Na początku chcę przeprosić, że pisałam bez sensu :D Nic nie trzymało się "kupy" i było dużo niejasności. Postanawiam to zmienić. W każdym razie kończę tą opowieść tym rozdziałem i zabieram się za pisanie nowej książki. Już niedługo będzie 1 rozdział :)
Wstałam o 6:30 i od razu zerknęłam na telefon. Chciałam sprawdzić czy kolega do mnie pisał, niestety nie otrzymałam żadnej wiadomości. Troszkę podłamana weszłam pod prysznic. Po 20 min byłam już gotowa. Zbiegłam na dół i zrobiłam sobie lekkie śniadanie. Jogurt grecki, dodałam jeszcze maliny, truskawki i pół pokrojonego banana. Zjadłam powoli i dokładnie, aby nasycić się na jakieś 3 godziny. Śniadanie było pyszne, ale mi nie pozostało dużo czasu, była godzina 7:37. Kurczę! Mam 3 minuty na autobus!
Niestety gdy dotarłam na miejsce nikogo już nie było. Zrezygnowana opadłam na ławkę na przystanku i wpatrywałam się w jasne słoneczne niebo. Już dziś chyba nie odwiedzę Bette. Po 5 min podjęłam decyzję i zadzwoniłam po Michała.
- Cześć kumplu!
- Oh, witaj Rachelle.. Chyba mnie obudziłaś. - usłyszałam zaspany głos mojego przyjaciela i lekki chichot dobiegający z głośnika mojego telefonu.
- Wybacz, myślałam, że o 7:50 już nie śpisz. - powiedziałam z udawaną powagą w głosie. - Hahaha! Żartuje przecież są wakacje! :D
- Tak, bardzo śmieszne. A teraz powiedz jaki był powód budzić mnie tak wcześnie? - zapytał zaciekawiony.
- Miałam nadzieję, że powieziesz mnie do Bette, spóźniłam się na autobus. Ale jeżeli dopiero co otworzyłeś oczy to nie będę cie już męczyć.
- Nie, ależ skąd nie męczysz mnie. Przyjdź pod mój dom. Ja już się zbieram! Do zobaczenia za chwilę.
I się rozłączył. Zawsze był taki kochany i nigdy niczego mi nie odmówił, prawdziwy przyjaciel..
Gdy przyszłam pod dom Michała on już wybiegał z domu przegryzając na szybko kanapkę. Gdy mnie zobaczył od razu się rozpromienił. Pomimo lekko widocznych sińców pod oczami i lekko rozczochranych włosach, wygladał równie dobrze jak ogarnięty. Ah przystojni ludzie zawszy wyglądaja bosko.
- Witaj ponownie moja paniz a więc gdzie mieszka ta twoja kumpela?- podbiegł do mnie i mnie uściskał.
- Mieszka w mieście. Będziemy mieli sporo do przegadania. Autobusem jedzie się jakąś godzinę, ale autem i tak będzie szybciej.
Wsiedliśmy do auta, poczym zaczęliśmy dyskutowć o wszystkim i o niczym. Tak po prostu. Jak kumpela z kumplem. A raczej jak przyjaciel z przyjaciólką. A może ktoś znacznie bliższy...?
Po 45 minutach byliśmy na miejscu. Pożegnałam się z nim i zapukałam do drzwi domu mojej jedynej przyjaciółki. Otworzyła po 10 sekundach. Nie co zasmucona.
- Witaj, Bette. Coś się stało? Dlaczego jesteś smutna?- weszłam do domu i wpatrywałam się w spuszczoną w dół twarz mojej przyjaciółki.
Dziewczyna nagle ożyła, rozpromieniła się, a na jej ślicznej buzi ujrzałam cudny szerpi uśmiecj.
- Udawałam! A ty jak zwykle się nabrałaś. Cała ty. Najlepsza, prawie nie wytrzymałam gdy zobaczyłam jak zrzędła ci mina! - ganiałyśmy się po całym domu i śmiałyśmy się na cały głos.
W końcu zmęczone opadłyśmy na łóżko.
- Hhaha! Ale się zmęczyłam.. Chcesz lody truskawkowe, domowej roboty, więc na pewno nie utyjesz.- uśmiechnęła się i wstała z kanapy.
- Jeżeli domowej roboty... To oczywiście, że chcę. Pójdę z tobą.
Wstałam i ruszyłam za nią do kuchni. Jak zwykle w kuchni było idealnie posprzątane. Na parapecie widniał mały kaktus.
- O chodujesz kaktusa. Ile już go masz?- zapytałam dotykając roślinę palcem.
- Od tygodnia. Postanowiłam pomęczyć jakąś roślinkę.- powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy.- A tak na serio to nie mam czym sie opiekować, rodzice nie pozwaliją na zwierzaka, więc postanowiłam opiekować się kaktusem.
Podała mi do ręki różowego loda na patyku i usiadła na blacie kołysząc skrzyżowanymi nogami w tył i przód.
- I jak tam w domu? W ogóle jak tam twoje odchudzanie, bo widać że wyglądasz już dużo lepiej.- nałożyła nacisk na słowo dużo.
- W domu nawet dobrze. A z odchudzaniem to tak sobie. Ważę już 55 kg. Od 2 miesięcy nie jadłam nic słodkiego aż do dzisiaj, więc można to uznać za koniec wyżeczeń. Postanowiłam, że raz na tydzień będę nagradzała się małym słodyczem. Oczywiście to jeszcze nie koniec.- uśmiechnęłam się zadowolona, że ktoś w końcu zauważył moją zmianę.
- To fajnie. Ja na twoim miejscu bym się już nie odchudzała, wyglądasz idealnie.
Po krótkiej całkiem przyjemniej ciszy postanowiłyśmy pójść obejrzeć jakiś film. Wybrałyśmy LOL po raz 3 oglądamy razem już ten film i nigdy nam się to nie znudzi.
Po 2 godzinach oglądania filmu, musiałam wracać już do domu. Wróciłam autobuem i na miejscu byłam o 20:00 trochę się przedłużyła ta moja wizyta u Bette ale opłacało się do niej przyjechać. Było cudownie.
Niedługo koniec wakacji. Dziwnie będzie chodzic do szkoły bez mojej przyjaciółki. Ale dam radę, wiem, że dam. Odchudzanie przyniosło mi wiele korzyści. Nie mam już zadyszki wbiegając na 3 piętro, moja kondycja wyraźnie się poprawiła, a sylwetka cudownie wyrzeźbiła i wychudziła. Jestem zadowolona, teraz mogę umierać.
W domu wzięłam długi orzeźwiający prysznic i po 10 min leżenia na łóżku, wpadłam w objęcia Morfeusza. Uznaję ten dzień za najlepszy pomimo spóźnienia się na autobus, oczywiście.
W sumie schudłam ok 20 kg. Jestem dumna. Dzisiaj wieczorem się ważyłam i zobaczyłam tą liczbę: 53kg.
Rano obudziły mnie promienie słońca dobijające się do mnie przez zasłoniętą roletę. Wstałam i wpuściłam promienie do pokoju, który teraz ładnie się oświetlił. Przeciągnęłam się leniwie i zaczęłam nucić pod nosem piosenkę Bars& Melody- Stay Strong. Zeszłam na dół i zobaczyłam babcię robiącą naleśniki ( dietetyczne, dla mnie oczywiście :) ). Pachniały cudownie.
- Witaj babciuniu kochana! - powiedziałam jak nigdy wcześniej co zdziwiło babcię. Kochałam ich ale nigdy aż tak nie wyrażała swoich uczuć, ale ten dzień był wyjątkowy, tego dnia miało już nigdy nie być podobnie jak z resztą wszystkich dni które już minęły.
- Witaj wnusiu kochana! - babcia od razu się rozpromieniła, na jej zestarzałej, zmęczonej twarzy było wyraźne widać szczęście. - Myj ręce i siadaj do stołu, smażę już ostatniego naleśnika.
Po zjedzeniu wyszłam na balkon i wpatrywałam się w cudnie błękitne niebo. Zaczerpnęłam jak najwięcej powietrza do płuc, poczym bardzo wolno je wypuściłam. Moje marzenie się spełniło. Schudłam. Wywołałam uśmiech na twarzy mojej kochanej babci po raz kolejny. Cieszę się, że nie trafiłam do domu dziecka tylko do moich dziadków. W końcu byłam uszczęśliwona.
MOI DRODZY! 1000 SŁÓW W OSTATNIM ROZDZIALE TO Z PEWNOŚCIĄ DUŻO. DZIĘKUJĘ ZA PRZECZYTANIE TEJ DOŚĆ NIEUDANEJ KSIĄZKI. I ZAPRASZAM DO CZYTANIA KOLEJNEJ KSIĄZKI KTÓRA JUŻ NIE DŁUGO SIĘ POJAWI. PAAA!