Tobias delikatnie uchylił drewniane drzwi i wszedł do mojego pokoju. Odsłonił rolety, wpuszczając dzienne światło do sypialni.Zareagowałam tylko mruknięciem i grymasem na twarzy. Mężczyzna zbliżył się do mojego łóżka i ostrożnie usiadł na jego skraju. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Chciałam być sama, najchętniej przespałabym cały tydzień w łóżku, które teraz uważałam za mojego najlepszego przyjaciela. Straciłam Sebastiana, więc w sumie tylko ono mi zostało.
Tobias położył mi rękę na ramieniu. Podniosłam głowę i zwróciłam w jego kierunku zapłakane oczy.
- Rosie nie możesz tu wiecznie leżeć. Wiem, że to dla ciebie trudne, uwierz dla mnie też, ale musimy jechać. Twoja mama już jest na miejscu.
- Zostaw mnie. Czy ja wyglądam ci na kogoś, kto ma zamiar się stąd ruszyć?! Nie, nie mam. Idź sobie.
- Musisz podpisać dokumenty, policja nie będzie czekać wiecznie. Świat się nie skończył, musisz wziąć się w garść. - przytulił mnie.
- Nie skończył?! Twój to może i nie, ale ja mam uczucia i mój się skończył. - wyswobodziłam się z jego uścisku. - Wynoś się! Słyszysz?! Daj mi spokój skurwysynu! Nienawidzę cię! Nienawidzę was wszystkich! Rozumiesz?! Nienawidzę cię! - wykrzyczałam, po czym cała zapłakana wybiegłam z pokoju i zamknęłam się w łazience.
To wszystko mnie przerasta. Kolejna osoba w moim życiu mnie opuszcza, odchodzi w najmniej odpowiednim momencie. Zostawia po sobie pustkę, której szybko, jeżeli w ogóle kiedykolwiek, nie zapełnię niczym ani nikim.
- Rosie... - usłyszałam cichy głos ojczyma, stojącego pod drzwiami.
- Zostaw mnie, chcę być sama, przepraszam.
***
Właśnie podjeżdżaliśmy na miejsce wypadku czarnym mercedesem Tobiasa. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to zmasakrowany samochód mojego brata, znajdujący się na uboczu drogi. Był kompletnym wrakiem. Wzrokiem odnalazłam mamę i podeszłam do niej, aby się przytulić. Kobieta objęła mnie ramieniem i pocałowała w głowę. Było widać, że jest roztrzęsiona i powstrzymuje łzy, ale mimo wszystko starała się udawać twardą i opanowaną. Średnio jej to wychodziło, szczerze mówiąc.
- Wszystko się jakoś ułoży skarbie. - szepnęła. 'Nie mamo, nic się nie ułoży.'
Podszedł do nas policjant. Wysoki brunet w średnim wieku.
- Witam. Sierżant Schmidt, miło mi. - przedstawił się. - Pani jest siostrą? - zwrócił się do mnie.
- Mhm.
- Rosalie Wagner, tak?
- Zgadza się, to ja.
- Zatem proszę ze mną.
Odeszłam z mężczyzną do radiowozu, aby podpisać wszystkie niezbędne dokumenty. Siedząc w samochodzie zauważyłam odjeżdżający czarny karawan z ciałem mojego brata w środku. Wtedy przypomniałam sobie jego ostatnie słowa wypowiedziane do mnie „żegnam księżniczko". Jakby wiedział, że już więcej się nie zobaczymy. Rozpłakałam się.
***
Telefony się urywały. Mama ciągle dostawała sms-y z kondolencjami. Duża część rodziny postanowiła przyjechać na pogrzeb. Po ciotkę Amandę Tobias już nawet wyjechał na lotnisko. Moja rodzicielka uzgadniała jeszcze ostanie opłaty za pomnik i grabarza. Każdy potrafił się czymś zająć nie myśleć o tym co się wydarzyło, nie przeżywać tego tak bardzo. Każdy, tylko nie ja. Drugi dzień, nie licząc wczorajszego wyjazdu na miejsce wypadku, nie wychodziłam z pokoju, a jeśli już zdecydowałam się to zrobić to zabierałam tylko kubek herbaty z kuchni i wracałam. Mój stan, zarówno psychiczny jak i fizyczny, pozostawiał wiele do życzenia. Byłam wrakiem człowieka. Totalnym wrakiem.
***
Przekroczyłam próg domu. Poczułam pustkę. Błądziłam wzrokiem po twarzach członków rodziny. Rysował się na nich co prawda smutek, ale nikt już nie płakał. Chyba wszyscy wykorzystali zapas łez podczas przemowy na cmentarzu lub ,jak ja, przez dwa wcześniejsze dni.
Sięgnęłam do kieszeni czarnego płaszcza i wyciągnęłam poskładaną kartkę.Spojrzałam na ostatnie zdania na niej zapisane. „jak zwykle najbliższe nam osoby opuszczają nas w najmniej odpowiednim momencie. Każdy z tu obecnych chciałby, niewątpliwie, cofnąć czas i mieć cię znowu przy sobie. Żegnamy dziś cudownego przyjaciela, wzorowego brata oraz kochającego syna. Spoczywaj w pokoju Sebastianie. Będzie nam ciebie brakowało."