Hux kręcił się niespokojnie przez sen, mimo że zawsze spał jak trup: na plecach, nieruchomo, z rękoma wzdłuż boków.
Przeszłość dręczyła go nawet w nocy.
Bren wychodzi z transportowca, patrzy na wysoki, biały i brzydki budynek, tak różniący się od pałacyku, w którym mieściła się Akademia. Ale woli autentycznie paskudne koszary od fałszywości Akademii. W każdym miejscu jest lepiej niż w tym idealnym pałacu.
Zbliża się do wejścia, przy okazji przedstawiając się pilnującym drzwi szturmowcom, gdy nagle obok ląduje kolejny transportowiec.
Wysiada z niego chłopak, na oko w jego wieku. Jest przystojny, ma szarobrązowe, niesforne włosy, łobuzerski błysk w niebieskich oczach, gęste brwi i wystające kości policzkowe. Hux dostrzega kilka piegów na nosie i pod oczami. Nieznajomy podchodzi do Brena, uśmiecha się, ukazując białe i równe zęby, zdmuchuje z czoła spłowiały kosmyk.
- Co tu robisz? - pyta. Ma ciepły głos.
- Kim jesteś, żeby zadawać mi takie pytania? - rudzielec marszczy brwi. Szatyn onieśmiela go.
- Jeszcze nikim, ale od dzisiaj będę snajperem w tej armii - stwierdza chłopak.
- Tak się składa, że to ja nim będę - warczy Brendol, a nieznajomy unosi brew i patrzy na niego z politowaniem.
- Ja już mam kilka punktów na wstępie.
- Niby dlaczego? - Hux już wie, że nie lubi szatyna. Jest zbyt pewny siebie.
- Cześć, jestem Timoteus Tarkin - chłopak mruży oczy i niedbale przenosi ciężar ciała na lewą nogę.
- Ten Tarkin? - dziwi się Bren.
- Tak, ten Tarkin. Był moim dziadkiem.To znaczy...zapłodnił moją babcię w jakiejś cuchnącej spelunie.
To wyjaśnia wystające kości policzkowe.
- Ja też będę miał kilka punktów, bo nazywam się Brendol Hux - prycha rudzielec.
- Wielki Moff chyba przewyższa funkcjonariusza nie sądzisz? - TImoteus śmieje się, ale pewność trochę go opuszcza.
- Nie sądzę. Twój Moff już nie żyje, a mój ojciec-owszem.
Zanim zdążą się rozkręcić, przerywa im poirytowany szturmowiec.
- Będziecie się tak kłócić, czy w końcu wejdziecie? Czeka was komisja.
- Przepraszam - mówi szybko Tarkin - Po prostu kolega trochę mnie wyprowadził z równowagi.
- Nie jestem twoim kolegą - warczy Hux, ale szatyn ignoruje go.
Bren tylko uśmiecha się przepraszająco do żołnierza i wchodzi do budynku. Idący przed nim chłopak odwraca się i szczerzy do niego zęby.
- Wiesz, jeden z nas pewnie wróci do domu, bo potrzebują jednego snajpera. Ale jakby co, to mów mi Timmy. Timoteus jest lamerskie.
- Dobra, Timmy. Ja jestem Bren.
Hux wybudził się z dziwnego snu. Zdjął maseczkę z oczu i westchnął przeciągle. Przetarł zaropiałe powieki i usiadł na krawędzi łóżka, wspierając łokcie na udach.
Czemu widział swoją historię sprzed kilkunastu lat?
Wstał, żeby odsłonić zasłony, po czym znów usiadł. Zapalił papierosa i spojrzał na roztaczający się widok zimowej planety. Millicent zamruczała i weszła na jego kolana, a generał podrapał ją pod brodą. Potem ciężko westchnął i wstał, a kotka prychnęła i uciekła na swoje legowisko.
CZYTASZ
Istota rozumna
FanfictionBO NA POLSKIM WATTPADZIE JEST ZA MAŁO KYLUXA V2 Hux jest dręczony przez demony przeszłości, a Ren niczego nie ułatwia. Między mężczyznami dochodzi do spięcia, które nieuchronnie zbliża ich do siebie...