Ciemność otaczała go ze wszystkich stron, wprawiając w zdezorientowanie. Jedynie nikłe światło padało z niepełnego księżyca, dzięki czemu mógł dostrzec zarysy miejsca, w którym się znajdował.
Rozejrzał się, mrużąc oczy. Nie przypominał sobie, by kiedykolwiek tutaj był. Wszędzie były przeróżnej wielkości nagrobki. Niektóre z nich aż za dobrze odczuły przemijający czas, zapadając się powoli w ziemię. Z chwilą gdy zrozumiał, że musi znajdować się na jednym z cmentarzy, nabrał powietrza w płuca. Wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki różdżkę, która pod wpływem wypowiedzenia zaklęcia, zaczęła powoli sączyć jasne światło.
Miejsce to było zapuszczone, zarośnięte trawą. Znajdowało się na średnim wzgórzu, sięgając bliżej nieba, jakby dusze wszystkich zmarłych miały mieć krótszą drogę do gwiazd. Na wprost spiczastego ogrodzenia widniał stary dom z rozpadającymi się wokół niego murami. Przyglądając mu się miał wrażenie, że jakaś postać majaczyła za oknami.
Wzdrygnął się, gdy nagle czarna sowa dała o sobie znać, wzlatując w powietrze. Przez chwilę obserwował, jak nocny ptak krąży wśród mogił. Wyczuł, że zwierzę chciało mu coś przekazać. Zafascynowany zaczął za nią podążać, uważając na miejsca spoczynku innych ludzi. Gdy wreszcie zbliżył się do niej na tyle, by ujrzeć jej wielkie srebrne oczy, przystanął. Puchacz z zawrotną prędkością skierował swe skrzydła w jego stronę. Mężczyzna zaczął cofać się gwałtownie, nie pamiętając, by uważać na groby. Upadł, przytrzymując się w ostatniej chwili czegoś, co w pierwszej chwili przypominało mu słup. Sowa zahukała, mijając o cal jego głowę, by zatrzymać się na płycie o niewyraźnych napisach.
Chłopak odetchnął lekko. Odwrócił głowę chcąc przyjrzeć się z bliska pomnikowi, który uratował go od niechybnego upadku na ziemię. Postać przypominała budzącego grozę ducha, który krył pod kapturem zzieleniałą czaszkę. W kościstej dłoni, jak się okazało, dzierżyła kosę gotową do ataku. Drugą kończyną górną, bo inaczej nie mógł tego nazwać, opierała się o tablicę, na której siedział ptak. Czarodziej podniósł swoją różdżkę, by za pomocą światła odczytać rozmazane litery. Zwierzę spojrzało na niego z zainteresowaniem, pohukując cichutko.
Na nagrobku widniały trzy nazwiska. Kiedy tylko odczytał pierwsze, zamarł. Spojrzał z przestrachem na sowę, która skrzydłem wskazała mu te trzecie. Układały się w napis „Tom Marvolo Riddle".
— Widzę, że znalazłeś miejsce mojego spoczynku, Draco. — Przerażająco cichy głos rozniósł się za jego plecami. Cofnął się gwałtownie o parę kroków. Ptak, który mu dotychczas towarzyszył, szybko wzbił się w powietrze, mknąc ku rozpadającej się posiadłości.
Potężny czarnoksiężnik przybliżał się do niego powoli, trzymając sztywno w lewej dłoni różdżkę. Z paskudnej twarzy, przypominającej głowę węża, nie znikał pełen zainteresowania grymas.
Młody czarodziej przełknął cicho ślinę. Miał wrażenie, że jej dźwięk rozniósł się jeszcze głośniej niżby sobie tego życzył.
— Cieszę się, że zaszczyciłeś nas swoją obecnością. — Tom odwrócił się, pokazując gestem dłoni postacie w maskach, wynurzające się zza nagrobków i drzew.
W pierwszej chwili poczuł narastający strach. Miał wrażenie, że całe to spotkanie to tanie przedstawienie, rozgrywające się w jakimś obskurnym teatrze. Wziął głęboki wdech, próbując się uspokoić. Mógłby zrobić wszystko, byleby nie spanikować na oczach tego człowieka, dając mu przy tym chorą satysfakcję.
— Ja również, aczkolwiek nie wiem, czemu zostałem wezwany — odpowiedział, dziwiąc się w duchu za tak szybkie opanowanie zmysłów.
Starszy mężczyzna zaśmiał się złowieszczo. Szybkim ruchem różdżki pozbawił swoich pobratymców srebrzystych masek, ukazując ich tożsamość. Draco wśród nich nie musiał zauważać swojego ojca. Z chwilą, gdy tylko dostrzegł zbliżających się ludzi, jego dobry wzrok szybko wychwycił długie, jasnoblond włosy. Obok niego stała jego matka, mająca w oczach łzy i strach. Chłopak zdziwił się widząc ją, co nie umknęło uwadze jego rozmówcy.
YOU ARE READING
Miłość to magia... | And after all You're my wonderwall
Hayran KurguWojna to ostrzeżenie dla ludzi. Dobrych jak i złych. To jest moment by żyć jak i umierać. By kłamać oraz mówić szczerą prawdę. By zdać sobie sprawę z wagi miłości jak i nienawiści. Ale co najważniejsze... to jest pora... By walczyć.