- Caleb?!- zapytałam ze zdziwieniem przyglądając się uśmiechniętemu chłopakowi. Poprawiłam spadający ręcznik i zrobiłam krok w tył żeby go wpuścić do domu. Nie miałam ochoty robić przedstawienia przechodniom. - Tak, to ja.- powiedział wchodząc do domu- Pięknie wyglądasz kwiatuszku- dodał szczerząc się głupio. - Hahaha, bardzo śmieszne- powiedziałam sarkastycznie kolejny raz podciągając ręcznik- Co ty tu w ogóle robisz? - Wpadłem, bo wyciągam Cię na imprezę- mówił kierując się do kuchni- Boże co tu się stało?- zapytał patrząc na blat pokryty zawartością skrzyneczki. - Oh, nieważne- przewróciłam oczami i zaczęłam chować papiery. Moja mama nie byłaby zachwycona że w takim syfie przyjmuję gości.- Na jaką imprezę? - Do mojego kumpla, będzie niezła zabawa- powiedział siadając przy stole w dalszym ciągu mi się przyglądając.- Pomóc Ci? -Nie- powiedziałam szybko wracając do tamtego tematu- Przecież ja nikogo nie znam... - No i właśnie po to idziemy, żebyś kogoś poznała- powiedział wstając od stołu. - No sama nie wiem- mruknęłam odchodząc od blatu- A jak mnie nikt nie polubi? - Ciebie, ktoś nie polubi?- zapytał stając przede mną.- To niemożliwe. - Oh, już bez przesady- powiedziałam usiłując ukryć uśmiech. - No to?- zapytał podchodząc jeszcze bliżej. - Chyba nie mam nic do stracenia...- odpowiedziałam po krótkim zastanowieniu. Nagle oprzytomniałam, że jestem w samym ręczniku. Cofnęłam się szybko od chłopaka wpadając przy tym na krzesło, czego skutkiem był jego śmiech. Zgromiłam go spojrzeniem na co wzruszył tylko ramionami.
Po kilkunastu minutach zeszłam ze schodów ubrana wreszcie w coś innego niż ręcznik. Założyłam szarą luźną sukienkę i czarne botki. Moje kruczoczarne włosy zostawiłam rozpuszczone. Jeszcze lekko wilgotne spadały luźno falami na sukienkę. Weszłam do salonu gdzie na kanapie jak gdyby nigdy nic leżał Caleb. Byłam lekko zdzwiona, że czuje się tak swobodnie w moim domu. W końcu znamy się dopiero kilka dni. - Nie przeszkadzam?- zapytałam wchodząc do salonu. - No nareszcie... Ile można czekać?- zapytał przeciągając się po leżeniu. - Tak bardzo się wynudziłeś? Podeszłam do wieszaka, żeby wziąć kurtkę i torebkę. Odwróciłam się po chwili żeby zobaczyć gdzie jest Caleb. Okazało się że stał metr za mną i przyglądał mi się podejrzanie. Zmrużyłam oczy i pokręciłam głową. Ściągnęłam jego kurtkę z wieszaka i rzuciłam mu ją prosto na głowę. - Za co to? - A tak bez okazji... Idziemy?- dodałam otwierając drzwi. - Co ty taka niecierpliwa?- powiedział stając przy mnie- Panie przodem- dodał przepuszczając mnie w drzwiach. - Oh jaki dżentelmen- mruknęłam sarkastycznie. - Słyszałem- szepnął mi do ucha przez co po całym ciele przeszły mi dreszcze
Ulica o dziwo była niemal pusta nie licząc amatorów zdrowego trybu życia, którzy chyba nie mając czego zrobić ze swoim życiem, biegali w neonowych bluzach. Ja nigdy się nie doprowadze do tego stanu... Weszłam do czarnego auta przy którym stał Caleb i oparłam się o wygodny fotel pasażera. Od razu włączył silnik swojego Audi i odjechaliśmy z pod mojego domu.
W radiu leciały jakieś stare przeboje, które nieudolnie podśpiwywaliśmy wyjeżdżając do centrum miasta. Caleb otworzył nawet okno, mówiąc że śpiewamy tak pięknie, że świat musi nas usłyszeć. Właśnie leciała piosenka "Boogie Wonderland" gdy przypomniała mi się najważniejsza rzecz tego dnia. - O boże- powiedziałam zerkając na chłopaka. -Co jest?- zapytał zatrzymując się na czerwonym świetle. - Pizza.- mruknęłam patrząc przed siebie. - Okej okej kupimy- powiedział przez śmiech kręcąc głową. - Nie,nie nie rozumiesz... Ja nie chcę kupować pizzy... - Ok, to nie kupimy pizzy- mówił jakby to było oczywiste.- To co kupujemy? - Nic nie kupujemy. Ja chcę moją pizzę - Kobieto zdecyduj się- spojrzał na mnie uśmiechając się- Pizza czy nie pizza o to jest pytanie. - Pizza. Ale moja. Już zamówiona do domu.- mówiłam powoli patrząc na chłopaka. - Aaa, to mogłaś tak od razu...- mruknął i zawrócił samochód w stronę domu, gdy tylko zapaliło się zielone światło. Mam nadzieję że nie złamaliśmy żadnych przepisów dla pizzy...
Gdy tylko podjechaliśmy pod mój dom zobaczyłam mężczyznę w czerwonym uniformie dobijającego się do mojego domu. Jak poparzona wyskoczyłam z auta i pobiegłam do dostawcy. - To moja pizza- powiedziałam próbując złapać oddech. Chyba jednak powinnam popracować nad moją kondycją... Zdezorientowany młody chłopak popatrzył na mnie i zmarszczył brwi. - Imię- mruknął i wyciągnął z kieszeni jakiś poplamiony notesik. - Camomile- odpowiedziałam zerkając na samochód Caleba. - Aha, Nazwisko- dodał poważnym tonem. Procedury godne armii krajowej... - Camomile Taylor- dodałam przeczesując włosy ręką. - No może jest ktoś taki- powiedział przeciągle- Ale skąd ja mam mieć pewność, że Pani się za kogoś nie podszywa? - No tak, bo często się panu zdarza, że ktoś chcę zapłacić za nie swoją pizzę i tym samym poudawać kogoś innego - rzuciłam sarkastycznie- Prawie jak w FBI. - 15 $- mruknął zrezygnowany i wystawił rękę. Po odszukaniu portfela w torebce wręczyła mu banknoty do ręki i uśmiechnęłam się szeroko. Niechętnie wręczył mi pudełko pizzy i dokładnie przeliczył pieniądze. Czyżby mi nie ufał? - Dziękuję Tom- powiedziałam zerkając na plakietkę z jego imieniem. - To moja praca...- schował pieniądze do kieszeni i odszedł w stronę auta z torbą pełną pizzy. Popatrzyłam jeszcze raz na dostawcę i wesołym krokiem ruszyłam do Caleba - I jeszcze jedno- krzyknął Tom- Żeby mi się to już nigdy więcej nie powtórzyło! Posłusznie kiwnęłam głową i otworzyłam drzwi do audi uśmiechając się sama do siebie. Niektórzy naprawdę za poważnie traktują swoją pracę... - Gotowa?- zapytał Caleb zapalając silnik. - Jak nigdy- odpowiedziałam kładąc moje maleństwo na kolanach.
Ok, to już piąty. No nieźle. Ktoś jest w ogóle zainteresowany dalszymi losami bohaterki? A może ktoś zjadłby pizzę?
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.