, to jestem Andrew Sheva – zarówno mi jak i chłopakom usta opadły na dół.
- Ten… Sheva? – wybąkał Peter.
- Zależy, co rozumiesz poprzez określenie ‘ten’ – chłopak bawił się znakomicie udając zdezorientowanego.
- Twój ojciec jest…
- Tak, mój ojciec jest napastnikiem w drużynie Trzech Sokołów i zarazem najlepszym Szamanem na świecie – przerwał blondynkowi Andrew. – No, to przynajmniej wiem, że interesujecie się quidditchem, ale poznam dziś wasze imiona, czy nie bardzo? – Andrew Sheva, syn sławnego gracza legendarnej drużyny quidditcha, która była niepokonana już od lat. Nie mogłem w to uwierzyć.
- Po… Potter… James – ledwie wykrztusił ciemnowłosy – A to są Peter Pettigrew i Remus Lupin.
- Możecie zamknąć usta? – rzucił beztrosko, Andrew. – A i mówcie mi po prostu Sheva. Posiedzę tu z wami dopóki tamci nie dadzą sobie spokoju. – James słysząc to przeszedł bez ostrzeżenia do ataku. Wypytywał chłopaka o wszystko, nawet o zarobki jego ojca i numer buta. Ja i Peter nie musieliśmy mówić zupełnie nic. Sheva najwyraźniej nudził się nieubłaganie, bo po pół godzinnym wywiadzie ziewnął i przeciągnął się leniwie.
- Ja już sobie pójdę… – rzucił i uchylił ostrożnie drzwi przedziału. Wystawił głowę na zewnątrz rozglądając się uważnie. Popatrzyłem na Jamesa. Jego oczy utkwione były nieruchomo w jednym miejscu. Z ciekawości sprawdziłem, co chłopak tak uważnie ogląda. Jakież było moje zdziwienie, gdy odkryłem, iż obiektem tego zamyślonego spojrzenia są pośladki Andrew. Szturchnąłem Pottera w bok, a ten otrząsnął się z letargu. Popatrzyłem na niego ze współczuciem. Gdy młody Szaman wyszedł unosząc dłoń na pożegnanie okularnik westchnął, ale widząc moją minę zaczął się tłumaczyć.
- Ej, no, co?! Dość, że to syn samego Nathaniela Shevy to jeszcze właściciel najlepszego tyłka w tym pociągu. – jego szczerość mnie rozbrajała.
- Czy Ty jesteś… no wiesz? – zapytał niejasno Peter.
- No, co Ty! Ale swoje odchyły czasami mam. – odparł ciemnowłosy jak gdyby nigdy nic. Pokręciłem głową w geście rezygnacji. Ja to potrafię dobierać sobie przyjaciół, ale musiałem przyznać rację Jamesowi. Andrew prezentował się całkiem nieźle. Moje myśli przeraziły mnie samego. Czy ja oby na pewno jestem normalny? Zwalę to na moje wilcze geny, bo przecież nie gustuję w chłopcach… raczej…
CZYTASZ
Remus Lupin diary yaoi
FanfictionZgoda na opublikowanie opowiadania tutaj - jest. Zapraszam do czytania. Opowiadanie znajduje się na bloggerze pod tym samym tytułem.