Rozdział 2.

82 4 0
                                    

Caroline jak burza wpadła do autobusu, wiekszość osób wzdrygnęło sie na jej widok, lub szepneła ciche "och". Dziewczyna przytrzymała się poręczy by tylko nie upaść, życzliwy mężczyzna koło czterdziestki ustąpił jej miejsca, bez zastanowienia runęła na siedzenie.

Młoda kobieta siedząca obok niej zaczęła wypytywać ją o to, co się stało.

- Nic mi nie jest.-Niemrawo spoglądała na ludzi, którzy bezwstydnie się na nią gapili. Naprawdę jest ze mną tak źle? Siedziała ocierając łzy, ktoś podłożył pod jej nos chusteczkę.

-Dziękuję.-Gdy dziewczyna zaczęła wycierac swoja twarz,zorientowała się,ze chusteczka ta pacnie truskawkami. Jak ja kocham ten zapach. Pomyślała, kolejny atak zadusił ją i nie mogła nabrać powietrza.

Zdezorientowani ludzie nie wiedzieli co zrobić, po chwili mężczyzna z wąsem ocknął się .

-Niech ktoś dzwoni po karetkę !-Krzyknął.

Dziewczyna zaczęła grzebać w torebce, nie mogła znaleźć upragnionego przedmiotu, więc przekręciła torbę do góry nogami tak, że cała jej zawartość znalazła się na podłodze. Złapała za swój stary inhalator, przyłożyła go do ust i odetchnęła z ulgą.

-Już będzie dobrze. -Poinformowała zebranych przy niej, zamknęła oczy i oparła głowę o siedzenie.

Gdy wyszła z autobusu spojrzała wzdłuż ulicy, bała się, że dziewczyny będą czekały pod jej domem, nie zauważyła nikogo. Na wszelki wypadek wyciągnęła komórkę i wybiła numer Alice. Nie zadzwoniła, gdyby coś się stało, zrobiłaby to bez zastanowienia.

Doszła do swego mieszkania, siłowała się z zamkiem, który jak zwykle się zacinał, po paru minutach weszła i oparła się plecami o stare rzeźbione drzwi. Gdyby nie tamten chłopak zapewne leżałaby teraz w szpitalu z połamanymi żebrami. Dzięki bogu, że nie wszyscy są obojętni wobec tak nierównych bijatyk. Zamknęła drzwi na wszystkie trzy zamki i wyjrzała przez wizjer, obawiała się, że ktoś będzie chciał się dostać do jej mieszkania. Położyła torbę na komodzie i pogłaskała fioletowego kotka rasy brytyjskiej. Znalazła tego malucha pół roku temu przed swoim blokiem. Od tego czasu stał się on jej jedynym prawdziwym przyjacielem.

Zrzuciła z siebie ubrania i weszła do łazienki, ustała przed wielkim lustrem.-Matko,moja twarz.- Pisnęła przyglądając się wielu zadrapaniom, dotykała każdego sińca, który został pamiątką po dzisiejszym zdarzeniu. Nie mogła uwierzyć, że zrobią jej coś tak brutalnego.

Myliła się, miała nadzieję, że tamte dziewczyny mają choć trochę serca i rozumu.

Brunetka wlała do wanny płynu i odkręciła kurki, po chwili w całej łazience uniósł się przyjemny babeczkowy zapach. Wślizgnęła się do ciepłej wody i oddała błogiej przyjemności...

***

Niebieskowłosy zaparkował samochód pod swym domem. Szybkim krokiem poszedł do mieszkania, gdy stał przed samymi drzwiami przypomniało mu się, że nie zamknął auta.-Cholera!- Zaklął pod nosem i zawrócił się.

Upewnił się potem jeszcze dwa razy, że drzwi i okna do jego dziecka są szczelnie zamknięte i wrócił do mieszkania. Gdy chciał przekręcić klucz, zorientował się, że te drzwi rownież są niezamknięte. No co jest?! Nieużyte klucze rzucił do miski, która stała na szafce i poszedł do salonu. Nie mógł odgonić się od wspomnień dzisiejszego dnia.

Myślał o smutnej dziewczynie, która posiadała najpiękniejsze oczy jakie dotychczas widział. Szarość wchodząca w błękit, cudowne połączenie.

Na kanapie leżał jego przyjaciel w ręku trzymał pilot i w błyskawicznym tempie przeskakiwał po kanałach, na widok kumpla uśmiechnął się szeroko.

Reinvent Love. Calum HoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz