Rozdział III - Wór [nie]porozumień

406 33 21
                                    

 Jestem Jay Walker. W wieku piętnastu lat zamieszkałem w jednym domu ze staruszkiem i siedemnastoletnim emo. Pewnego dnia pierwszy raz przydarzyło mi się, by czuć się jak bohaterka komiksu dla dziewczyn. Tak. Jestem w pełni zdrowy psychicznie. Oczywiście jeżeli ponad przeciętne IQ jest czymś normalnym.

Gdy do moich uszu zaczęły docierać pierwsze dźwięki, podniosłem powoli powieki. Przetarłem wierzchnią stroną ręki oczy, po czym przeciągnąłem się. Szybko usiadłem, przez co uderzyłem głową w sufit. Jęknąłem, masując obolałe czoło. Zaraz... Sufit? Zamrugałem kilka razy i spojrzałem w górę, obijając przy tym nos. Oparłem się plecami o kilka poziomych desek, po czym rozejrzałem się wokół. Siedziałem na jednym z najtwardszych materacy jakie udało mi się przetestować. Naprzeciw mnie leżała jedna poduszka i dwie kołdry.

Poczułem, jak wielka gula staje mi w gardle. Zacząłem uśmiechać się nerwowo, a po moich plecach zaczął spływać zimny pot. Przez głowę przemykały mi różne myśli, które świadczyły o napadzie paniki. Odkąd pamiętam bardzo często miewałem takie napady. To nie tak, że boję się tego Emo chłopca. Ani trochę...

Mój oddech lekko przyspieszył, napędzając pompowanie krwi przez serce. Łzy zaczęły mi napływać do oczu, a drobne pajączki biegały po moich kończynach.

– Wstałeś? – Dotarł do moich uszu znajomy, donośny głos.

Spojrzałem w stronę Cole'a z przerażeniem wypisanym na twarzy. Stał w drzwiach w samych spodenkach. Na plecach miał zarzucony ręcznik, a w ręku szczoteczkę na zębów. Pociągnąłem nosem, na co chłopak drgnął, a jego twarz zaczęła wyrażać zdziwienie.

– Ty płaczesz? – Zapytał słabo, gdy nad jego głową zaczęły pojawiać się znaki zapytania.

– Nie odzywaj się do mnie, ty, t-ty... – zacząłem, nie wiedząc, co dokładnie mam do powiedzenia, po czym, chwyciwszy poduszkę, rzuciłem ją w jego stronę – zboczeńcu!

– Zbo... Ja Ci dam zboczeńca, idioto! – Warknął Brookstone, a na jego czole pojawiła się pulsująca żyłka. – Ubieraj się! I nawet nie myśl, że kiedykolwiek ponownie to zrobię! – Cole odrzucił poduchę, która rozbiła się miękko o moją głowę, po czym opadła na kołdrę. Po chwili kolejna warstwa materiału przeleciała przez całą szerokość pokoju i zasłoniła cała moją twarz. – Ugh, niewdzięczny idiota, mogłem tego nie robić... – Mruknął pod nosem, po czym zniknął za ścianą.

Wziąłem do ręki pocisk, który okazał się być czymś w rodzaju czarnej piżamy z paskiem. Szczerze nie chciałem się kłócić z brunetem, lecz za każdym razem tak się kończyła nasza rozmowa. Jednak mimo wszystko on jako pierwszy i jedyny nie odwrócił się ode mnie po poznaniu mojej prawdziwej natury. Może to tylko dzięki interwencjom sensei'a?

Westchnąłem cicho. Usłyszawszy zanikające w oddali kroki, szybko udałem się do łazienki, aby przymierzyć ciemną pidżamę. Nie byłem pewny, dlaczego miałem się w to ubrać, ale wolałem dzisiaj już nie stanąć na drodze Cole'a. Tak dla bezpieczeństwa nas obojga...

-----

Wyjąłem patelnię, ustawiłem ją na palniku, po czym zacząłem ubijać na odrobinie oleju jajka. Gdzieś z tyłu dotarły do mnie odgłosy kroków i ciche jęki. Pomiędzy nimi mogłem usłyszeć sączenie ciepłej cieczy. Wszystko wskazywało na kolejny poranek w szkole walki sensei'a Wu.

– O co chodzi z tymi piżamami, sensei? – Zapytał Jay, przeglądając się w lustrze.

– To wasze stroje do walki – odparł Wu, popijając herbatą.

– Osom – szepnął radośnie Walker.

Spojrzałem przez ramię w jego stronę. Jego błękitne oczy wyrażały ciekawość i chęć do działania. Chłopak skocznym krokiem podszedł do tylnych drzwi, po czym otworzył je. Zimny podmuch wiatru wzdrygnął ciałem szatyna, który natychmiastowo zabarykadował wyjście i przybiegł z powrotem do salonu, wskakując na kanapę.

【NINJAGO: Kroniki Mistrzów】Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz