Beette nie ma już od 2 tygodni. Wyprowadziła się do Krakowa. Postanowiłyśmy sobie że będziemy się odwiedzać raz w miesiącu na zmianę. Zaczęłam gorzej się odżywiać. Prawie co tydzień jem wielką pakę chipsów. Moją walkę z kilogramami szlag trafił. Moja babcia próbuje mnie wspierać ale niewychodzi jej to najlepiej. Wspólnie postanowiłyśmy że pójdzie ze mną do dietetyka za 3 dni. Już nie mogę się doczekać.
- Co będzie dzisiaj na obiad?- pytam z niepewnym uśmiechem.
- Sałatka z kurczakiem.- odpowiedziała. - I jak? Gotowa na wizytę u dietetyka?
Czy jestem gotowa? No nie wiem. Trochę się stresuje. A jak nie dam rady? Nie , nie mogę tak myśleć.. Dam radę już za 3 miesiące będę mieć swoją idealną wagę.
- Trochę się obawiam, ale jestem gotowa.Trzy dni później
- Rachelle! Jesteś gotowa? Za 10 min. wychodzimy.
No dobra. Zwlekłam się z łóżka , przebrałam i już byłam gotowa.
W drodze do dietetyka dużo rozmawiałam z babcią. Okazało się , że w moim wieku miała anoreksję, ale to już przeszłość i nie chce o tym rozmawiać.
Kiedy trafiłyśmy na miejsce podeszła do nas szczupła, niska kobieta o kasztanowych włosach i niebieskich oczach.
- Dzień dobry. Ty jesteś zapewne Rachelle. Chodź zważymy cię i zobaczymy co dalej. Kiedy po upływie 3 minut stanęłam na wagę serce mi przyspieszyło . 64kg to znaczy że przytyłam 4 kg od ostatniego ważenia. Kurdę.. Myślałam że będzie gorzej. Po rozmowie z dietetyczką, postanowiła , że muszę się przystosować do tych zasad:
1. Racjonalne zdrowe odżywianie.
2. 5 posiłków dziennie co 3 godziny.
3. 2 litry wody.
Uff. Jeszcze tylko ćwiczenia.