Klub.

8.1K 410 18
                                    




- Liliana do cholery jasnej, rusz się i chodź mi pomóc!

Powoli otworzyłam oczy, czego za chwilę pożałowałam. W moim pokoju było bardzo jasno od promieni słonecznych, wpadających do środka z trzech okien dachowych. Wciąż czekałam, aż w końcu moim rodzice się nade mną zlitują i kupią te przeklęte rolety.

- To ostatnie ostrzeżenie i wejdę na górę,brutalnie ściągając cię z łóżka! -po raz kolejny odezwała się moja mama.

- Nie masz nade mną litości zła kobieto! - odkrzyknęłam mojej mamie, uśmiechając się przy tym.

Kochałam ją najbardziej na świecie. Różnica wiekowa między nami to zaledwie 20 lat. W wielu sprawach mnie rozumiała i wspierała. W przeciwieństwie do ojca. Lubił alkohol i przypominanie nam, że to on rządzi w tym domu. Każdy dzień bez widoku jego twarzy był dobrym dniem. Nie pił codziennie. Były to raczej okresy dwóch, trzech tygodni, rzadziej miesiąca. Wolałam wtedy spędzać jak najmniej czasu w domu.

- Myślisz, że sama będę sprzątać, a Ty będziesz się wylegiwać do 12? - spytała mama, wychylając się zza progu i jednoczenie wyrywając mnie z zamyśleń. Wzdrygnęłam się, na co ona się zaśmiała - Spokojnie, nie pogryzę cię, chyba że dalej będziesz tak bezczynnie leżeć.

Podniosła poduszkę i wycelowała nią prosto we mnie.

-Hej! Teraz to już na pewno ci nie pomogę - udałam obrażoną i poszłam pod prysznic.

Była sobota, więc standardowo spałam do południa. Założyłam dresy i luźną koszulkę po tym, jak wyszłam z łazienki. Wzięłam się za sprzątanie swojego pokoju. Uwinęłam się zadziwiająco szybko. Zeszłam na dół, gdzie moja rodzicielka w dresach śpiewała wniebogłosy "życie to są chwile chwile, tak ulotne, jak motyle". Gdy mnie zobaczyła szeroko się uśmiechnęła i rozgłosiła telewizor. Wiedziała, że nienawidzę disco - polo. Z grymasem niezadowolenia na twarzy ruszyłam do kuchni. Minęłam jadalnie, gdzie zauważyłam tatę jedzącego śniadanie. Zrobiłam jajecznicę, szybko zjadłam i jeszcze szybciej wzięłam się za sprzątanie kuchni. Chciałam już gdzieś wyjść, była sobota i to cholerne słońce tylko zachęcało mnie do zaczerpnięcia świeżego powietrza. Dwie godziny później uwinęłam się ze wszystkimi obowiązkami. Ruszyłam na górę, przebrałam się i umalowałam. Zbiegając po schodach potknęłam się i upadłam z wielkim hukiem. Usłyszałam śmiech mojego młodszego brata. Podniosłam się i popatrzyłam na to nieudane dziecko.

- Aż tak cię to śmieszy, że mogłam sobie coś zrobić? - spytałam się patrząc na niego spode łba.

- Kretynka - odpowiedział i ruszył z powrotem do swojego pokoju.

- Trochę szacunku do starszej siostry, tumanie! - krzyknęłam i wyszłam z domu.

Nie wiedziałam w sumie dokąd chcę iść. Pierwszym punktem był na pewno sklep, w którym musiałam kupić papierosy. Weszłam do pierwszego lepszego monopolowego i zauważyłam tam tego chłopaka, którego poznałam w pierwszych dniach szkoły. Nie wiedziałam jak zagadać, więc po prostu ruszyłam do kasy i kupiłam to co chciałam. Oczywiście kasjerka nie zapytała mnie o dowód. Mimo że nie miałam 18 lat, wyglądałam na starszą. Wzięłam paczkę i wyszłam. Usłyszałam jak ktoś woła moje imię. Odwróciłam się i zobaczyłam nikogo innego, jak Natana.

- Dokąd się tak spieszysz? - zapytał.

- Nakarmić raka, drogi kolego - uśmiechnęłam się do niego życzliwie.

Roześmiał się i zaproponował mi towarzystwo. Zgodziłam się, więc poszliśmy w stronę parku.

- Masz jakieś plany na dziś?

To chyba nie przyjaźń.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz