Prolog

157 14 13
                                    

          Nacisnął klamkę i otworzył drzwi. Uderzył w niego podmuch zimnego powietrza. Piwnica jak piwnica ― zawsze ciemna, straszna i zimna. Dostał gęsiej skórki. Jak dawno go tu nie było? Dwa, trzy lata? Nie umiał określić. Matka nie pozwalała mu tu wchodzić. Uważała, że jest jeszcze za mały by samodzielnie tam złazić. Mówiła też często: „Piwnica nie jest dla dzieci. Idź pobaw się na podwórku z innymi". I wychodził; zawsze. Był grzecznym chłopcem. Jego rodzicielka zgadzała się na wszystkie jego prośby i błagania. Tylko za cholerę zabraniała mu zejścia do tego tajemniczego pomieszczenia. Ale każdy wie, że zakazany owoc smakuje najlepiej. Raz, tylko raz, namówił ją by go tam wpuściła. Miał wejść i wyjść. Zapalił światło, zszedł po schodach i popatrzył chwilę. W sumie nic ciekawego, spodziewał się czegoś innego. Wtedy dostrzegł pudełko z wypisanym na czarno imieniem „David". To były rzeczy jego zamordowanego ojca. Nie pamiętał tego człowieka. Matka opowiadała mu o nim, lecz nigdy nie wspomniała jak zginął. Kiedyś podsłuchał rozmowę z jej koleżanką. To wtedy się dowiedział. Chciał zbadać pudełko, otworzyć, zobaczyć co jest w środku. Niestety nie było mu to dane. Rodzic zabrał go stąd szybko i oznajmił koniec zwiedzania. Za każdym razem kiedy przechodził koło zejścia, myślał o tej niezwyklej pamiątce. Ciągle się zastanawiał co tam może być. Zaprzątał sobie tym umysł, aż do teraz.

   Oto on ― mały, pięcioletni Hayden, stoi i patrzy w ciemność. Matki nie ma w domu. Można wejść. Drżącą ręką sięgnął do włącznika i zapalił światło. Ciepłe, żółte, prosto z żarówki. Takie oświetlenie to rzadkość. Obecnie lampki, zastępują niebieskie kule wypełnione gazem. Postał chwile w przejściu po czym ruszył na dół. Gdy już dotarł, rozejrzał się. Tyle się zmieniło. Elektroniczne słoiczki nie stały już pod malutkim okienkiem. Zniknął stary telewizor babci, pralka, i wiele innych rzeczy. Ale to nieistotne. Jeszcze raz zlustrował dokładnie pomieszczenie i dopiero teraz uświadomił sobie, że czegoś brakuje. Tak, to było pudełko. Westchnął cicho. A już myślał, że w końcu odkryje wnętrze paczki. No cóż ― nie będzie myszkować, matka by się połapała. Spuścił głowę i ruszył w drogę powrotną.

        Właśnie wtedy dostrzegł to czego szukał. Niewielki pakunek z czarnym napisem skrył się za brązową szafką. Podbiegł do niego z zadziwiającą szybkością. Ostrożnie wyjął skrzynkę zza mebla i przeniósł ją na środek piwnicy. Wciągnął głośno powietrze. Delikatnie, jakby chodziło o coś bardzo, bardzo cennego, otworzył karton. Wstrzymał oddech. Był wielce ciekawy co tam się znajduje. Zerknął do środka i wypuścił powietrze z płuc. Przedmiot po brzegi był wypełniony jakimiś papierami. Hayden zamknął oczy. „Tylko nie kartki" ― pomyślał. Miał do nich uraz. Westchnął ponownie. Chyba dzisiaj już niczego nie odkryje. A jednak los znowu go zaskoczył.

   Jednak zmusił się by przebrać te ''złe'' arkusze papieru. Zaczął je wszystkie wykładać z pudełka. Na dnie coś było ― zawinięty w ozdobny papier, mały pakunek. Chłopak szybko go rozerwał. Wypadła z niego malutka, niebieska karteczka. Nie umiał jeszcze czytać, ale rozpoznawał poszczególne imiona np. swoje, Lizie czyli jego rodzicielki, Davida. Przyjrzał się dokładniej tej wiadomości. Zdołał rozszyfrować tylko jedno słowo ― Hayden. Schował kartkę do kieszeni i zajął się opakowanym przedmiotem. Był to stary aparat na wodę destylowaną. Nikt już takich nie używał od dawien, dawna. Obejrzał go dokładnie, przy czym stwierdził, że jest zepsuty. Klasyk ― takie urządzenia na H2O szybko się niszczyły. Wiedział coś o tym ― Lizie przeczytała mu w e-gazecie. Chłopiec otworzył pokrywkę na zdjęcia. Leżał tam tylko jeden obrazek, stary, ale wyglądał na zrobionego wczoraj. To był jeden z niewielu plusów tego instrumentu. Zdjęcia, nawet po wielu latach, zawsze utrzymywały ten sam kolor. Hayden lubił myśleć, że takie fotografie są jak żywe istoty. Nie chcą wyblaknąć jak ich poprzednie wersje. Bo przecież nikt nie dąży do tego, by stracić swoje naturalne barwy, prawda? Taak, kochał sobie wyobrażać poszczególne rzeczy. Przez chwilę nawet w to uwierzył, lecz potem przypomniał sobie wiele skomplikowanych czynności, które prowadzą do ''wiecznego'' zachowania pierwotnej tonacji.

  Przyjrzał się uważniej niezwykłemu zdjęciu. Przedstawiało ono wieże zegarową (widniejącą w oddali), której czubek wystawał znad gęstej mgły. Byłby to zwyczajny obrazek, gdyby nie to, że u dołu widniała czarna kreska. Hayden zbliżył kartkę do oczu. Serce zabiło mu szybciej.

  W tym, mniej więcej dwu-centymetrowym pasku, rozpoznał mur. Ten wielki ciemny mur zrobiony z obsydianu, ten wielki mur chroniący nas przed niebezpieczeństwem, ten wielki mur nieprzepuszczający żadnego człowieka. Dlaczego? ― pytał wiele razy, lecz nikt nie chciał mu udzielić odpowiedzi. Może nie wiedzieli, a może właśnie wiedzieli tylko nie chcieli mu wyjawić prawdy? Nasuwało się jeszcze jedno pytanie ― co jest za tą mroczną ścianą? Ani mieszkańcy, ani wartownicy, chodzący po tym ogrodzeniu, nie znali wyjaśnienia. Tego był pewien. Wszyscy się zastanawiali, ale z niewiadomych przyczyn nie rozmawiali często na ten temat. W ogóle bardzo rzadko poruszali tę sprawę. Hayden znalazł rozwiązanie, a przynajmniej tak uważał.

  Poza ogrodzeniem znajduję się wieża. Nie mógł to być photoshop ― zdjęcie zostało wywołane bezpośrednio z aparatu. Chłopiec na początku ucieszył się. Nareszcie znalazł odpowiedź! Jako pierwszy! Może okrzykną go bohaterem...? I nagle zdał sobie z czegoś sprawę. Ojciec zrobił to zdjęcie, czyli ludzie już dawno powinni to wiedzieć, a niewiedzą. To znaczy, że rodziciel nie pokazał tego światu. Dlaczego? A może pokazał i właśnie dlatego go zabili? Czyżby władza chciała zataić te fakty? Dlaczego? Przecież oni chcą dla nas dobrze, prawda? Dlaczego?

  Hayden'a zaczęła boleć głowa.

  W takim razie... gdzie on był? Dlaczego? Gdzie zrobił to zdjęcie? Dlaczego? W mieście nie ma tak wysokiego punktu by ''strzelić'' fotkę i jednocześnie objąć taki kawałek muru? Dlaczego?

  Hayden zacisnął oczy i chwycił się za skronie.

  Dlaczego? Gdzie zrobił to zdjęcie? Dlaczego? Czy to naprawdę był jego ojciec? A jeśli David to jakiś jego zaginiony brat? Albo inny losowy człowiek?

  Hayden czuł jak jego czaszka powoli pęka.

  A może on nadal żyje? Dlaczego? Może siedzi tu, w piwnicy i patrzy na niego? Dlaczego? Co jeśli cały świat jest tylko jego wymysłem, a on wcale nie siedzi w tym cichym pomieszczeniu? Dlaczego?

  Hayden nie wytrzymał.

  I nagle, coś wyrywało go z tego chwilowego otępienia. Szum otwieranych drzwi.

― Już jestem! Wybacz mi, musiałam cię na chwilkę zostawić samego... mam nadzieje, że nic ci nie jest... Hayden? Gdzie jesteś?  ― głos należał do matki. Otworzył oczy. Straszliwy ból minął. Głowę miał całą.

  Co tu się stało?

Droga na koniec Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz