Ciepły powiew wiatru, sucha ziemia. Nie, nie sucha, a martwa. Drobny piasek. Ciemność. Ból. Gdzie, co, jak. Gęste powietrze. Za gęste. Dryfuje w przestworzach. Albo i nie. Nie wiem.
***
Otworzył szeroko oczy i wziął głęboki oddech. Bolała go głowa, bolały go plecy. Było bardzo ciemno, leżał w jakimś pomieszczeniu. Zaczął nasłuchiwać, lecz niczego nie usłyszał. Wypuścił powietrze z niemałą ulgą. Spróbował uporządkować wspomnienia. Ucieczka, wspinaczka, ucieczka, upadek. Nie przypominał sobie jak się tu znalazł ― film urywa się mu zaraz po uderzeniu w glebę. Cholera, cholera, zaczął przeklinać w myślach. Namacał palcami ścianę i wstał, opierając się. Zachwiał się, zakręciło mu się w głowie, ale ostatecznie zdołał utrzymać pozycję. Okropny ból w ramieniu podpowiedział mu, żeby lepiej nie używał lewicy. Hayden wiedział, że musi się stąd wydostać. Powoli, wciąż opierając się zdrową ręką, wysunął lewą nogę do przodu i ostrożnie oparł na niej ciężar. To nie był dobry pomysł. Kończyna zabolała go niemiłosiernie. Syknął z bólu. Gdyby nie ta zimna ściana, to już dawno leżałby na ziemi.
― To było bardzo głupie ― powiedział ktoś z głębi pomieszczenia. Hayden znieruchomiał. ― Spokojnie, nie musisz się mnie bać. ― Dało się słyszeć kliknięcie i jasny snop światła padł na twarz kulejącego chłopaka. Ten zmrużył oczy. Latarka skutecznie „zakryła" rozmówce.
― Nie wiem kim jesteś, ani jak się dostałeś na Plac bez broni, ale jest ktoś kto chce się z tobą widzieć ― rzekł ten sam głos. ― Proszę usiądź na tym.
Z ciemności wysunął się fotel na kółkach. Hayden skrzywił się.
― Co ty? Nigdy nie widziałeś wózka inwalidzkiego?
― Czego? ― zapytał niemrawo Hayden.
― Głupi jesteś czy co? ― zaśmiała się postać. Hayden odwrócił głowę.
― U nas nie ma chorych ludzi... kiedyś byli... kiedyś ― odparł. Latarka znieruchomiała. „Kim jest ten człowiek?" ― pomyślał chłopak. Powoli usiadł na siedzisku. Snop światła przez chwile padł na nogi chłopaka. Lewa była owinięta zakrwawionym bandażem. Poczuł moce szarpnięcie wózkiem.
― Uch, ciężko steruje się tym złomem ― powiedział głos ―Jestem Ida.
― Hayden ― mruknął. Po chwili nastała cisza przerywana skrzypieniem kół wózka. Jechał właśnie przez długi ciemny, korytarz. Zobaczył obdrapane ściany i drobne papierki walające się na podłodze. Minęli jakieś wejście, z którego cuchnęło krwią. Cóż to za dziwny zapach...
Dziewczyna zatrzymała Haydena przed ciemnymi drzwiami, zapukała delikatnie, po czym weszła do środka razem z poszkodowanym.
Jego oczom ukazała się niewielka sala, ale na tyle duża by pomieścić dziesięć osób. Łącznie z Haydenem w pomieszczeniu przebywało sześciu ludzi. Chłopak rozejrzał się. Na obdrapanych ścianach wisiały pokreślone mapy i plany. Z sufitu zwisała stara żarówka. Przed nim stało nieduże biurko, za którym siedział człowiek. STARY człowiek...
― Witaj, jestem Peter Neelith, dowódca tej grupki ― rzekł mężczyzna naprzeciw Haydena i rozłożył ręce ― I proszę nie patrz tak na mnie. ― Uśmiechnął się, a chłopak spuścił wzrok. Rzeczywiście trochę za mocno mu się przyglądał.
― Ja... ja, przepraszam. Nigdy nie widziałem starego człowieka ― odparł. Peter zdziwił się.
― Mówiłem, że to dziwak, powinniśmy go tam zostawić i...
― Zamknij się, Red! Był cały połamany! Nie możemy tak zostawiać ludzi! ― odkrzyknęła Ida, przerywając Redeus'owi. Ten miał już coś odpowiedzieć, ale uprzedził go inny, przystojny mężczyzna:
CZYTASZ
Droga na koniec
Science Fiction"Odkryliśmy wirusa, który tamuje proces starzenia. Niestety wszystkie badane obiekty z nieznanego nam powodu umarły w dość krwawy sposób. Ale spokojnie, wirus jest całkowicie bezpieczny. Nie ma się czego obawiać. Brak skutków ubocznych. Wszystkie wy...