Rozdział 1

1.9K 126 33
                                    

Hux odetchnął, wypuszczając z płuc dym. Potem przejechał palcem po idealnie zimnej stali spustu.

Zaciągnął się, a potem skupił na celowniku. Idealnie wymierzył. Całkowicie zespolił się z bronią, czuł jej oddech i bicie serca.

Ale coś mu nie pasowało. W sumie, to ktoś.

- Możecie wyjść? - warknął.

Phasma i Mitaka stali pod ścianą w specjalnie wybudowanej hali i wpatrywali się w Huxa jak tępe woły. Miał ich serdecznie dosyć, już po raz kolejny przeszkadzali mu w oddawaniu się pasji.

- Panie generale, prosimy - jęknął porucznik, a Brendol pomyślał sobie, ze gdyby był czuły na Moc, to Dophled leżałby martwy już od dobrych kilku minut.

- Dekoncentrujecie mnie - rudzielec westchnął i poprawił podkoszulek. Potem spojrzał morderczo na swoich podwładnych. -Wyjdźcie stąd, to rozkaz.

- Ale... - Phasma próbowała protestować - Przecież nic nie mówimy...

- Sama wasza obecność mi przeszkadza! - wrzasnął generał. -Jeżeli chcecie obserwować kogoś, to idźcie do sali obok. Ren w niej trenuje.

- Ale on by nas zabił - wyjąkał Mitaka.

- Ja też was mogę zabić! Poczekajcie, przestawię snajperkę, żeby móc was zastrzelić.

- To my już pójdziemy - powiedziała szybko kobieta. - Przepraszamy za stres.

Przerażeni wojskowi szybko ulotnili się z sali. Hux westchnął z ulga i przetarł twarz dłonią, ale po chwili krew ponownie się w nim zagotowała. Phasma i Mitaka stanęli za szybą i nadal się na niego gapili. Czuł się niekomfortowo, był w samym podkoszulku i bryczesach. Odkrywanie chociażby najmniejszego kawałka ciała sprawiało mu kłopot, a ta dwójka podziwiała teraz jego gołe ramiona.

W końcu włożył do ust kolejnego papierosa i zaciągnął się dymem, który od razu przyniósł mu spokój. Potem położył się wygodnie przy snajperce i strzepnął popiół do leżącej obok popielniczki.

Zamknął oczy, przetarł skronie i spróbował ignorować spojrzenia wwiercające się w jego plecy. Pogłaskał pieszczotliwie swoja broń, przymknął jedno oko i strzelił.

Kukła przewróciła się, rozbryzgując plamę czerwonej farby.

- Niezły strzał, Bren - pochwalił sam siebie.

Potem strzelił jeszcze parę razy, do coraz dalszych obiektów, za każdym razem idealnie trafiając. Stojąca za szybą Phasma aż westchnęła z zachwytu. To było wręcz niebywałe, przecież te kukły stały tak daleko...

Hux znów połączył się ze swoją bronią, czuł się tak, jakby był jej częścią, a może ona była częścią jego...trudno powiedzieć. Strzelał coraz szybciej, zacieklej, celniej, zaciągał się dymem i strzepywał popiół, przymykał i otwierał oko, pociągał za spust...

Żadna czynność (nie licząc porządkowania) nie dawała mu takiej przyjemności. Wykonywał ją rzadko, w końcu nie miał czasu, ale uwielbiał to. Gdyby jeszcze te głupie, pozbawione mózgu istoty raczyłyby go w końcu zostawić w spokoju.

Kolejne strzały spowodowały u niego niepokój. Powracały wydarzenia z przeszłości. Nie chciał tej wizji, ale ona tak nieuchronnie się zbliżała.






Wojskowy, który nadzoruje Akademię spogląda na niego z pogardą. Bren przeczesuje palcami swoje rude, wiecznie rozwichrzone włosy.

- Nie - ucina mężczyzna.

- Proszę - jęczy chłopak.

- Nie pozwolimy tobie.Tak poza tym, twój ojciec chce się z tobą skontaktować - dyrektor wskazuje na stojące na biurku urządzenie. Potem szybko wychodzi. Jest zdenerwowany. Boi się funkcjonariusza.

Istota rozumnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz