Rozdział 2

1.5K 120 90
                                    

Hux kręcił się niespokojnie przez sen, mimo że zawsze spał jak trup: na plecach, nieruchomo, z rękoma wzdłuż boków.

Przeszłość dręczyła go nawet w nocy.





Bren wychodzi z transportowca, patrzy na wysoki, biały i brzydki budynek, tak różniący się od pałacyku, w którym mieściła się Akademia. Ale woli autentycznie paskudne koszary od fałszywości Akademii. W każdym miejscu jest lepiej niż w tym idealnym pałacu.

Zbliża się do wejścia, przy okazji przedstawiając się pilnującym drzwi szturmowcom, gdy nagle obok ląduje kolejny transportowiec.

Wysiada z niego chłopak, na oko w jego wieku. Jest przystojny, ma szarobrązowe, niesforne włosy, łobuzerski błysk w niebieskich oczach, gęste brwi i wystające kości policzkowe. Hux dostrzega kilka piegów na nosie i pod oczami. Nieznajomy podchodzi do Brena, uśmiecha się, ukazując białe i równe zęby, zdmuchuje z czoła spłowiały kosmyk.

- Co tu robisz? - pyta. Ma ciepły głos.

- Kim jesteś, żeby zadawać mi takie pytania? - rudzielec marszczy brwi. Szatyn onieśmiela go.

- Jeszcze nikim, ale od dzisiaj będę snajperem w tej armii - stwierdza chłopak.

- Tak się składa, że to ja nim będę - warczy Brendol, a nieznajomy unosi brew i patrzy na niego z politowaniem.

- Ja już mam kilka punktów na wstępie.

- Niby dlaczego? - Hux już wie, że nie lubi szatyna. Jest zbyt pewny siebie.

- Cześć, jestem Timoteus Tarkin - chłopak mruży oczy i niedbale przenosi ciężar ciała na lewą nogę.

- Ten Tarkin? - dziwi się Bren.

- Tak, ten Tarkin. Był moim dziadkiem.To znaczy...zapłodnił moją babcię w jakiejś cuchnącej spelunie.

To wyjaśnia wystające kości policzkowe.

- Ja też będę miał kilka punktów, bo nazywam się Brendol Hux - prycha rudzielec.

- Wielki Moff chyba przewyższa funkcjonariusza nie sądzisz? - TImoteus śmieje się, ale pewność trochę go opuszcza.

- Nie sądzę. Twój Moff już nie żyje, a mój ojciec-owszem.

Zanim zdążą się rozkręcić, przerywa im poirytowany szturmowiec.

- Będziecie się tak kłócić, czy w końcu wejdziecie? Czeka was komisja.

- Przepraszam - mówi szybko Tarkin - Po prostu kolega trochę mnie wyprowadził z równowagi.

- Nie jestem twoim kolegą - warczy Hux, ale szatyn ignoruje go.

Bren tylko uśmiecha się przepraszająco do żołnierza i wchodzi do budynku. Idący przed nim chłopak odwraca się i szczerzy do niego zęby.

- Wiesz, jeden z nas pewnie wróci do domu, bo potrzebują jednego snajpera. Ale jakby co, to mów mi Timmy. Timoteus jest lamerskie.

- Dobra, Timmy. Ja jestem Bren.







Hux wybudził się z dziwnego snu. Zdjął maseczkę z oczu i westchnął przeciągle. Przetarł zaropiałe powieki i usiadł na krawędzi łóżka, wspierając łokcie na udach.

Czemu widział swoją historię sprzed kilkunastu lat?

Wstał, żeby odsłonić zasłony, po czym znów usiadł. Zapalił papierosa i spojrzał na roztaczający się widok zimowej planety. Millicent zamruczała i weszła na jego kolana, a generał podrapał ją pod brodą. Potem ciężko westchnął i wstał, a kotka prychnęła i uciekła na swoje legowisko.

Istota rozumnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz