To nie sprawi różnicy - blanccca

289 29 0
                                    


Siedziałam na krześle w miętowym korytarzu i od czasu do czasu postukiwałam butem o podłogę. Starsza kobieta naprzeciwko zgromiła mnie wzrokiem, gdy obcas po raz kolejny zastukał o płytki, które były w tym samym obrzydliwym kolorze co ściany. Kto w ogóle był odpowiedzialny za wybór tej paskudnej farby? Zielony uspokajał, ale tylko gdy była to zieleń młodych listków, pełna życia, a nie szara, jakby obumarła.

But znowu zakołysał się na mojej nodze, a ja zignorowałam mordercze spojrzenie staruszki. Co mi mogła zrobić? Zabić wzrokiem? Uśmiechnęłam się dyskretnie.

- Pani Iwaniak?

Na dźwięk mojego nazwiska spięłam się lekko i szybko wstałam z krzesła. Stopa z plaskiem wylądowała w obcasie, a ja skierowałam się do gabinetu. Zrobiło mi się bardzo gorąco, a przecież nie boję się lekarzy, prawda? Mam trzydzieści siedem lat, a to stanowczo za dużo na takie lęki. Mimo to ręce mi drżały, gdy opierałam je o biurko. Spokojnie, oddychaj... Siląc się na spokój, patrzyłam jak lekarz wyszukuje z kilku leżących na biurku kart moją i otwiera ją. Z jego ust wydobyło się westchnięcie, a po chwili spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. Wiedziałam, co to oznacza. Wcześniej zaprzeczałam, ale chyba podświadomie wiedziałam to już odkąd po raz pierwszy poszłam na badania.

- Przykro mi, ale nie ma zbyt dobrych rokowań. Za późno się pani do nas zgłosiła, a nowotwór dosłownie przeżarł pani organizm. Jeśli rozpocznie pani leczenie teraz...

- To co? – przerywam mu. – Umrę pół roku później, a dzieci zapamiętają mnie jako bladą, wyczerpaną kobietę ze szpitalnego łóżka.

- Proszę nie tracić nadziei, przecież ma pani dla kogo żyć.

Westchnęłam ciężko, jednak nie przerwałam mu. Lekarz był znajomym jeszcze ze szkoły średniej i właśnie dlatego go wybrałam – mogłam mieć do niego zaufanie i wiedzieć, że mnie nie okłamie; on nigdy nie kłamał.

- Masz dwunastoletniego syna i ośmioletnią córkę. Dla nich to pół roku będzie bardzo cenne, muszą się przygotować na pożegnanie pani.

- Nie musisz mnie tak tytułować – uśmiechnęłam się lekko, celowo ignorując to, co powiedział.

Lekarz pochylił się nad biurkiem, a jego plakietka uderzyła o blat.

- Alicja, nie rób głupot. A co powie twój mąż?

Wzruszyłam ramionami i nagle bez ostrzeżenia z oczu zaczęły mi lecieć łzy. Lekarz wstał zza biurka i po prostu mnie objął. Zrobił to, bo jestem jego dawną znajomą, czy bo każdego tak traktuje w takiej chwili?

- Ile mi zostało?

- Parę miesięcy.

Pociągnęłam nosem i starałam się otrzeć ciągle napływające łzy.

- To wystarczy. Chcę, żeby dzieci i mąż zapamiętali mnie jako szczęśliwą osobę, która ma uśmiech na twarzy bez względu na wszystko. Nie chcę, by patrzyli na mnie z żalem – wyznałam. – To byłoby straszne, gdyby jeszcze za życia traktowali mnie jak umarłą. Dlatego nic im nie powiem, to będzie nasz sekret. – Spojrzałam na niego spod wytuszowanych rzęs, na których już niewiele tuszu zostało. Większość pewnie znajdowała się pod oczami.

Odetchnęłam głębiej. Nie mogę mieć na twarzy śladów płaczu – w końcu oficjalnie jestem na herbacie u koleżanki, więc jaki mogłabym mieć powód do płaczu?

- Nie dasz rady tego trzymać w sekrecie. Prędzej czy później zauważą, że coś jest nie tak.

- Później. Zauważą to później, postaram się o to. – Bez pytania sięgnęłam po chusteczkę z pudełka na biurku i wyjęłam z torebki puderniczkę z lusterkiem, po czym zaczęłam usuwać ślady złych wieści. – Przez całe życie miałam wiele sekretów i każdego dotrzymałam. Jedna tajemnica więcej nie sprawi mi różnicy. – Zatrzasnęłam lusterko i wstałam z krzesła. – Dziękuję, że byłeś ze mną szczery.

Pewnie gdy wychodziłam nogi mi się trzęsły, nie mogąc złapać równowagi na śmiesznych, kaczeńcowych szpilkach, a spódnica w maki plątała się między nogami, jednak nie przejmowałam się tym. Dlaczego niewygodne buty i falbaniasta spódnica miałyby mnie irytować, skoro zostało mi tylko parę miesięcy życia? Po co tracić czas na złość, skoro jest go tak mało?

- Do widzenia – powiedziałam serdecznie do kobiety, którą wcześniej tak irytował mój obcas.

Również się do mnie uśmiechnęła, jednak uśmiech nie objął oczu. W oczach był smutek.

Nauka Kreatywności [tom 2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz