Pół godziny później ogromna czerwona parowa maszyna zatrzymywała się powoli na wszystkim bardzo dobrze znanej stacji w Hogsmeade. Tam na uczniów, zwłaszcza tych, którzy dopiero zaczynali swoją edukację, czekał półolbrzym Rubeus Hagrid. Ubrany w swój nieśmiertelny, prawie wyżarty przez mole płaszcz, uśmiechał się przyjaźnie, machając swoją ogromną dłonią. W drugiej zaś trzymał bardzo dobrze znany starszym uczniom lampion, który swoją ciepłą poświatą oświetlał chodnik zarówno, jak i schodki parowca.
Hermiona razem z Ronem i jego młodszą siostrą Ginny podążali w stronę wyjścia. Raz po raz rozglądała się po przedziałach w poszukiwaniu swojego przyjaciela Harry'ego. Nie widziała go od chwili, gdy wyszedł się przejść. Bardzo się o niego bała. Byli sobie bliscy, dlatego miała nadzieję, że jeśli go nie znajdzie w pociągu, to zauważy go gdzieś na zewnątrz i wyjaśni ich niedokończoną sprzeczkę.
— Nie martw się, Hermiono, jestem pewien, że Harry zdążył już wyjść z pociągu — powiedział Ronald, uśmiechając się pokrzepiająco. — Chodźmy już, jestem głodny.
Dziewczyna przewróciła oczami, na co Ginny zachichotała.
— A ty jak zwykle myślisz o jedzeniu! Co jeśli mu się coś stało? — Młoda Gryfonka zagryzła nerwowo dolną wargę.
— Przesadzasz. — Chłopak machnął ręką. — Pewnie siedzi już w jednym z powozów, a ty się tylko niepotrzebnie zamartwiasz.
Hermiona westchnęła cicho, kiwając lekko głową.
— Dobrze, już dobrze. Może rzeczywiście masz rację.
Ronald uśmiechnął się tryumfująco, po czym wyszedł z pociągu. Dziewczyny poszły tuż za nim, pomagając sobie nawzajem z bagażem. Gryfon udając, że nie widzi ich trudu, poszedł zająć jeden z ostatnich powozów. Po drodze pomachał jeszcze Hagridowi, który pomagał ostatniej trójce uczniów wejść do łódki.
_______________
W drugim powozie, znajdującym się paręnaście metrów od trójki Gryfonów, siedział Draco wraz ze swoim przyjacielem. Towarzyszyła im Pansy Parkinson, czytająca najnowszy numer Żonglera. Była najlepszą przyjaciółką Ślizgonów. Znała ich od dziecka, kiedy to na jednym z rodzinnych bankietów poszła przespacerować się po ogrodzie jednego z nich. Niespodziewanie została zaatakowana wodą, spadającą na jej pięknie ułożone włosy. Kiedy odkryła, kto za tym stał, z różdżką tryskającą porządnymi iskrami zaczęła ganiać dwójkę dowcipnisiów w labiryncie. W pewnej chwili straciła orientację i zaczęła głośno płakać. Wtedy obaj chłopcy, ubrani w eleganckie wyjściowe szaty, wyszli z ukrycia i zaczęli ją uspokajać, twierdząc, że nie chcieli zrobić jej krzywdy. By zakończyć mały spór, obiecali jej, że wydostaną ją z ciemnego zakątka. Przez resztę wieczoru zdążyli wiele się o sobie dowiedzieć.
Ślizgonka była ładną dziewczyną o niecodziennej urodzie. Od niepamiętnych czasów miała bardzo bladą skórę, która idealnie komponowała się z ciemnymi, niemalże czarnymi włosami. Od dobrych paru lat były bardzo długie. Nie pozwalała nikomu ich dotykać. Zaufaniem w tej kwestii obdarzała jedynie swoją przyjaciółkę Astorię Greengrass, która z ochotą eksperymentowała z jej puklami, upinając je w najróżniejsze piękne i niecodzienne fryzury.
Jednym z głównych atutów dziewczyny były jej usta, pełne, malowane często ciemną szminką. Oczy Ślizgonki od urodzenia nieokreślone, często pod kątem światła zmieniały swoją barwę.
Pansy była młodą kobietą, średniego wzrostu, lubiącą nosić buty, najczęściej botki, na grubym obcasie. Przy swoich przyjaciołach była malutką istotą, ginącą w ich cieniu. Chłopcy zazwyczaj droczyli się z nią pod tym względem.
YOU ARE READING
Miłość to magia... | And after all You're my wonderwall
FanfictionWojna to ostrzeżenie dla ludzi. Dobrych jak i złych. To jest moment by żyć jak i umierać. By kłamać oraz mówić szczerą prawdę. By zdać sobie sprawę z wagi miłości jak i nienawiści. Ale co najważniejsze... to jest pora... By walczyć.