Rozdział Czwarty

16 5 2
                                    

- Cześć Bill - zawołałam podchodząc razem z Harry'm do lady. - Dwa razy to, co zwykle.

- Dzieńdobry, Mi - staruszek uśmiechnął się ciepło. - Już się robi.

Mężczyzna wyjął spod lady dwie butelki mętnego czerwonego soku.

- To jest Jake, zgadza się ? - Bill popatrzył na Harr'ego.

- Nie, to nie Jake - zerknęłam nerwowo na Styles'a, który przypatrywał się nam z dziwnym zainteresowaniem.

- Zack ? - staruszek przeniósł wzrok na mnie.

- Nie Bill, to nie Zack. - powiedziałam z wyraźnym zdenerwowaniem.

- Chwila.. - mężczyzna zaczął liczyć na palcach, co chwila wymrukując jakieś imiona, a ja spłonęłam rumieńcem. Spojrzałam na Harr'ego, który ledwo powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem.

- Wiem! Mike ? - Bill klasnął w dłonie i popatrzył na mnie pytająco.

- Nie - odparłam przez zaciśnięte zęby.

- Dobra! Poddaje się! Eric'a bym rozpoznał, ale Ciebie młodzieńcze widzę tu po raz pierwszy. - staruszek popatrzył na Harr'ego, który uśmiechnął się szeroko.

- Jestem Harry - powiedział i razem z Bill'em uścisnęli sobie ręce.

- Mi, miesiąc temu przyprowadzałaś tu niejakiego Alan'a, a teraz widzę Cię u boku Harr'ego. Przecież powiedziałaś, że z "tym" kończysz. - popatrzył na mnie znacząco.

- Miesiąc temu byłam z Flyn'em. Z Alan'em pół roku temu. - moje policzki zrobiły się jeszcze bardziej czerwone, a za sobą usłyszałam chichot Styles'a.
Kochałem Bill'a jak własnego dziadka, ale w tamtym momencie jedyne co czułam to chęć mordu.

- Ehh.. Mi kiedy ty wreszcie dorośniesz ? - mężczyzna pokręcił głową z dezaprobatą.

- Nigdy - powiedziałam trochę za poważnie.

- Dobra, 3£ się należy. - uśmiechnął się do mnie, a ja podałam mu należną sumę. Skinęłam głową i ruszyłam w stronę wyjścia, zanim jednak opuściłam sklep, usłyszałam cichy szept Bill'a.

- Nie skrzywdź jej dobra ? Proszę, dużo przeżyła i jest trochę zagubiona.

- Ma Pan to jak w banku - powiedział Harry, równie cicho, po czym odwrócił się do mnie.

- Idziemy ? - zapytałam.

- Jasne. Dowidzenia Panu - Hazz pożegnał się z mężczyzną i wyszedł za mną na zewnątrz.

- A tak serio, to ilu ich było ? - zapytał z szarmanckim uśmiechem.

- Pierdol się Styles - warknęłam i wsiadłam na deskę.

- Drogę do mojego domu już znasz ? Założę się, że wśród tej setki chłopaków, z którymi byłaś, znalazł się ktoś z moich przyjaciół. No bo, na przykład, kto nie chciałby Louis'a ? - zapytał ironicznie. - I pewnie odnajdziesz też drogę do jego sypialni - dodał z sarkazmem.

- Nie jestem tanią dziwką Styles - szepnęłam, czując łzy napływające mi do oczu. Nic więcej nie mówiąc, wyrwała mu deskę Eric'a, zabrałam psa i odjechałam. Nie krzyczał i nie próbował mnie zatrzymać. Stał tak po prostu i patrzył. W połowie drogi do domu nie wytrzymałam. Wybuchłam płaczem, co zdarzało mi się naprawdę rzadko, a od dłuższego czasu, wcale.
Nie znał całej prawdy, nie wiedział, dlaczego to robiłam i nie próbował się dowiedzieć. Przede wszystkim nie pchałam się nikomu do łóżka. To, że miałam chłopaka, nie oznaczało, że od razu muszę się z nim pieprzyć.

Wiedziałam, że nie mogę teraz wrócić do domu, bo nie miałam kluczy, a rodziców nie chciałam budzić. Wolałam obyć się bez zbędnych awantur. Rozejrzałam się dookoła. Nic. Cisza, ciemność i pustka na ulicy. Zrezygnowana usiadłam po turecku na chodniku i wzięłam na kolana szczeniaka.

- Boże, jakiego ty masz pecha, że musiałeś trafić akurat na mnie. - szepnęłam. - I tak chyba jest lepiej niż u niej, co ? - zaśmiałam się.

Rozmawiałam z psem, licząc na to, że mnie rozumie. Ktoś, kto patrzyłby ma mnie z boku, mógłby pomyśleć, że uciekłam z zakładu psychiatrycznego. Nastoletnia dziewczyna siedzi w środku nocy na chodniku i rozmawia z psem. Komedia czy dramat ? Sama nie wiem.

- Obiecuję Ci, że nie skrzywdzę Cię, tak jak skrzywdzono mnie - pogłaskałam psiaka po główce, kiedy ten ułożył się wygodnie w moich nogach. - Oh, gdybyś wiedział. Ksiądz, który kiedyś nauczał religii w naszej szkole powiedział, że po śmierci idzie się albo do nieba, albo do piekła, ale ja uważam, że prawdziwe piekło jest na ziemi. Bo przecież na końcu i tak Bóg wszystkim wybaczy, prawda ? Tylko że coś takiego jak bóg nie istnieje. Bo gdyby istniał, byłoby na świecie tyle zła ? Czy zdarzyłoby się to, co miało miejsce trzy lata temu ? - westchnęłam patrząc jak szczeniak powoli przymyka powieki.

Musiałabym być pod wpływem narkotyków, żeby rozmyślać o takich rzeczach i w ogóle poruszać temat religii, ale nie byłam. Czy przez jednego głupiego chłopaka, potrafiłam zachowywać się tak jak pod wpływem narkotyków ? Nie, to nie narkotyki. Nie dosłownie. To coś gorszego. Tęsknota,
poczucie winy i wspomnienia. Znowu pojawiły się w mojej głowie, mimo że tak uparcie starałam się zastąpić je czymś innym, czymś weselszym, ale nie wszystko da się zapomnieć, prawda ?

- Jesteś moim małym niebem - szepnęłam do psa, który wlepił we mnie swoje niebieskie tęczówki i starłam pojedynczą łzę spływającą po policzku.

Chcąc odgonić od siebie przytłaczające myśli, zaczęłam zastanawiać się nad imieniem dla mojego pupila.

- Blue - powiedziałam głośno po chwili namysłu. - Nazwę Cię Blue - uśmiechnęłam się do niego.

- Podoba Cię Się ? - zapytałam.

- Bardzo - zamarłam, słysząc głos tuż
za swoimi plecami.

Outside | h.s Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz