Rozdział 4

43 2 0
                                    

Następnego dnia, od rana tata chodził zdenerwowany. Nie rozmawiał ze mną. Po wspólnym śniadaniu, jak zawsze pojechał do pracy, a mama poszła pracować do pobliskiego sklepu AGD. Rozkłada towary na półkach. Jednak zanim pojechała zostawiła dla mnie wiadomość na kartce.

,,Niedługo przyjedzie tu Vanessa. Daj jej pokój obok twojego, żeby w razie czego miała ciebie obok siebie. Ale bądź dla niej miła i uczynna. Wrócę o tej co zawsze, 18:35, ale mogę wrócić późno. Po północy jedziemy z tatą, więc zostajesz sama z kuzynką. Max, tylko bez imprez, i bez zapraszania znajomych. Jesteś odpowiedzialna za dom i księżniczkę Dakaru. Przed tobą dwa miesiące wolnego, przez co będziesz miała długie wakacje. A nauczycielelom mówiłam, że masz karę, ale tak między nami, jak byłam w twoim wieku, bałam się nowych znajomości. W naszej sypialni przt oknie, w pudełku jest numer do Mai, zadzwoń do niej zaproś. Przeproś ode mnie i powiedz, że żyję. Bardzo za nią tęsknię. Pamiętaj Maxinne Corro Wilson (czyt. Maksin) ona jest jedną z dawnego stada"

-Super, moje pełne imię. Jest żałosne, ale nie Max, tylko Corra. Brzmi jak kocia karma, robiona ze starego mięsa, a mama chce abym jeszcze dzwonił po obcych i ich zapraszała ich do domu. Ale słów mamy łamać nie można- weszłam do sypialni i wolnym krokiem podeszłam do pudełka. Wyjęłam notes z numerami i szukałam numeru Mai.

-Oby jeszcze był dobry... - Wyjęłam swój telefon i wybrałam numer do Mai. Po długiej ciszy odebrała.

-Halo?- spytała.

-Witaj, mama mówiła, znaczy pisała, że mam do ciebie zadzwonić, więc to robię- lekko się waham.

-jak ma na imię twoja mama?- spytała

-Lisa Wilson, a tata Aaron Wilson, ja jestem Max.

-Wiesz znałam kiedyś takiego Aarona i Lisę, poszli w góry do króla i zaginęli, być może umarli. To nie może być prawda, aby w magiczny sposób, tak nagle ożyli...

-Wiesz gdzie mieszkała Lisa, przyjdziesz kiedy będziesz miała czas?- zapytałam lekko przygryzając górną wargę.

-No pewnie, mogę za godzinę, teraz jestem pracy. Od piątej w nocy siedzer przy biurku i robię projekty. Ale jeżeli Lisa i Aaron żyją, to chyba ich rozszarpię ze szczęścia.

-Cieszę się, ale bądź na pewno, musisz wiedzieć, że mama jedzie szukać innych na dwa miesiące

-W ten czas powien być z tobą ktoś dorosły..

-Jestem dorosła

-Haha, kłamstwo nie popłaca, ale dowiem się po twoim zapachu czy jesteś dość odpowiedzialną wilczycą. Wiesz, muszę już kończyć, do zobaczenia Max- rozłączyła się. Odłożyłam telefon i usiadłam na łóżku. Czekałam na Vanessę. Po dwudziestu minutach pod dom podjechała limuzyna. Wstałam i kierowałam się do drzwi wejściowych. Otworzyłam je i patrzyłam co się stanie. Młody czarnowłosy mężczyzna ubrany w czarny garnitur wysiadł z pojazdu i kierował się do mnie. Z samochodu wysiadła jeszcze niebieskowłosa Vanessa.

-Panna Wilson?- spytał.

-Tak

- Mam obowiązek zostawić tu księżniczkę, z powodu wielu problemów, i ma być wesoła jak opuści ten biedny ubogi dom...

-Zaraz ty będziesz ubogi- powiedziała Vanessa podchodząc do nas.

-Księżniczko..- ukłonił się jej- wybaczy mi pani

-Przemyślę to. A teraz przynieś tu moje rzeczy i przyprowadź Will'a.- mężczyzna wstał i szedł do samochodu.

-Kim jest Will?- spytałam

-Will to mój chłopak, chyba może tu zostać, prawda?- popatrzyła na mnie swoimi błękitnymi oczyma.

-Jasne, ale za godzinę ma tu przyjść, przyjaciółka mojej mamy. Mam nadzieję, że się polubicie.

-Mam taką nadzieję. Co do Will'a, często bywa romantyczny i rzuca komplementami na wszystkie strony, myślę, że dasz radę to znieść. Max, masz bardzo ładne włosy, ale nie są chyba naturalne- złapała mnie za włosy co lekko mnie zdenerwowało.

-Nikt, nigdy nie powienien mnie dotykać- cofnęłam się o krok- nie znasz mnie, ale moja natura do dobrych nie należy. Nie dotykaj mnie, bardzo proszę.

-Ale Max, ja wiem co zrobiłaś- wyciągnęła do mnie dłoń- pierwsza zasada księżniczek brzmi, nie dotykać biednych ludzi, ale uważam cię za równą sobie, biedna czy nie, jesteśmy rodziną, więc jesteś bardzo wyjątkowym.

-Bogata czy nie, jesteś dziwna. Księżniczki są tępe jak starożytne noże, ale przyjmij to jako komplement- uśmiechnęłam się szyderczo i spojrzałam za nią, mężczyzna wyjmował już ostatnie walizki. Powoli do nas podszedł trzymając cztery duże torby a obok niego szedł chłopak z czerwonymi włosami. Był ubrany z czarne dżinsy, czerwoną koszulę w kratkę i nosił okulary przeciwsłoneczne. Uśmiechnął się do mnie co tylko spowodowało moją złość.

-Nie, jeżeli ten typol ma tu zostać to ma się pilnować zasad mojego domu.- powiedziałam zła.

-Spokojnie- przytuliła Will'a do siebie- będzie dobrze, przypilnuję go. W końcu zasady wilków.

-Będę grzeczny, obiecuję- powiedział Will.

-W końcu jestem jej przydupasem- zaśmiałam się

-To nie było miłe, mała- powiedział poważnie- więc przepraszaj.- zaczęłam się śmiać i odeszłam od nich.

-Chcecie, właźcie do środka. Ja ciebie nie mam zamiaru przepraszać bo to jest mój teren idioto. Wrócę późno, nara.- odbiegłam do pobliskiego lasu o pobiegłam do jeziora. Było tak cicho i spokojnie. Szum wody i szelest drzewnych zielonych liści uspokoiło mnie. Poczułam aurę tego miejsca. Podeszłam wolnym krokiem do wody i napiłam się troche. W oddali zauważyłam kilka osób. Popatrzyli na mnie i zaczęli iść w moją stronę. To było dwóch chłopaków i jedna dziewczyna.

-Hej, to ty jesteś tą laską która pobiła Josh'a? Nieźle, jestem Danny, to Mai czyli nasza mama... To mój brat Fin.- powiedział Danny, blondyn o ciemniejszej karnacji. Jego brat to szatyn z bardzo jasną cerą.- coś się stało? Wyglądasz na przybitą- przeskoczył strumień i objął mnie. Nie przeszkadzało mi to.

-Will, chłopak mojej kuzynki, zmusza mnie do przeprosin. - Odpowiedzałam patrząc na strumień. Przypominał troche mały wodospad płynąc po kamieniach.

-Na pewno coś mu zrobiłaś- powiedziała Mai- ale nie przejmuj się jakim wstrętnym chłopakiem jakiejś rozpuszczonej małolaty, spokojnie, jesteś wśród swoich- Mai złapała mnie za ramię mówiąc miłym i mocnym głosem. Miała naprawdę ładny głos. Popatrzyła na nią. Nie miała krótkich włosów jak na zzdjęciu, miała je długie, sięgające aż do połowy pleców.

-Nie chcę tam narazie wracać, to kotołak i nie wiem kim jest ten cały Will- powiedziałam smutna. Kobiece nastroje, każdy je zna. Raz złość, znudzenie, radość i smutek. Poprostu dojrzewanie to jedna wielka zmiana zachowania i psychiki u dziewczyn.

-Mamo- może go sprawdzisz?

-prowadź do domu, ja się już nim zajmę. Dziękuję, że zadzwoniłaś. Myślałam przez wiele lat, że Lisa i Aaron nie żyją, ale Jeff... To bardzo długa historia, oszalał dla dziewczyny co tylko spowodowało do tego, że on na tym ciepri do tej pory.

-A gdzie on jest?- spytałam patrząc na nią.

-W szpitalu psychiatrycznym, to było wskazane, ale lepiej go nie odwiedzać. Uwierz mi- chłopak i Mai puścili mnie- prowadź do domu, pogadamy sovie z nimi a ja zostanę z tobą do powrotu twojej mamy, a wy chłopaki, macie wolne łapy do wieczora.

Pobiegli w dwie różne strony. Zostałam tylko ja i Mai. Zaczęłam iść do domu. Minęłiśmy las i szliśmy do domu. Było cicho. Bardzo cicho. Żadnego szczekania psa ani spiewu ptaków. Ale to co zobaczyłam w środku, to na pewno byłabym zła, ale oni zrobili mi urodziny, dwa miesiące wcześniej. Upadłam na ziemię a oni wszyscy zebrali się przy mnie. Zamknęłam oczy...

____________________________________

Podoba się rozdział? Następny za kilka dni.

Tajemnica MaxOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz