rozdział 3

50 3 0
                                    

Ten rozdział dedykuję LunaTheProxy.

Mam nadzieję, że cię się spodoba :3
____________________________________

Rano, otworzyłam oczy. Zobaczyłam, że w pokoju jest również lekarz. Podszedł do mnie i złapał lekko moją rękę. Cicho syknęłam, bo ta rana bolała bardziej.

-Chcę tylko zmienić opatrunek, Josh'owi już zmieniłem, czas na panią.

-Niech pan mi poprostu mówi Max, nie lubię jak ktoś się zwraca do mnie Pani...- powiedziałam siadając na łóżku.

-Dobrze, Max.

-Gdzie Josh?- zauważyłam, że nie ma go w pokoju.

-Czeka przed pokojem, mam go zawołać jak skończę

-Ah, no dobrze- zdejmował z mojej ręki stertę bandarzy. Kiedy dotarł do szwów, zaczął je dotykać. Przejechał palcem po ranie, co mnie zabolało. Syknęłam z bólu i zabrałam rękę.

-Może iść już pani do domu, wszystko w normie. Pani skóra regeneruje się dość szybko.- powiedział

-A Josh, kiedy wyjdzie?

-Za kilka dni- lekko się uśmiechnął i opuścił pokój. Ja wyszłam za nim.

-O, cześć Max- usłyszałam za sobą

Nie odwróciłam się. Poprostu stałam i wsłuchiwałam się w mało znajomy głos.

-Max?- tym razem był to Josh. Złapał mnie lekko za dłoń i spojrzał w oczy- wszystko dobrze? Twój tata tu jest, rozmawia z lekarzem.

-Tak, wszystko jest okej, tacie powiedz, że idę do domu i niech po drodze mnie zgarnie-popatrzyłam na jego dłoń a potem spojrzałam mu w oczy. Pocałowałam go w policzek i lekko się uśmiechnęłam. Puścił moją dłoń zaskoczony. Zaczęłam iść w stronę drzwi. Usłyszałam za sobą głosy.

-Ej stary, nieźle. Max cię pocałowała- właśnie ten głos był mi prawie nie znany. Ale należał do mężczyzny.

-To co z tego- powiedział Josh- niedawno mnie pobiła, a między nami nic nie ma- ciekawe czy celowo to powiedział. Mimo to już stalam przy drzwiach wyjściowych. Otworzyłam je i szybko wyszłam. Szłam wolno i rozmyślałam, czy jestem dość okrutna, bo to co mówił Josh, dało mi do myślenia. Zmienię się, zdobędę przyjaciół. Znajdę sobię chłopaka, jak chciała kiedyś matka i założę rodzinę. O ile ktoś mnie zechce. Josh się nie liczy, to kolega.

Szłam wolno bokiem przy szosie prowadzącej do lasu. Skręciłam w lewo na dróżkę, którą otaczała z dwóch stron zielona gęstwina. Pognałam przed siebie. Kiedy byłam już na końcu, wbiegłam na rozległą polanę. To dobre miejsce na wyciszenie. Bywałam tu kiedy byłam młodsza, a teraz jestem tu coraz rzadziej. Ku mojemu zdziwieniu nie byłam sama na tej polanie. Była tam dwie dziewczyny. Blondynka i brunetka. Ubrane były w czarne dżinsy i niebieskie podkoszulki. Stały kilkanaście metrów przede mną i rozmawiały o przemianie w wilka.

-Trzeba się umieć skupić by się zmienić w dorosłego wilka- powiedziała brunetka

-ciii... Ona- spojrzały się na mnie. Stałam w bezruchu i przyglądałam się im. W pewnym momencie nastała cisza. Ogromna cisza. Sekundy stały się godzinami a ona latami. Podeszły do mnie. Były lekko zdenerwowane, że tu jestem. Widziałam to po ich twarzach.

-Nie wiesz, że cenimy w lesie prywatność?- powiedziała brunetka z lekkim uśmiechem.

-To moja polana, jest oznaczona - powiedziałam- a z tego co widzę wilkołaki przestrzegają naturalnych zasad, prawda?

Tajemnica MaxOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz