Hayden znajdował się gdzieś daleko od domu na obrzeżach miasta. Była godzina 17. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Ruch na ulicy pustoszał. Ostatnie samochody wodorowe wjechały do swoich garażów. Wysiadający ludzie wlekli się w stronę niewielkich domów. Gdzieś trzasnęły zamykane drzwi. Jakby całe życie kończyło się równo z zachodem słońca. Nawet kwiaty w ogródkach wiecznie młodych ludzi, zaczęły zamykać swoje wielobarwne korony. Nastała cisza. Dało się jedynie usłyszeć szum generatorów w pobliskiej elektrowni. Chłopak obrzucił przelotnym spojrzeniem drogę. Tak jak myślał ― byli tu całkiem sami. On i jego kolega. Hayden potarł ręką ciemne oczy i przeciągnął się. Siedzieli sobie na garażach, odpoczywając.
― Wiesz co? Pamiętasz tą siedemnastoletnią Evii, która chodziła z nami do klasy? Odeszła 5 miesięcy temu ― zapytał nagle Haydena. Ten tylko wzruszył ramionami.
― Nie pamiętam. Co chwile ktoś dochodzi, odchodzi... Tae, ja już nie wiem co się dzieje w tej szkole ― odpowiedział mu powoli. Spojrzał w niebo. Zaczęły się zbierać ciemne, deszczowe chmury. Westchnął cicho. Przyjaciel z imieniem Tae, upił nieduży łyk swojego gazowanego napoju, który trzymał w ręce.
― No tą, taką... brunetka, wysoka... ech, nieważne. Ważne jest to... halo? Czy ty mnie w ogóle słuchasz? ― Potrząsnął nim za ramię. Hayden zamrugał szybko i odpowiedział półgębkiem:
― Uch, zamyśliłem się, przepraszam.
― Jaaasne, kolego ― odrzekł lekko zirytowany. Chłopak odłożył picie i położył się na dachu. Zamknął oczy.
― Widzę, że coś cie trapi, kolego ― zagadał Hayden, patrząc na Tae z ukosa.
― Nie, wszystko jest okej ―odpowiedział blondyn. Na ziemie spadły pierwsze krople deszczu. Kap, kap, kap... z biegiem czasu malutki deszczyk przerodził się w potężną ulewę. Lecz przyjaciołom to nie przeszkadzało. Odpoczywali w milczeniu, słuchając bicia życiodajnej wody.
― Ojciec i matka ciągle się kłócą... nie mogę czasami wytrzymać... chce stąd uciec, tylko nie ma gdzie ― powiedział cicho Tae. Nagle puszka wypełniona po brzegi deszczówką, przewróciła się i stoczyła po pochyłym dachu. Jej właściciel nawet nie zwrócił na to uwagi. Po prostu dalej wpatrywał się w dal, leżąc i podpierając się łokciami. Towarzysz również zignorował spadający przedmiot. Było tu tak cicho... tak spokojnie.
― Przyjdź do mnie jutro o trzynastej. Potrzebuję cię do... po prostu potrzebuję. ― Blondyn zeskoczył z garażów. Nawet się nie pożegnał, nawet się nie obejrzał. Zostawił Haydena samego. Brunet odprowadził go wzrokiem. Posiedział jeszcze chwilę. Samotnie stał pośród dusz, które białymi oczami patrzyły na niego. Dreszcz przeszedł mu po plecach. I to nie z powodu zimna. Czuł jakby ktoś jeszcze był na garażach. Szybko obejrzał się za siebie. Nie spostrzegł nikogo. Lecz poczuł wyraźnie kogoś obecność. To miasto jest złe, a szczególnie po zachodzie słońca. Hayden wiedział, że to z pozoru cudowne miasteczko skrywało jakiś mroczny i krwawy sekret. Zszedł powoli, uważając by się nie poślizgnąć na mokrym podłożu. Popatrzył na boki, po czym odszedł z tego miejsca, by wrócić do domu.
************
Spojrzał szybko na zegarek. Dochodziła już godzina umówionego spotkania. Chłopak zszedł po schodach i wybiegł z domu. Po drodze zgarnął kluczyki na wszelki wypadek, gdyby nie zastał matki. Wypadł na trawnik i z prędkością światła puścił się biegiem ku furtce. Wyszedł na chodnik i skierował się w lewo szybkim krokiem. Ale czemu on tak się śpieszy? Przecież idzie tylko do kolegi. No tak... szedłby normalnie gdyby nie to, że on nienawidzi się spóźniać. Nienawidzi, nienawidzi i jeszcze raz, nienawidzi. To było jego najgorsze przekleństwo, tak uważał. Wyskoczył na pustą ulicę i pomknął na przeciwną stronę drogi. Niestety musiał wdepnąć w niewielką, za to głęboką kałużę. Zaklną pod nosem i ruszył przed siebie. Czuł jak drobinki lepkiego piasku wpadają mu za mokrą skarpetkę i nie chcą wyleźć.
CZYTASZ
Droga na koniec
Science Fiction"Odkryliśmy wirusa, który tamuje proces starzenia. Niestety wszystkie badane obiekty z nieznanego nam powodu umarły w dość krwawy sposób. Ale spokojnie, wirus jest całkowicie bezpieczny. Nie ma się czego obawiać. Brak skutków ubocznych. Wszystkie wy...